Artykuły

Jeden nie przeleciał...

Mc Murphy jest włóczęgą, obieżyświatem i małym chuliganem, który nie zagrzaw­szy nigdzie miejsca, trafił wresz­cie do przymusowej pracy na karnej farmie, gdzie strugał wa­riata, więc przeniesiono go do szpitala psychiatrycznego na ob­serwację.

W tym miejscu zaczyna się w Teatrze Powszechnym "LOT NAD KUKUŁCZYM GNIAZDEM" - Da­le Wassermana (adaptacja po­wieści Kena Keseya: "Jedna przeleciała nad kukułczym gniaz­dem"). Wersja filmowa książki, w reżyserii Milosa Formana, zdo­była pięć Oscarów hollywoodzkiej Akademii Filmowej i światową sławę.

Mc Murphy z natury awantur­nik, zaczyna rywalizację z siostrą Ratched - Wielką Pielęgniarką, tyranem oddziału szpitalnego - najpierw dla zabawy, wkrótce z pobudek szlachetniejszych; próbu­je bowiem uwolnić od żelaznej dyscypliny współpacjentów, który­mi w gruncie rzeczy gardzi za to, że przymusowo zamknięci (jak sądzi) nie próbują walczyć z reżi­mem wewnątrz. W szpitalu oprócz nielogicznie postępującej mniejszości przebywa grupa ner­wicowców, którzy dobrowolnie schronili się tutaj przed wielkim i sprawnym światem, nie mogąc mu sprostać.

Osoba Mc Murphyego staje się kataklizmem dla pacjentów i per­sonelu; przychodzi z potrzebą buntu i wiarą w siebie, odchodzi tragicznie, zostawiając trupy. Jest wcieleniem nonkonformizmu, uosobieniem buntu przeciw ograniczeniom wolności jednostki, a motywy jego uczynków budzą zwykły ludzki szacunek bez względu na to, jaki efekt przy­niesie działanie.

Gdyby przedstawienie nie poka­zywało konkretnej, wyizolowanej społeczności szpitalnej, lecz spo­łeczność normalną, rządzoną przez Wielką Pielęgniarkę (przedstawie­nie Hübnera nie nosi śladów aluzyjności), pytanie o sens bun­tu Mc Murphyego nie miałoby racji istnienia lub musiałoby być podejrzane moralnie, podobnie jak pytanie o sens wolności wielu, za którą przecież płaci się spokojem, zdrowiem, życiem swoim i in­nych.

Gdy w bilansie działalności Mc Murphyego są dwa tragiczne zgo­ny, jego i Billy'ego Bibbita, i zli­kwidowanie ucieczki Indianina Bromdena, drugiego buntownika, który poszedł w ślady Mc Murpby'ego, pytanie o sens buntu w sytuacji końcowej, absolut­nie pesymistycznej, w obliczu wielkiej tragedii i wielkiej zbrod­ni (popełnionej z jakże ludzkich pobudek) nie zostaje bynajmniej jednoznacznie rozstrzygnięte, lecz nabiera innego wymiaru, staje się pytaniem o sens człowieczeństwa w ogóle i każe zastanawiać się poważnie nad tym, kiedy człowiek jest wariatem - a kiedy, wariat człowiekiem.

Gdyby pominąć dyskurs nad psychiką i naturą ludzką, przed­stawienie zrealizowane przez ZYG­MUNTA HÜBNERA warto zoba­czyć choćby dla kapitalnej sceny nocnej zabawy w szpitalu psy­chiatrycznym, kiedy to pacjenci uwolnieni od dozoru, bawią się w dom wariatów, zmieniając w codziennym rytuale połykanie le­karstw na połykanie alkoholu, wykorzystując tiki i nawyki co bardziej zwariowanych kolegów do lepszej aranżacji placu zabawy, tak autentycznej i niewymuszonej, iż można wtedy zapom­nieć, że siedzi się w teatrze.

Paradoksem jest, iż mimo umieszczenia akcji w domu waria­tów mamy tu bez przerwy do czynienia z prawdopodobieństwem psychologicznym zachowań boha­terów. Nie jesteśmy zaskakiwani ani ich reakcjami, ani biegiem wypadków z logiczną i brutalną konsekwencją następujących po sobie. Jeśli bywamy zaskoczeni lub zadziwieni czymś na scenie, jest to zasługa nie tyle sztuki Dale'a Wassermana, lecz reżyserii przedstawienia w Teatrze Pow­szechnym i gry aktorskiej.

WOJCIECH PSZONIAK jako Mc Murphy świetny jest w spon­tanicznej, żywiołowej naturalnoś­ci. Jednak odnoszę wrażenie, że Mc Murphy dynamiczny, ale nie­zbyt skomplikowany bohater nie jest dla tego aktora wymarzoną postacią, że grając tę rolę Pszoniak może wykorzystywać zaled­wie cześć swojego bogatego talen­tu - już dzięki której postać ta wspaniała może w życiu, lecz gorsza na scenie, nie nudzi nas, lecz fascynuje. Błyskotliwym kunsztem popisuje się BRONI­SŁAW PAWLIK; grany przez nie­go Dale Harding staje się najpoważniejszym partnerem Mc Murphyego, gdyż siostra Ratched zbyt monolitycznie zbudowana, nie stwarza, sądzę, MIROSŁAWIE DUBRAWSKIEJ okazji do dużej kreacji. Pamięta się jeszcze prze­de wszystkim postacie biegunowo sobie przeciwstawne: nieśmiałą ptaszynę Bibbita w wykonaniu OLGIERDA ŁUKASZEWICZA i wielkiego ponurego Indianina Bromdena FRANCISZKA PIECZKI. Niezwykle funkcjonalna, po­zwalająca zachować klasyczną jedność miejsca zdarzeń, jest sce­nografia KAZIMIERZA WIŚNIAKA.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji