Artykuły

Teatr musi prowadzić mądry dialog z widzem

Coraz więcej pytań staje przed naszym teatrem. Coraz powszechniej padają opinie, iż jest zakłamany, nijaki, bezradny w swoich próbach dotarcia do sedna polskiego dnia dzisiejszego. Słowem, że jest biernym obserwatorem przełomu dokonującego się w naszym kraju, nie rodzi refleksji na miarę oczekiwań, na miarę tradycji zapisanej w jego historii. Jaki powinien być teatr swego czasu?

Tych pytań jest wiele i wiele jest odpowiedzi. Co więcej, nasze myślenie zmienia się, dojrzewa pod wpływem faktów społecznych. Najlepszy dowód, jak wiele zmieniło się od września. Wówczas z całą otwartością ujawnił się pewien proces społeczny, który dotychczas toczył się w podziemiu. I wydawało się, że pewnym krokiem weszliśmy w nowy etap. Dziś wiemy, że był to dopiero początek. Izabela Cywińska powiedziała wówczas - była to głośna wypowiedź - że przestał ją interesować teatr polityczny. Rozmawiałem z nią niedawno, wycofała się z tamtego stwierdzenia, bo skorygowało je życie. Bo okazało się, że dziś pozycje związane z myśleniem politycznym, z uwrażliwieniem publiczności na aktualność, liczą się najbardziej. Tego chce publiczność. Publiczność, która w Warszawie oblega Teatr Rozmaitości - myślę o Ciemnym grylażu i Jasełkach. To jest właśnie teatr, który uczestniczy, nie stoi obok, zmusza, prowokuje do myślenia.

Tu, w Powszechnym, staraliśmy się przez cały czas uczestniczyć w procesach, które się stawały, realizować to myślenie w teatrze. Ale też w pewnym momencie wydawało nam się, że zmienią się nasze zadania, że życie polityczne wyjdzie z teatru i trzeba będzie sprostać innym potrzebom społecznyym. Stało się inaczej. Publiczność czeka. I nie ukrywam, że temu zapotrzebowaniu trudno jest sprostać.

Czy nie sądzi Pan, że trudno także dlatego, że dziś nie wystarczy już kamuflaż myśli, że w teatrze szuka się sądów wypowiadanych wprost?

Naturalnie. Zabawa w aluzyjność nie jest żadnym rozwiązaniem. Aluzja istotnie była do pewnego momentu najbardziej otwartą formą wypowiedzi i wtedy miała rację bytu. Zresztą, nigdy nie lubiłem aluzyjnego teatru, chociaż niektóre pozycje z naszego repertuaru, np. Cesarz, mogły być odczytywane w tych kategoriach. Ale dziś oczekuje się od teatru czegoś więcej, niż aluzji. Widz żąda, aby teatr się określił, wyraźnie zajął stanowisko.

Nie jest to łatwe, biedy brak tworzywa. Nie po raz pierwszy okazuje się, że szuflady literatów są puste.

Naturalnie, że nie można zrealizować tego zadania do końca przy pomocy repertuaru klasycznego, a okazało się, że szuflady istotnie są pustawe. Co się z nich wysypało? Szczerze mówiąc, miałem możność zetknąć się tylko z dwoma tytułami, które też wcale nie były przedtem nie znane. Jedna z tych sztuk nie miała możliwości premiery, drugą częściowo wystawiono... To wszystko. Ale jest ważniejsza sprawa: otóż nawet te sztuki z wczoraj nie są pełną odpowiedzią na dzisiejszy stan umysłów. Mogę się powołać na przykład z naszego teatru, zresztą wyjątkowy w mojej praktyce. Mieliśmy w planie na ten sezon Pustaki Redlińskiego. Moim zdaniem, była to pozycja bliska oczekiwaniom widza, odważniejsza niż inne, głębiej sięgająca we współczesność. A jednak zrezygnowaliśmy z niej, zresztą na życzenie autora, z którym się zgodziłem. Redliński wykazał niezwykłe poczucie odpowiedzialności, niezwykły słuch społeczny. Po prostu dziś ta sztuka nie

jest już tą, którą była przed paroma miesiącami.

Niepokoje teatru dotyczą dziś nie tylko braków epertuarowych. Scena, no może nie w pańskim teatrze, gdzie zawsze brakowało biletów - patrzy na przerzedzoną widownię. Wielu teatrom zabrakło organizowanej publiczności. Słychać nawet, że skoro widz nie przychodzi, trzeba iść do widza, powrócić do wędrownej trupy, jechać w kraj.

Myślę, że za wcześnie jeszcze na daleko idące wnioski. Jest pewien spadek - mówię o teatrach warszawskich - ale frekwencja od krytycznych miesięcy października i listopada ub. roku stopniowo wzrastała i dziś jest już bliska ubiegłorocznej. Czy się ustabilizowała? Nie wiem, trudno na to pytanie odpowiedzieć. Wierzę, że teatr, który będzie prowadził żywy dialog z widzem, będzie nadal cieszył się powodzeniem.

To nie znaczy, by nie istniało pytanie o miejsce teatru w nowych warunkach społecznych. Trupy wędrowne? Chciałbym w nich widzieć projektodawców... To bardzo ładnie brzmi, ale nie w tej idei szukałbym ratunku. Podstawowy problem tkwi w tym, żeby teatry stały się organizmami artystycznymi a nie instytucjami. A zrealizowanie tylko tego jednego zadania jest już dostatecznie trudne. Jestem sceptyczny w tej mierze, podejrzewam, że generalnie nic się nie zmieni, ruszenie biurokratycznej machiny, jaką jest teatr, jest prawie niemożliwością...

Czy więc mam pytać o teatr pańskich marzeń, a może był taki, który zasłużył na to miano?

Był. Tu, w Powszechnym. Nie przez całe 6 lat, bywały takie miesiące. Bo to nie może istnieć cały czas, to jest coś, do czego się zmierza, jak do ideału. A wartość ideału trwa tak długo, dopóki nie został osiągnięty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji