Artykuły

Norwid w pudełku

Pochwalić trzeba teatr "Wybrzeże" za pomysł wystawienia Aktora. Opublikowana dopiero w r. 1937 ta komediodrama dotychczas nigdy jeszcze nie była grana i należy do najmniej znanych utworów Norwida. W pierwszym czytaniu Aktor robi wrażenie szkicu wielkiej komedii i której poeta nie zdążył wykończyć. Występują tu różne walki, zamierające "po drodze", nie odgrywające na pozór żadnej roli w rozwoju akcji. Motywem naczelnym jest droga młodego arystokraty Jerzego do zawodu aktorskiego. Norwid ukazuje kolejne etapy tej drogi, określając wyraźnie sytuację rodzinną, towarzyską i ekonomiczną hrabiego Jerzego. Stwarza "panoramiczny" obraz jego środowiska, jakby próbę przekroju owych czasów, w których dokonywał się proces przegrupowań społecznych, przenikania arystokracji i szlachty do grup mieszczańskich oraz inteligenckich. Można więc widzieć w Aktorze coś w rodzaju komediowego komentarza do historycznych rozważań na temat genealogii polskiej inteligencji.

Skoro w taki sposób spojrzymy na ten utwór, zrozumiała i logiczna wyda się jego kompozycja. Poeta operuje aluzją, przelotnie uchwyconym rysem, impresją, pragnąc jak najbardziej rozszerzyć płaszczyznę obserwacji i kontrastowych porównań. Pokazuje plastyczne, jak skomplikowane i wielostronne powikłania wywołało bankructwo wiedeńskiego bankiera Gluekschnella: wytrąciło z siodła wiele rodzin, spowodowało zerwanie niejednych zaręczyn, rzuciło arystokratów w ramiona dam "z komptuaru"; zadecydowało także o losach Jerzego, który znajdzie w pracy artystycznej zadowolenie, odrodzi się jako człowiek. Tę myśl wyraża Norwid dobitnie w zakończeniu utworu, gdy Jerzy wróciwszy za kulisy po odniesionym sukcesie w roli Hamleta, jest uszczęśliwiony, modli się z radości bo teraz wie, że będzie mógł "spłacić długi". Czy tylko pieniężne? Czy nie mowa tu o szerzej pojętym spłacaniu długów za nieróbstwo i pasożytnictwo środowiska, z którego Jerzy pochodzi?

Teresa Żukowska interpretuje tę scenę jednoznacznie: każe Jerzemu po zejściu ze sceny rzucić się łapczywie na worek pieniędzy zebranych za bilety. Jerzy-Hamlet z gestem i miną Harpagona jest tu rażącym zgrzytem. Takie ujęcie wydaje mi się sprzeczne z Norwidowskim stylem komediowym, w którym ironia, sarkazm, a nawet satyryczna złośliwość sąsiadują z wysokim tonem ideowym, z filozoficznym zamyśleniem nad ludzkim losem. W przymierzu Jerzego z teatrem widzi Norwid przecież uszlachetniające oddziaływanie sztuki na człowieka. Bardzo Norwidowskie i optymistyczne jest to zakończenie utworu, wypaczone, niestety, przez reżyserkę.

Gdańskie przedstawienie nie sięga do najwyższych rejonów myśli poety. Daje się to odczuć od razu w I akcie, "przed kawiarnią", gdzie w krótkich scenach przewijają się główne osoby dramatu. W ich usta wkłada tu poeta zdania o dużym ciężarze gatunkowym, charakteryzujące przenikliwie współczesność. Te żywe i cięte dialogi w wykonaniu marionetek w kolorowych surdutach i jaskrawych cylindrach, nie docierają w całości do widza. Marionetkowość wydaje się założeniem inscenizacji, podkreślającej przede wszystkim satyryczno-ironiczne elementy Aktora. Oprawa plastyczna, pomyślana zgodnie z tym marionetkowym i pudełkowym ujęciem, jest brzydka i tandetna. Nie oddaje ani nastroju "teatralnej kawiarni", ani atmosfery "świetnej mieszkalności" hrabiowskiej w "liczne dzieła sztuki i starożytności rodowe ubranej". Jest dekoracją do skeczu, a nie do poetyckiej "wysokiej komedii".

W niektórych partiach Norwid przemawia jednak pełnym głosem dzięki interpretacji akorów, którzy wyłamują się raz po raz z narzuconego przez reżyserię stylu. W szlachetnym tonie gra rolę Jerzego Bohdan WRÓBLEWSKI, Józef CZERNIAWSKI z umiarem stylizuje postać aktora Gotarda Pszonk-Keana, Helena SOKOŁOWSKA robi duże wysiłki by w Hrabinie ukazać nieszczęśliwą kobietę, a nie śmieszną kukłę. Wzruszające momenty ma Stanisław DĄBROWSKI jako Werner, sentymentalny guwerner i poeta zagubiony na szachownicy giełdowych rozgrywek. Szlagońskie cechy Faustyna Bizońskiego, właściciela hotelu, wyraziście podkreśla Paweł BALDY (czy też Eugeniusz LOTAR? - według programu grają obydwaj!). Edmund FETTING interesująco ożywia postać Innego. Reszta to "ludzie jak automaty, które coś sznureczkami wodzi za kulisą".

Nie brak w tym przedstawieniu udanych pomysłów reżyserskich. Teresa Żukowska wykazuje wyczucie i zrozumienie specyficznego, cienkiego dowcipu Norwida, znajdując dla niego odpowiedniki w ujęciach sytuacyjnych. Przypomnijmy choćby spiętrzone kolorowe pudła z sukniami, za którymi znika fertyczna figura Nickiej, drobnomieszczańskiej plotkarki, czy też świetnie skomponowaną scenę wizyty Gotarda w domu hrabiny.

W sumie - wysiłek na pewno zasługujący na uznanie jako pierwsza, pionierska, a zatem szczególnie trudna inscenizacja Aktora. Występy teatru gdańskiego w Warszawie wywołały zrozumiale zainteresowanie, zwłaszcza w środowisku polonistycznym, wśród poetów i badaczy twórczości Norwida, których nie zabrakło na widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji