Artykuły

Dwie komedie

"Rodzina" Antoniego Słonimskiego była zjadliwą satyrą o sporym ładunku politycznym, satyrą na tematy kontrowersyjne i drażliwe. Napisałem to zdanie i już widzę jak dostaje po łapach. Cóż, jestem z pokolenia, które o historii międzywojnia nie ma na dobrą sprawę zielonego pojęcia.

Nie wiem, jak w roku 1933 widzowie odbierali atmosferę komedii Słonimskiego, wiem natomiast, a raczej nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dzisiaj jest ona wyjątkowo posępna. Owa atmosfera tkwi w samym tekście, utworu któremu czas przydał nowy wymiar dramaturgiczny. Czy WIESŁAW RUDZKI, reżyser bydgoskiej inscenizacji "Rodziny" jest podobnego zdania - tego nie wiem. Jeśli tak - to zapewne nie jest zadowolony z efektu.

Powody do zadowolenia może mieć MAREK MOKROWIECKl, który na scenie Teatru Polskiego w wyreżyserował "Wieczór Trzech Króli" Williama Shakespeare 'a. Za skromność środków, swoistą prostotą i oszczędność inscenizacyjną należą się twórcom tej realizacji słowa uznania. Mokrowiecki miał sporo ciekawych pomysłów, które umiejętnie wykorzystał. I co bardzo istotne - poza jednym wyjątkiem (sex-grupa contra wstydliwe solo wokalne zażenowanej sonecistki pomysły te nie zagłuszały szekspirowskiego tekstu. Zasługą reżysera jest także ciekawie dobrana obsada aktorska, która bawiąc widzów sama świetnie się bawiła. Między aktorami wytworzyła się magiczna więź - powiało sztuką.

Na "Rodzinie" w Teatrze Kameralnym tego mi właśnie bardzo było brak. Ale to oczywiście moja wina. Kto to wybiera się na spektakl w dzień po święcie teatru? Do dzisiaj mam kaca - moralnego.

Teraz poważnie. Spektakl na Scenie Kameralnej nie miał jednolitego aktorskiego wyrazu. Nie wszyscy wykonawcy pokazali jak wygląda rzetelne opracowanie roli. Natomiast obsada "Wieczoru Trzech Króli" buła wyrównana i na dobrym poziomie. Aktorzy zaimponoroall mi ponadto kilkoma umiejętnościami, które bydgoski teatr ostatnimi czasy nieco zaniedbał. Kto ciekaw jest, o jakich umiejętnościach nadmieniam, niech pójdzie i sam zobaczy. Mają u tym swój udział poza reżyserem i aktorami WALDEMAR WILHELM (układ pojedynków)) i PRZEMYSŁAW ŚLIWA (choreografia).

Na analizę poszczególnych ról aktorskich zabraknie mi miejsca; nie mogąc więc podjąć tego, pragnę napomknąć o dwu rolach. Jedną z nich jest rola Malwolia, ośmieszonego intendenta księżniczki Oliwii. Postać tą wyraziście skomponował PIOTR MILNEROWICZ. Sądzę, że udało mu się to, do czego namawiał wybitny znawca teatru, Edward Csato - poprzez sięganie w głąb tej persony, obnażanie kompleksów, konsekwentne przeciwstawianie jej otoczeniu. Gdy Malwolio - Milnerowicz wypowiada swą ostatnią kwestię, ta beztroska i frywolna komedia przestaje być zabawna, tak jak nie jest zabawnym fakt, że mściwy i purytański Malwolio jest po trosze w każdym z nas. Z kogo się śmiejemy! Wiadomo. Na szczęście jest jeszcze w tej sztuce błazen, który nas wyspowiada i rozgrzeszy. Postać tą po mistrzowsku wykreował MICHAŁ BREITENWALD.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji