Artykuły

Szarość i samowar

Jesteśmy głupsi od naszych rodziców, nasze dzieci są głupsze od nas. A wszystko to razem nazywa się postępem. Przypomina ml się ta myśl Czechowa, kiedy widzę na scenie nietradycyjne przedstawienia Jego utworów. Przeważają realizacje, które stawiają sobie za cel uwspółcześnienie sztuk Czechowa w sensie artystycznym, albo takie, które przystosowują ich treści do naszych czasów. Bywają też w stylu farsowym tworzone pod pretekstem, że Czechow nazywał swoje sztuki komediami. Te modyfikacje wydają się zazwyczaj zbędne. Sztuki Czechowa wcale się nie zestarzały, tłumaczą się dzisiaj same przez się, pokazują bowiem uniwersalne problemy człowieka, które są niezależne od czasu. Dlatego sztuki Czechowa nigdy nie są nudne i niedzisiejsze, o ile, rzecz jasna, są dobrze grane. Kolejnym dowodem w tej sprawie jest spektakl "Wujaszka Wani" na Scenie 61 Teatru Ateneum. Nic bardziej tradycyjnego, włącznie z tym, że na stole stoi samowar, a postaci są szare, zwykłe, jak w opowiadaniach Czechowa. Bohaterowie - w wiejskim domu zgromadzeni członkowie rodziny, związani są nie tyle uczuciami, co pokrewieństwem i zależnościami finansowymi. Przyjazd z miasta profesora Sieriebriakowa (Jan Matyjaszkiewicz) z żoną Heleną (Małgorzata Pieńkowska) wprowadza zamęt w unormowane jednostajne życie, doprowadza do narastania złych emocji, nielegalnych uczuć, wreszcie wybuchu konfliktów. Kiedy profesorska para wyjeżdża - wszystko wraca do smutnej, szarej normy.

W takim właśnie szarym odcieniu jest fabuła tego spektaklu. Młody reżyser Tomasz Konina trafnie dobrał aktorów. Z małym wyjątkiem wszystkie postaci są przekonywające. Wujaszek Wania w wykonaniu Artura Barcisia to zabiedzony stary kawaler, który ma poczucie, że zmarnował życie pracując na innych i o to wszystko ma żal. Profesor Sieriebriakow to stary egocentryk i tyrański zrzęda, a jego żona Helena jest piękna i ponętna, ale nic w niej nie ma poza pustką, nawet zdrowej chęci grzechu. Jej drugi, obok wujaszka Wani, wielbiciel, doktor Astrów (Piotr Fronczewski) to pracowity i silny mężczyzna. Niania Anny Wróblówny jest jeszcze kobietą w pełni sił, mądrą, ale zbyt surową. Jedyną wzruszającą postacią w tym przedstawieniu jest Sonia - Sylwia Zmitrowicz ubrana z uderzającą skromnością, trochę kanciasta w ruchach. Jej gładko zaczesane włosy odsłaniają rysy pełne pięknej, nieskażonej prostoty. Gdy bez histerii powtarza wujaszkowi Wani, że trzeba cierpieć, a po śmierci czeka zapłata, wiemy, iż skazana jest na niespełnienie. I choć ona sama zdaje się być z tym pogodzona, trudno się z tym pogodzić.

W przedstawieniu Tomasza Koniny nie ma olśniewających postaci, tragicznych ani komicznych scen. Jest zgrzebnie, powszednio, zwyczajnie, beznadziejnie albo z nadzieją, mimo wszystko - bardzo blisko Czechowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji