Artykuły

Decyzja należy do Ciebie!

Entuzjazm widowni, wyrażony długimi oklaskami, każe domyślać się, że niejedna osoba ponownie odwiedzi mury teatru, by zobaczyć inną odsłonę finału spektaklu - o "Szalonych nożyczkach" w reż. Marcina Sławińskiego w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Kto zabił? Tego akurat nikt nie wie, ale dowiedzieć się może, mało tego - sam może pomóc wskazać sprawcę zbrodni! Oto nad salonem fryzjerskim, w suterenie kaliskiej kamienicy popełniono okrutną zbrodnię - zamordowano starszą panią, niegdyś znaną pianistkę, szykującą się do wielkiego come back. Może rzeczywiście jej nieustające ćwiczenia fortepianowe nieco przeszkadzały (ileż razy można słuchać "Etiudy rewolucyjnej"?!), może faktycznie dała się we znaki jako właścicielka kamienicy - ale czy od razu należało pozbawiać ją życia? I to przy pomocy wbitych w szyję nożyczek?

Jak się to nierzadko zdarza, losy kilku osób zostały na krótki czas ze sobą związane. Policja podejrzewa troje klientów zakładu fryzjerskiego i dwoje jego pracowników o okrutne morderstwo. Powoli, spod licznych kłamstewek i półprawd, zaczyna wyłaniać się prawda. Jednak to, jaki będzie jej ostateczny kształt, zależeć będzie wyłącznie od widowni. Śledztwo prowadzone jest zasadniczo według wskazówek i pytań widzów, a w finałowym głosowaniu to oni mają najwięcej do powiedzenia.

Najnowsza premiera kaliskiego teatru to święcący triumfy na scenach świata tytuł. Oszałamiający sukces "Szalonych nożyczek" jest wynikiem harmonijnego połączenia wielu elementów: to farsa (a zatem - komplety są spodziewane, może nawet gwarantowane) z elementami czarnej komedii (rzadko spotykanym, a popularnym gatunkiem) i zakończeniem, każdorazowo uzależnionym od głosów widzów (zatem należy obejrzeć spektakl kilkakrotnie). Do tego aktorzy wchodzą ochoczo w interakcje z widzami, a inscenizacja za każdym razem wpisana jest w lokalny krajobraz (dlatego pani Dąbek mieszka na Szałe, przy ul. Jaśminowej, a z głośnika dobiega głos kaliskiego dziennikarza, Roberta Kordesa). Przecież tak lubimy oglądać to, co już znamy!

Choć premierowa publiczność nie była szczególnie skora do współpracy z prowadzącymi śledztwo policjantami, spektakl dobił do końca bezboleśnie. Skazana w głosowaniu widzów została Barbara Makowska (ponoć to najczęstszy wybór). Entuzjazm widowni, wyrażony długimi oklaskami, każe domyślać się, że niejedna osoba ponownie odwiedzi mury teatru, by zobaczyć inną odsłonę finału.

Kaliscy aktorzy niejedną farsę już zagrali - wyraźnie jednak można wyróżnić tych, którzy w takim gatunku czują się naprawdę dobrze i wpisują się w charakterystyczną farsową formę. Prym na scenie wiedzie dwoje pracowników salonu fryzjerskiego: wdzięczący się, cudownie przegięty Szymon Mysłakowski jako Antoni Wzięty oraz Agnieszka Dulęba-Kasza - Barbara Makowska, szczebiocząca idiotka z kilkoma sekrecikami, niewprawnie ukrytymi za pazuchą. Oboje odnaleźli i ukazali mieszczące się w wariackim spiętrzeniu wydarzeń prawdopodobieństwo typów ludzkich - bliskie stereotypowi, ale nie lądujące poza tą granicą. Skromną, cichą robotę wykonał Wojciech Masacz w roli Michała Tomasiaka, policjanta "przynieś-wynieś-pozamiataj". Z zasady mrukliwy i ociężały, rozkwita natychmiast, gdy wspomina, że "kończyło się Kościuszkę" (jedno z kaliskich liceów).

Hieratyczna, nienaturalnie usztywniona pani Dąbek Agnieszki Dzięcielskiej i pozbawiony wyrazu Wurzel w wykonaniu Zbigniewa Antoniewicza to role, które pozbawiały przedstawienie napięcia, wprowadzały monotonię i dały się od początku do końca przewidzieć. Nachalny, wręcz agresywny policjant Dominik Kowalewski w wykonaniu Michała Wierzbickiego, krzykiem uciszający ludzi, bezwzględnie egzekwujący podniesienie ręki i jakby niechętny całemu dialogowi z widownią to chyba najsłabszy punkt przedstawienia.

Perfekcyjna pod każdym względem jest scenografia Wojciecha Stefaniaka - mowa tu zarówno o drobiazgowym wyposażeniu wnętrza salonu, jak i o koszu na śmieci za oknem, umieszczonym tak, że domyślamy się, iż akcja toczy się w suterenie, zanim ktokolwiek to zasugeruje. Niewiele też zarzucić można reżyserii spektaklu: Marcin Sławiński, od lat pracujący głównie z repertuarem farsowym, ma wyczucie rytmu, różnicuje tempa i podkręca intensywność scenicznych wydarzeń. Warto podkreślić również, że kolejne jego inscenizacje nie są swoimi kopiami: wersja kaliska w wielu elementach istotnie różni się np. od zrealizowanej niemal trzy lata temu wersji krakowskiej.

Przy wszystkich niedostatkach i całym kapryszeniu z przekonaniem można powiedzieć, że "Szalone nożyczki" to rzetelna, przepracowana przez twórców i poprawnie funkcjonująca na scenie rozrywka. To już bardzo dużo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji