TV szklany gość. "Martwe dusze"
Moda na adaptacje trwa. Trzeba zapewne cenić i wysiłek i upór tych wszystkich, którzy - niepomni niebezpieczeństw - podejmują się tej pracy, choć nie zawsze można cenić rezultaty.
Poniedziałkowy Teatr Telewizji zaprezentował "Martwe dusze" Gogola w adaptacji i reżyserii Zygmunta Hübnera. Nie można było oczywiście oczekiwać, że spektakl odda wiernie nastrój, bogactwo i koloryt tej znakomitej powieści, że potrafi przekazać ponurą, powikłaną, atmosferę życia w carskiej Rosji, odtworzyć dziwne, osobliwe, a czasem odpychające czy przerażające typy ludzkie. Współczesny teatr, a także teatr TV unika wszelkiej rodzajowoscl. Czym jednak bez tego stają się "Martwe dusze"?
Adaptator i reżyser przedstawienia postanowił ograniczyć się do opowiedzenia, a właściwie pokazania przygód Czyczykowa, jego wędrówki w poszukiwaniu... martwych dusz. Scenki dokumentujące kolejne spotkania i wizyty Czyczykowa, jego rozmowy z obywatelami ziemskimi, winny nie tylko posuwać akcję naprzód, ale także wnosić element humoru, obrazować, rosnącą zachłanność Czyczykowa, narastającą atmosferę pewnej niesamowitości wróżącą niechybne zdemaskowanie przedsiębiorczego kupca. Dla Zygmunta Hübnera te sceny są tylko jednak pretekstem dla sceny finałowej. Ona ma być pointą całego spektaklu - adaptator postanowił powiedzieć kilka słów w obronie swego niezbyt sympatycznego bohatera, wywieść z powieści Gogola morał: takich ludzi jak Czyczykow kształtują określone warunki. Telewizyjny spektakl "Martwych dusz", mimo doskonałej obsady, mimo starannego opracowania zbyt był rozwlekły, by przekonać i zachwycić. Spora w tym wina chyba także samej adaptacji. W roli Czyczykowa wystąpił TADEUSZ ŁOMNICKI - była to rola niewątpliwie opracowana starannie, zbyt jednak przypominająca kreację Łomnickiego z "Pamiętnika szubrawca". Wśród licznych wykonawców z uznaniem można wyrazić się o grze Z. Mrożewskiego, M. Czechowicza i T. Fijewskiego.