Artykuły

Kraków. W Nowym premiera nieznanego dramatu Ibsena

18 stycznia w Teatrze Nowym premiera 'małego Eyolfa" w reż. Marii Spiss [na zdjęciu]. Przedstawienie powstało w ramach międzynarodowego projektu teatralnego "Re-kreacje: Ibsen" finansowanego ze środków Funduszu Wymiany Kulturalnej w ramach Norweskiego Mechanizmu Finansowego i Mechanizmu Finansowego EOG.

"Mały Eyolf" to praktycznie nieznany w Polsce jeden z ostatnich dramatów Henryka Ibsena. Od czasów swojej polskiej prapremiery w Teatrze Miejskim w Krakowie (1904) został wystawiony jeszcze tylko jeden raz we Lwowie (1906). Przedstawienie przygotowane przez Marię Spiss powstało na podstawie nowego, dokonanego przez Aleksandrę Sawicką tłumaczenia dramatu z norweskiego oryginału. Nowe tłumaczenie dramatu ukaże się drukiem w kwietniu 2009 roku w serii Dramat Współczesny wydawnictwa Panga Pank (wraz z tłumaczonymi na potrzeby projektu "Re-kreacje: Ibsen" dramatami "Światłopalenie" Dei Loher i "Dziewczyna na kanapie" Jona Fosse).

Maria Spiss: "W "Małym Eyolfie" zafascynowała mnie pewna, wpisana w dramat kontradykcja. Z jednej strony dramat ten pełen jest konstrukcyjnych niedoskonałości, wynikających najczęściej z przyzwyczajenia dramatopisarza do konieczności linearnego prowadzenia zdarzeń. Jednocześnie jednak te techniczne niedoskonałości nie są w stanie zakwestionować jakości fantastycznych portretów psychologicznych pojawiających się w nim postaci. Postaci, które odcięte od świata ograniczają swoją codzienność do nieustannego i wzajemnego rozdrapywania świeżo zabliźnionych ran. Czytając ten dramat wydawało mi się zresztą, że Ibsen, który przecież perfekcyjnie opanował technikę pisania dramatów psychologicznych, w "Małym Eyolfie", a zatem w jednym ze swoich ostatnich dramatów, niewiele zajmował się kwestiami technicznymi skupiając się głównie na sportretowaniu tych zawieszonych między snem a jawą bohaterów. I to właśnie owa niejednoznaczność dramatu, zestawienie czasem wręcz drażniącej psychologizacji z norweskim folklorem sprawiło, że "Mały Eyolf" wydał mi się szczególnie ciekawy i warty pokazania. Rita, Asta i Allmers to postaci, które w pierwszej chwili budzą niechęć: zarozumiali, samolubni, egocentryczni, niezdarni wydają się być pozbawieni nie tylko możliwości ale także i woli jakiegokolwiek działania. Jednak kiedy wsłuchać się w to co do siebie mówią i jak bardzo rozpaczliwie szukają jakichkolwiek oznak czyjegoś zainteresowania okazuje się, że ta ich cała niezdarność, nieumiejętność bycia z kimś wynika z ogromnej samotności, którą, jak w jednej ze scen mówi Alfred Almmers "można odczuć tylko na ogromnych płaskowyżach". Chciałabym, żeby w moim przedstawieniu znalazło się choć trochę klimatu tych ogromnych płaskowyży, przepełnionych poczuciem samotności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji