Artykuły

Upadek Ewy P.

- Nie mam ambicji, by na cytatach z autora powieści czy dramatu budować własny, autonomiczny świat. To nieuczciwe. W takim wypadku należy samemu przejąć rolę dramaturga i podpisać się pod tym tekstem. Zawsze czuję się związana z autorem, dbam o jego przekaz - mówi reżyserka ANNA KĘKUŚ-POKS przed premierą "Dziejów grzechu" we wrocławskim Teatrze Capitol.

Katarzyna Kamińska: "Estetyczna katastrofa w dwóch tomach", "pozbawiony sensu i idei pomysł" - to delikatniejsze, spośród opinii, jakie współcześni Żeromskiemu wyrażali o "Dziejach grzechu". Co Panią pociąga w tej skandalizującej powieści?

Anna Kękuś-Poks: Jest zwyczajnie ciekawa, a oprócz tego bardzo pojemna, pełna różnych sensów. To przede wszystkim rzecz o kobiecie. Ewa Pobratyńska jest postacią wielowymiarową, jednym z najpełniejszych literackich portretów nie tylko w historii polskiej, ale także światowej, literatury. Potrzeba pewnej dojrzałości, by pewnych wątków nie traktować zbyt dosłownie. Skandalizujące odczytanie "Dziejów grzechu" to dla mnie mało - fascynujący mnie sam jej temat. To wybitna powieść, a jedyną przeszkodą w jej odbiorze może być archaiczny język.

Także realia Polski przełomu XIX i XX wieku są obce współczesnemu człowiekowi.

- Sfera ducha i umysłu pozostaje uniwersalna. Tekst Żeromskiego jest głęboki, to manifest manichejski mówiący o dobru i złu, które składa się na całą rzeczywistość. To także opowieść o przeznaczeniu, skomplikowanej miłości i złożonej naturze człowieka, którą sami boimy się odkryć. Nie czuję potrzeby uwspółcześniania mojej inscenizacji - występuje w niej tło społeczne czy ekonomiczne Polski tamtego czasu, aktorzy występują w strojach z epoki.

Ewa, główna bohaterka powieści, wchodzi w coraz bardziej skomplikowane, niszczące relacje. Tymczasem manicheizm zakłada, że zła unikamy dzięki poznaniu, nauce na błędach.

- To prawda. Ewa ma zaburzoną wolność wyboru, nikt z autorytetów nie poszerza jej horyzontów, nie uczy mądrości życiowej. Rodzice i kapłan narzucają jej schemat postępowania, a ona przyjmuje go bezkrytycznie i daje podciąć sobie skrzydła. To banalne i krzywdzące. Była młodą, piękną i inteligentną kobietą, a jej myśli zajmowało to, czy dbałość o wygląd jest moralna. Nie wiedziała, czy może ubierać piękne pantofle. Jej wiara jest podana powierzchownie i w sposób pełen egzaltacji - Żeromski pokazuje, czym to się kończy. "Dzieje grzechu" to nie historia upadków i wzlotów Ewy, ale spirali, po której kobieta ześlizguje się coraz bardziej na dno i nigdy nie może się w życiu odnaleźć.

Czyli to konwenanse zagłuszyły jej kobiecą intuicję?

- Tu chodzi o rozumienie wiary. Jeśli 10 przykazań jest jedynie nic nieznaczącą formułą, człowiek się wywraca. Potrzeba doświadczenia i pomocy, by nie postrzegać świata powierzchownie. W tym przypadku błędy, jakie Ewa popełnia poprzez swoje ograniczone spojrzenie na świat, są nieodwracalne.

"Dzieje grzechu" w Capitolu mają być dramatem muzycznym, nie musicalem. Co to znaczy?

- To spektakl dramatyczno-muzyczny. Musical ma pewną skończoną, dość prostą formułę, w tym momencie nie jest ona dla mnie rozwijająca. W teatrze muzycznym staram się podążać za zasadą, by dialogi, piosenki i ruch miały takie samo znaczenie. W moich "Dziejach..." dialogi nie służą, jak w klasyczny, musicalu, jedynie "uruchomieniu" piosenek. Tutaj jest wiele scen dramatycznych, wymagających znakomitego warsztatu aktorstwa. Teatr muzyczny i dramatyczny w mojej działalności uzupełniają się, w tym spektaklu łączę te dwie sfery.

Podkreśla Pani, że w swojej inscenizacji podąża za Żeromskim. Czy to nie odtwórcze podejście?

- Nie mam ambicji, by na cytatach z autora powieści czy dramatu budować własny, autonomiczny świat. To nieuczciwe. W takim wypadku należy samemu przejąć rolę dramaturga i podpisać się pod tym tekstem. Zawsze czuję się związana z autorem, dbam o jego przekaz. Nie używam tekstu na zasadzie układanki z klocków - eksponuję to, co było zamysłem autora, filtrując przez własną wrażliwość. Przemycam swój światopogląd, ale nie chcę się wchodzić w konflikt z autorem.

Jednak na scenie pojawi się Grzech, grany przez Marka Bałatę?

- Oprócz tekstu pojawia się tu cała sfera metafizyki i uczuć, którą obrazuję na scenie. Postać nazywana Grzechem jest bardzo pojemna: to mądrość, śmierć, dobro i miłość, czasem też alter ego postaci.

***

Anna Kękuś-Poks - reżyserka spektakli muzycznych i dramatycznych, zrealizowała m.in. "My Fair Lady" we wrocławskim Teatrze Muzycznym Capitol, "Kolację dla głupca" i "Gąskę" w Teatrze Polskim w Szczecinie, "Drugi pokój", "Mały światek Sammy'ego Lee" w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie i "Straszny dwór" w Operze na Zamku w Szczecinie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji