Artykuły

Być w ruchu

Człowiek instytucja MARIAN GLINKOWSKI od pół wieku nie schodzi ze sceny. Ma na koncie aktorskie doświadczenia, ale przede wszystkim jest reżyserem, organizatorem życia teatralnego, postacią, która nie ma wielu sobie równych w teatrze niezależnym.

Człowiek instytucja Marian Glinkowski od pól wieku nie schodzi ze sceny. Ma na koncie aktorskie doświadczenia, ale przede wszystkim jest reżyserem, organizatorem życia teatralnego, postacią, która nie ma wielu sobie równych w teatrze niezależnym. Przez dwa wieczory w ŁDK na cześć Jubilata prezentowały się jego zespoły: Teatr Orfa i Teatr Kilku Osób, popłynęły też wspomnienia.

Co jest najważniejsze w pana jubileuszowym bilansie?

- Że udało mi się być w ruchu. W sumie to około 120 zdarzeń, spektakli, koncertów, happeningów. Udaje równy rytm aktywności i zawsze miałem wokół siebie sympatycznych, zaangażowanych ludzi.

Najpierw chciał pan być aktorem...

- 50 lat temu w harcówce XV LO zakładałem teatrzyk "Floridont". W szkolnym przedstawieniu zagrałem Gucia w "Ślubach panieńskich". Byłem chłopakiem, którego dziewczyny widziały raczej na drugim planie, a tu naraz znalazłem się z przodu. I tak się zaczęło. W swoich działaniach teatralnych chcę powiedzieć coś bardzo osobistego.

Nieustannie pozostaje pan związany z młodym teatrem...

- Może jestem takim wampirem, któremu młodość daje napęd?

Zatem co w planach?

- Jest we mnie ochota do przygotowania spektaklu, który miałby siłę kabaretowego oddziaływania, ale nie był tylko czymś doraźnym. I pracuję nad tym, by prowadzenie festiwali teatralnych, jakie organizuję w ŁDK, oddać zespołowi, który ze mną współdziała i zna się na tym. Trzeba racjonalnie oceniać siły, ale oczywiście pozostawać w ruchu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji