W studiu jak w domu
- Głęboko wierzę, że kultura obrazkowa, nad której ekspansją ubolewam, nie zabiła w ludziach wrażliwości na literaturę. Radiowy teatr często bywa nazywany sceną wyobraźni - mówi MARIAN OPANIA, laureat nagrody Teatru Polskiego Radia - Wielki Splendor 2004.
Krzysztof Feusette: Czy przygotowuje się pan w specjalny sposób do ról radiowych?
Marian Opania: To zdarza się rzadko. Na ogół po jednej, dwóch próbach zaczynamy rejestrować spektakl na taśmie. Wyjątkami są trudniejsze role, jak ostatnio Łatki w "Dożywociu" czy Rejenta w "Zemście". Takie postacie wymagają pewnego przygotowania przed wejściem do studia. Jednak zważywszy, z jaką polszczyzną musi dziś obcować polski aktor, czytanie na głos Fredry to naprawdę czysta przyjemność. Mam nadzieję, że także dla słuchaczy.
Czy w czasach, o których mówi się, że zachłysnęły się kulturą obrazkową, słuchowisko jest jeszcze komuś potrzebne?
Głęboko wierzę, że kultura obrazkowa, nad której ekspansją ubolewam, nie zabiła w ludziach wrażliwości na literaturę. Radiowy teatr często bywa nazywany sceną wyobraźni. Sam wychowałem się na słuchowiskach Polskiego Radia, pamiętam brzmienie głosu Gustawa Holoubka czytającego starohebrajską legendę o Golemie. Tak mnie zauroczył nastrój tej opowieści i sposób podawania tekstu, że moje kolejne życiowe kroki niechybnie prowadziły do aktorstwa. Czy to był właściwy wybór, to już inna sprawa. Gdybym jeszcze raz mógł zdecydować, co chcę robić w życiu, wybrałbym inną profesję.
Dlaczego?
Ten fach kosztuje za dużo nerwów. Występowanie w filmie czy na scenie wywołuje we mnie permanentne poczucie stresu, zbyt często mam świadomość taniego ekshibicjonizmu, na przykład kiedy w teatrze muszę grać dla widowni kompletnie nieprzygotowanej do odbioru dzieła literackiego albo na planie filmowym mam słabo napisany dialog. Dlatego praca w radiu to dla mnie wyjątkowa frajda. Na nagranie idzie się jak do domu, w studiu spotyka uroczych kolegów, a przede wszystkim zawodowców, bo kreowanie postaci wyłącznie za pomocą głosu wymaga od aktora dużej sprawności warsztatowej. Dzięki temu, że w radiowym teatrze nie ma miejsca na amatorszczyznę, robota przy słuchowisku jest na ogół łatwa i szybka. Również dlatego tak ją lubię.
Na zdjęciu Marian Opania.