Artykuły

Rasa, klasa i ...charakter

"Rodzinę" Antoni Słonimski napisał pół wieku temu. W roku 1933 roku niezwykle brzemiennym w wydarzenia, które w konsekwencji przyniosły największą tragedie Europie i światu. Była ta dwuczęściowa komedia ostrą satyrą polityczną, nie

pozbawiona wręcz publicystycznych odniesień do współczesności. Czym jest dzisiaj?

Przede wszystkim świetną zabawą, gdyż Słonimski jak mało kto cenił wartość dowcipu w polemice politycznej, czego właśnie "Rodzina" doskonałym przykładem. Już samo zgromadzenie pod jednym dachem hitlerowskiego rasisty, odnajdującego ojca Żyda, bolszewickiego komisarza zafascynowanego nagłym odkryciem swego wielkopańskiego rodowodu oraz kilkunastu innych postaci o równie pogmatwanych życiorysach musi tworzyć sytuacje absurdalnie śmieszne. I tworzy je. Gdy do tego dodamy błyskotliwe kwestie i szansę na stworzenie przez aktorów wielu barwnych postaci na scenie, "Rodzina" będzie bawić widza bez względu na czas i miejsce jej wystawienia.

Edward Dziewoński reżyserując utwór Słonimskiego na scenie Teatru Nowego skrzętnie wykorzystał te wszystkie uniwersalne komediowe walory. Bez jakichkolwiek niepotrzebnych udziwnień i ekstrawagancji poprowadził spektakl z rzemieślniczą (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu) biegłością. Zadbał o tempo akcji, uwypuklenie kulminacyjnych momentów dramaturgicznych, przejrzystość sytuacji oraz o to, by zostawić aktorom nieco "luzu", co dla dobrej zabawy na scenie i widowni konieczne. Po prostu kawał rzetelnej roboty opartej na zaufaniu reżysera do poczucia humoru zarówno u autora sztuki, jak i u widzów.

Zabiegi Dziewońskiego wiele jednak straciłyby ze skuteczności, gdyby nie znalazł sojuszników w zespole aktorskim. Przede wszystkim więc w Januszu Kubickim, grającym Tomasza Lekcickiego, będącym swoistym porte-parole Słonimskiego. Kubicki okazał sie być uroczym gospodarzem całego spektaklu, przyjmując - nie bez dozy nonszalancji, nigdy jednak nie obraźliwej czy też pozerskiej - nie tylko niespodziewanych gości w swym scenicznym dworku, ale nas - widzów. Tworzył atmosferę spektaklu i był przewodnikiem w rozsupływaniu myśli, które pragnął widzom przekazać autor i reżyser. A wszystko to tak sobie, jakby od niechcenia. I o tych myślach chciałbym napisać słów kilka, niechaj więc mi aktorzy wybaczą iż wspomnę tylko jeszcze o Bogusławie Machu (może niekiedy za mocno szarżujący w stronę karykaturalnych zewnętrznych podobieństw do Hitlera) i Janinie Borońskiej - tworzących komiczne, a groźne w swej głupocie i witalności postacie drobnomieszczan. Ludwika Benoit w roli spolszczonego, acz nie we wszystkim Żyda. Wojciecha Pilarskiego, który jako Wojewoda, coś nam dziwnie przypomina współczesnych działaczy państwowych i to niekoniecznie tych tylko przedsierpniowych. Piotra Krakowskiego - ascetycznego bojownika o racje społeczne łasego jednak w swym wyrafinowanym intelektualizmie na smaczki z tymi racjami dość rozbieżne. Czy wreszcie Marka Lipskiego - przedstawiciela totalitarnej ideologii i nolityki, bezbronnego jednakże moralnie i intelektualnie w momencie bezpośredniego kontaktu z pozadoktrymalną, zagmatwaną rzeczywistością. Dobrych lub nawet bardzo dobrych ról było więcej. Wracajmy jednak - w myśl zapowiedzi - do treści. Otóż, "Rodzina" nie jest tylko zabawną komedyjką. Nawet dziś, pozbawiona swoich konkretnych odniesień politycznych. Jest to sztuka przeciwko głupocie, przeciwko klasyfikowaniu wartości i ludzi za pomocą etykietek, przeciwko obłudzie. W ogóle przeciwko klasyfikowaniu czegoś tak delikatnego i wielobarwnego - jak człowiek! I tutaj moja refleksja z tego przedstawienia najważniejsza. Na spektaklu ubawiłem sie setnie. Potem jednak, nie sposób było choć przez chwilę zadumać się na tym, iż tej radości dostarczył mi człowiek, który był reprezentantem - może nawet najpełniejszym najbardziej charakterystycznym - tych, którzy ponieśli kleskę. I nie myślę, tu o pochodzeniu Słonimskiego i o zagładzie Żydów podczas II wojny światowej. Myślę tu o Słonimskim jako przedstawicielu pewnej orientacji intelektualnej. Orientacji przepojonej liberalizmem nierzadko liberalizmem ograniczonym treściami lewicowymi. Orientacji, której wiara - wszechpotężna wiara - w prawie że abstrakcyjny racjonalizm przesłoniła złożoność rozwoju tego świata i pozwoliła na tragiczne w skutkach zbagatelizowanie historycznej konieczności współczesnego człowieka. Prawa i obowiązki jednoznacznego często wyboru. Optymizm "Rodziny" i nadzieje Słonimskiego zrewidowała historia. Nie znaczy to jednak, że nie zasługują one na szacunek i refleksję.

Jak najbardziej, a upewniłem się o tym oglądając, kilka dni później "Tam i z powrotem" Feliksa Falka w tym samym Teatrze Nowym. Sztuka Falka - to opowieść o pewnych postawach i rozterkach części współczesnej inteligencji polskiej. Tekst pozwalał realizatorom na różnorakie zinterpretowanie go na scenie. Jerzy Hutek, przyjął konwencję chyba najgorszą z możliwych. Wyreżyserował spektakl ze śmiertelną powagą, czyniąc wszystko by to (sam tekst Falka charakteryzuje się jednak o wiele większą subtelnością i powściągliwością w tej materii), co jest jednostkowe, uczynić kanonem ogólnym. To fałszywe przesłanie intelektualne sprawiło, iż także w sferze czysto artystycznej, formalne przedstawienie jest fałszywe. Po prostu niedobre sztuczne i nudne. Być może spotkam się z zarzutem, że taką opinię trzeba udowodnić. Myślę jednak, że dziś no prostu szkoda czasu na polemiki z pewnymi postawami. Po prostu jest to jałowe. Anegtoda powiada: Kiedyś pewien skorpion chciał się przeprawić przez rzekę. Spytał więc grzechodzącego żółwia, czy by ten nie zechciał go przenieść na drugą stronę. Żółw odrzekł: Jakże bym mógł. Wszak gdy znajdziemy się na środku rzeki użądlisz mnie i pójdę na dno. - Nie bądź idiotą - skorpion na to - wtedy przecież utonelibyśmy obaj. W ten sposób żółw dał się w końcu przekonać. Kiedy byli na środku rzeki skorpion użądlił żółwia. Umierający żółw spytał: - Jak mogłeś? A na to skorpion, już tonąc: - Taki mam charakter".

Nie dam się więc jak żółw wciągnąć w dyskusję, dziwię się natomiast przypadłością pewnych charakterów. Wynika z nich, że w tym samym teatrze

mogę oglądać komedię sprzed pół wieku, która zmusza mnie do myślenia i refleksji oraz współczesny dramat, który mnie śmieszy, choć chyba zamierzenia realizatora były całkiem inne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji