Koncert w duecie
Chyba nie pójdę do Powszechnnego - mówi znajomy krytyk filmowy. - Widziałem film Petera Yatesa, gdzie garderobianego grał Tom Courtenay, a wielkiego aktora - Albert Finney. Żadna to wielka literatura, fabułka cieniutka, co tam jest do oglądania? Po prostu ramotka.
A tymczasem na dworze mróz, blisko 30 stopni poniżej zera, a o godz. 19.00 w Powszechnym tłok. Wręcz nieprawdopodobny. Przed kasą też, choć bilety już dawno wyprzedane. Tu nawet zdarzają się zabawne nieporozumienia. Ot, jak choćby to: wśród kolejkowiczów po wejściówkę ustawił się starszy pan z dużą podróżną torbą. Po chwili okazało się, że przybył tu po... garderobę. Sąsiadka powiedziała mu, że wyraźnie słyszała w radiu, iż w Teatrze Powszechnym w Warszawie dają garderobę, którą z Paryża przywiózł Pszoniak. Nie ma się z czego śmiać - tłumaczył później nam, zaśmiewającym się do łez - albo to raz przychodziły do teatrów z zagranicy paczki z ubraniem i żywnością. Pożyczył więc torbę od sąsiadki. Wkrótce ferie, przyjedzie wnuk, więc miałby prezent. Może jakiś ciepły sweter albo kurtka.
Tymczasem w Powszechnym dają nie garderobę a "Garderobianego". A Pszoniak, owszem jest. Przyjechał specjalnie z Paryża, aby zagrać rolę tytułową w tym przedstawieniu. Kiedy pytano go czy wrócił do kraju na dobre, bo jak inaczej wyobraża sobie grę w spektaklu, odpowiedział: "Będę dojeżdżał z Paryża na warszawskie przedstawienia.
I dojeżdża. Przedstawienia grane są w tzw. blokach, po kilkanaście i przerwa. Wtedy pan Wojciech bierze azymut na Paryż, gdzie związany jest różnymi umowami artystycznymi - a to gra, a to wyraża swoją opinię jako konsultant artystyczny w Lozannie, a to ma jakieś projekty filmowe w RFN itd, itd. Osiem lat gra już Pszoniak za granicą, Polska widownia dawno nie oglądała go na scenie. A sam Pszoniak bardzo chciał zagrać w tej sztuce.
- "Dzisiaj w wielkim świecie problemów, mocarstw, wojen, dyskusji zginął gdzieś człowiek - powiedział aktor.
- Został niejako zdominowany, przykuty tym wszystkim. Zatraciliśmy cel generalny, cel przyświecający człowiekowi w życiu. A ta sztuka mówi właśnie o człowieku, o jednym z ludzi, których nie znamy, którzy są anonimowi. O tzw. szarym, przeciętnym człowieku. Dlatego tak bardzo chciałem zagrać w tym przedstawieniu".
Jak wyznał dziennikarce - bał się przed premierą nadmiernej reklamy w naszej prasie. Tu takie wielkie przygotowania, Pszoniak przyjeżdża z Paryża, a tymczasem -nie daj Bóg - przedstawienie nie wypali.
Nadmiernej reklamy nie było, a spektakl wypalił znakomicie. Zresztą, jakże by mogło być inaczej? W dwóch głównych rolach znakomity duet: ZAPASIEWICZ - PSZONIAK (po raz pierwszy spotkali się na scenie), drugi plan (daj Boże innym teatrom takiego pierwszego planu): Elżbieta Kępińska, Ewa Dałkowska, Bronisław Pawlik, Mariusz Benoit i inni. A całość w doskonały sposób poprowadzona przez ZYGMUNTA HÜBNERA
Na czym polega sukces "Garderobianego"? Na pewno nie na tekście literackim. Bo choć sztuka napisana jest bardzo teatralnie, ze świetnym wyczuciem sceny i ma doskonałe dialogi - to jednak jej zawartość myślowa jest płyciutka. Żadna filozofia.
Akcja sztuki rozgrywa się w teatrze, a właściwie za jego kulisami. Taki teatr w teatrze. Jest wojna, 1942 rok, lecą bomby, raz po raz wyją syreny nawołujące do schronu. Tymczasem w jakimś prowincjonalnym angielskim miasteczku wędrowna trupa teatralna (lub jak kto woli teatr objazdowy) wystawia "Króla Leara".
My na widowni czujemy się tak jakbyśmy za pomocą czarodziejskiej czapeczki stali się niewidzialni i znaleźli w garderobie wielkiego aktora, zarazem dyrektora i właściciela tej objazdowej sceny, którego wszyscy tytułują Sir. To właśnie on i jego wierny podnóżek, służący, opiekun, niańka, słowem garderobiany - ukazują nam kulisy prawdziwego teatru. Ale przede wszystkim obserwujemy wzajemne stosunki między Aktorem a jego wieloletnim garderobianym.
Aktor odnoszący na scenie sukcesy, pozostaje dłużnikiem tego który w cieniu kuils poświęcił całe swoje życie dla niego i dla teatru. Pozostaje dłużnikiem garderobianego. Każda zależność rodzi niechęć i pogardę. Toteż trwa między nimi walka. Mimo to nie potrafią żyć bez siebie. Są sobie nawzajem potrzebni. Garderobiany jest dla aktora siłą motoryczną wszystkiego. To dzięki niemu wielki aktor niegdysiejsze bożyszcze publicznością dziś zmęczony już życiem człowiek, wierzy w swoją wielkość, w swoje aktorskie posłannictwo. Część blasku opromieniającego aktora spada na oddanego garderobianego, któremu zupełnie to wystarcza do szczęścia. Dlatego też znosi wszelkie uopkorzenia ze strony wielkiego aktora. A śmierć aktora dla garderobianego Normana oznacza śmierć wszystkiego.
Wojciech Pszoniak w roli Normana stworzył przejmujący wizerunek człowieka, który wielką nieodwzajemnioną miłością ukochał teatr i oddał mu całe swoje życie; Pszoniak jest głęboko prawdziwy, ludzki. Bawi nas i wzrusza. Wszędzie go pełno, biega po scenie charakterystycznym, drobnym, kroczkiem, mówi szybko, jak cerber strzeże swego pana, realizuje każdy jego kaprys i jest na każde jego skinienie. Ale w zamian nie otrzymuje od tamtego tej najbardziej należnej mu i upragnionej zapłaty, jaką jest po prostu serce.
Zaś Zbigniew Zapasiewicz niejako na zasadzie kontrastu, w stosunku do swego kolegi scenicznego, buduje postać starego aktora. Czyni to z niezwykłą maestrią. Jest wzruszający, kiedy odsłania swoje człowiecze słabości, jest liryczny w swej prywatności, by za chwilę okazać swą władczość, egoizm i megalomanię.
Jest także tragiczny kiedy po raz ostatni wciela się w postać Leara. Nie zabrakło, tu też śmiesznostek, zawiści, rysów kabotyństwa starego aktora, pewnych nurtujących go obsesji, egotyzmu itd. Słowem tego wszystkiego, co wynika z faktu uprawiania aktorstwa. Ale pod płaszczykiem tego spostrzegamy człowieka, który ma pełną świadomość potrzeby i sensu aktorstwa i teatru.
Zaiste, partnerzy godni siebie. To - jak sądzę - jest główną przyczyną, dla której drogi Czytelniku, biletów w kasie łatwo nie uświadczysz.