Artykuły

Perwers wymuszony

"Żydówek nie obsługujemy" w reż. Piotra Jędrzejasa w Teatrze im. Jaracza w Olsztynie. Pisze Katarzyna Strzelec w Teatrze.

Zbiór opowiadań "Żydówek nie obsługujemy" Mariusza Sieniewicza nie jest szczytem osiągnięć ani polskiej literatury współczesnej, ani tego autora. Historie składające się na książkę, choć poruszają ciekawe wątki, jednak nużą - głównie językiem, nazwijmy to, wymuszonej perwersyjności. Dlatego lepiej nie sięgać do tej lektury i niepotrzebnie nie zniechęcać się przed obejrzeniem sztuki wystawionej na deskach olsztyńskiego teatru. Gdy jednak pozbawimy tekst "Żydówek..." niepotrzebnej waty słownej, otrzymamy niezwykle humorystyczną opowieść, która z lekką dozą goryczy demaskuje rozmaite schematy funkcjonujące we współczesnym społeczeństwie, od ikon popkultury przez mcdonaldyzację i konsumpcjonizm po nietolerancję i sekciarstwo.

Opowiadania Sieniewicza można podzielić na dwie grupy. Część utworów z tego zbioru dotyczy bezpośrednio kwestii tytułowych Żydówek - tak umownie autor nazywa osoby odrzucone przez społeczeństwo, szykanowane, nietolerowane. W pozostałych utworach koncentruje się na pewnego rodzaju diagnozie aktualnych problemów - na przykład bierze pod lupę resort służby zdrowia, który porównuje do królestwa pod rządami despotycznego lekarza, Heroda; wchodzimy też do notorycznie zatłoczonych autobusów, których pasażerów opisuje jako dewiantów, którzy czerpią maniakalną rozkosz z szeptania sobie do ucha: "Posuń się, posuń! Bo cię posunę...".

Piotr Jędrzejas oczywiście jeszcze bardziej przejaskrawił treść wybranych opowiadań (trudno byłoby traktować pompatycznie tekst "Żydówek...") i stworzył klarowną historię o Filipie Piszczajce, mało atrakcyjnym "Banderasie przeciętności". Skupił się na problemie wtłaczania głównego bohatera w różne formy, które, co gorsza, nieustannie prowadzą do bolesnego odrzucenia przez kolejne środowiska. Staje się więc poddanym Króla Miłościwego Heroda i królowej Gieni w przychodni zdrowia przy ulicy Kajki, potem Wielkim Performerem, którego atrybutem władzy jest czerwony kapeć babiny, a w końcu osaczoną w supermarkecie Żydówką. Można dostrzec pewne analogie między Filipem Piszczajką a Józiem z "Ferdydurke", choć porównywanie Sieniewicza z Gombrowiczem to raczej profanacja. W końcu jeden z nich to perwers utajony, a drugi - wymuszony. Reżyser, adaptując opowiadania Sieniewicza, wprowadził trzy narratorki (Joanna Pertach, Milena Gauer, Agnieszka Grzybowska) - kobiety w różnym wieku, nowoczesne i zimne, idealnie pasujące do równie sterylnie białej, schludnej scenografii, przypominającej fragment magazynu. To one opowiadają dzieje Filipa Piszczajki (Grzegorz Gromek), niekiedy wypowiadając swoje kwestie w zaskakujący sposób (odśpiewywanie ich na styl psalmów). Innym razem bezpośrednio uczestniczą w akcji, na przykład w scenie "Stairway to heaven", gdy Piszczajko podąża za swym bóstwem - babiną - na zielone łąki, powodowany pragnieniem zespolenia się z nim w jedność. Działania Filipa stają się więc ilustracją narracji - wydawać by się mogło, że tego typu konstrukcja może być zwyczajnie monotonna. Piotr Jędrzejas wprowadza jednak kilka urozmaicających rozwiązań. Scenie kłótni Piszczajki z taksówkarzem nadano formę skocznego tańca ludowego, któremu wtóruje tekst narratorek. We wcześniej wspomnianej scenie "Stairway to heaven" podążanie ku owym niebiańskim łąkom przedstawiono jako symulację orgazmu na wózku widłowym.

Właśnie, wózek widłowy jest najważniejszym rekwizytem tego przedstawienia, uniwersalnym i (ze świadomością, że określenie odnosi się do wózka) nośnym. Przez cały czas jest obecny na scenie, co rusz zmienia funkcje - raz imituje tron lekarza Heroda, innym razem z kolei taksówkę. Wszystkie zastosowania czynią z niego niebanalny symbol konsumpcjonizmu.

Od całej tej wesołej degrengolady - bo oglądane przez nas wypadki Filipa, choć momentami zabawne, są smutną diagnozą naszej rzeczywistości - zdecydowanie odróżnia się ostatnia scena sztuki, w której Filip Piszczajko zostaje w supermarkecie zdemaskowany i uznany za Żydówkę. Wtedy już kończy się humorystyczna atmosfera, która udziela się nam od początku trwania spektaklu. Zaczyna się prawdziwa nagonka. W stronę Piszczajki-Żydówki pada szereg obraźliwych i szowinistycznych haseł: "Hańba! Zabójcy Chrystusa! Nie chcemy tu Żydów! Feministki won od polskich kobiet! Kobieta i rodzina - a nie kurwy, feminizmy! Pedały do Holandii!". Punktem kulminacyjnym tej i tak wystarczająco dosadnej i prowokacyjnej sceny jest moment ukrzyżowania Żydówki - ale nie na krzyżu, tylko na wielkiej palecie spożywczej! Nie sądzę, żeby wykorzystanie w ten sposób motywu Drogi Krzyżowej Chrystusa było konieczne (nie wspominając o tej nieszczęsnej palecie. ..). Ten, w założeniu przejmujący, pomysł wprowadził raczej pewną banalność do przekazu sceny, która i bez tego naj-czytelniej w całym przedstawieniu wskazuje na problem nietolerancji i dyskryminacji.

Zastanawia teza przedstawienia. Oczywiste jest, że w masowych mediach prym wiodą tylko młodzi, piękni i bogaci, ale czy oznacza to, że w życiu codziennym jest tak samo? Czy rzeczywiście każda osoba, która odbiega od schematu względnej normalności - czyli na przykład pryszczata, ruda, krępa bądź feministka, blondynka, gej - jest przez ogół społeczeństwa traktowana inaczej, wykluczana, w jakiś sposób stygmatyzowana? Wydaje mi się to zbytnim uogólnieniem, choć - to trzeba twórcom oddać - przedstawienie nie pozwala okrzepnąć w przyjemnym złudzeniu, że ludzie czy uprzedzenia zmieniają się i z upływem czasu stajemy się społeczeństwem bardziej tolerancyjnym.

***

Katarzyna Strzelec - studentka polonistyki i filozofii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie oraz wiedzy o teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji