Artykuły

Nienawiść i miłość

Żyd Shylock zionie nienawiścią i żądzą zemsty. Oko za oko, ząb za ząb - oto jego życiowa dewiza. Nawet jedyna córka Jessica odcina się od niego i opuszcza dom zagarniając część lichwiarskiej fortuny znienawidzonego ojca. "Wolałbym mieć córkę martwą tu, u mych stóp, z owymi klejnotami w uszach; wolałbym, aby leżała na marach u mych stóp, z owymi dukatami w trumnie'' - złorzeczy Shylock, a słowa te wystawiają mu zupełnie jednoznaczną opinię.

To jasne, że Shylock musi w końcu przegrać w swoim starciu z chrześcijańską moralnością Wenecji, jak nienawiść i okrucieństwo ulec muszą ostatecznie litości i miłosierdziu. I taki jest morał "Kupca weneckiego" Williama Szekspira. Cała reszta to już tylko urocza, "renesansowa komedia miłosna, w której pogodzie epizod z rewersem Shylocka jest przelotnym zgrzytem". Tak przynajmniej uważał Tadeusz Boy-Żeleński, a mnie pozostaje jedynie zgodzić się z jego zdaniem.

Twórczość Szekspira nadal jest przedmiotem rozmaitych manipulacji wydawców, tłumaczy, komentatorów, inscenizatorów, aktorów wreszcie, którzy w najlepszej wierze potrafią wypaczać intencje genialnego stratfordczyka. Tak bywało również z "Kupcem weneckim", a ściślej z "Najwyborniejszą opowieścią o kupcu weneckim", którą wydobył właśnie z zapomnienia i przedstawił na scenie Teatr Polski posiłkując się świetnym tłumaczeniem Macieja Słomczyńskiego.

Ów przekład Słomczyńskiego, piękny, wierny i pozbawiony pruderii jest dziełem bezcennym i przydaje blasku warszawskiej inscenizacji "Kupca". Ale już jego krakowskie wydanie książkowe wlecze za sobą w posłowiu co najmniej kontrowersyjny komentarz Juliusza Kydryńskiego. Przypisuje on Szekspirowi najdziwniejsze intencje, kamuflaże i gry pozorów. Powątpiewa w szlachetność kupca Antonia. Jego przyjaciela Bassania przekreśla z góry jako wyrachowanego utrzymanka. Bezwzględnie potępia Jessicę nie wnikając w motywy jej postępowania i jakby nie dostrzega wyrafinowanego okrucieństwa Porcji wobec Antonia w scenie sądowej. Co jednak najważniejsze - Żyda Shylocka, nie zaś tytułowego Antonia eksponuje jako centralną postać sztuki i angażuje się bez reszty, by z szekspirowskiego lichwiarza-okrutnika uczynić ofiarę chrześcijańskiego spisku.

Każdy ma oczywiście prawo do osobistego rozumienia sztuki, a wielość interpretacji jest jedynie miarą geniuszu Szekspira. Spekulacje myślowe mają jednak swoje granice. Gdyby Szekspira interesował tu dramat Shylocka, napisałby pewnie kolejną tragedię i wzorem Marlowe'a nazwałby ją "Żydem z Wenecji". On stworzył komedię z "kupcem weneckim" w tytule i byłbym wielce rad obejrzeć ją kiedyś na polskiej scenie.

Reżyser przedstawienia w Teatrze Polskim Tadeusz Minc nie zajął jasnego stanowiska wobec sporu komentatorów sztuki. Niby zgadza się z Boyem, ale jego komedia miłosna toczy się niezbyt błyskotliwie, w ponurej scenografii, dalekiej od atmosfery pogodnego weneckiego karnawału. W spornej sprawie Shylocka też nie zajmuje jednoznacznej postawy, chociaż wiele wskazuje na to, że próbuje nas jednak wzruszyć jego losem, dodając (już poza tekstem) karnawałowe korowody z jego udziałem. Na szczęście Bogusław Sochnacki (gościnnie w roli Żyda) nie wynosi Shylocka ponad inne postaci przedstawienia, co zdarzało się w przeszłości aktorom tej miary, co Rapacki, Adwentowicz. Jaracz czy Junosza-Stępowski. Jak słyszałem, te rolę miał grać w przedstawieniu Minca, Gustaw Holoubek. Jego rezygnacja zubożyła nas z pewnością o kolejną wielką kreację wspaniałego aktora. Ale kto wie, czy nie przyczyniła się w istocie do właściwszego rozłożenia akcentów.

Co do pozostałych postaci komedii reżyser najwyraźniej ulega sugestiom Juliusza Kydryńskiego, a nawet idzie dalej w swoich nieuzasadnionych tekstem spekulacjach. Z tytułowego Antonia, którego Żyd Shylock nieustannie tytułuje "dobrym" i "pięknym panem", próbuje uczynić starego, obleśnego rozpustnika, a Janusz Zakrzeński w tej roli - gdy musi ulega reżyserowi, a gdy może stara się obronić i uwznioślić uczucie Antonia do Bassania.

Grażyna Barszczewska jest uroczą Porcją, piękną, bystrą i przebiegłą. Ona doskonale rozumie, kto jest jej prawdziwym konkurentem w prowadzonej grze miłosnej i świetnie sobie radzi zarówno z ukochanym Bassaniem, jak i z jego przyjacielem. Bassanio Tadeusza Paradowicza jest wystarczająco chłopięcy, by uwiarygodnić powszechną do niego słabość. Alaborski (Książę Aragonii), Barbasiewicz (Książę Maroka), Biskupski (Lorenzo), Budyta (Gratiano). Charewicz (Lancelot) i Teleszyński (Książę Wenecji) też wydają się trafnie obsadzeni w swoich rolach.

Być może wszyscy oni jeszcze lepiej służyliby sprawie, gdyby Tadeusz Minc bardziej przejął się w swoim "Kupcu weneckim" racjami miłości niż spekulacjami komentatorów Szekspira. Wówczas ta "renesansowa komedia miłosna" rozkwitłaby na scenie w całej swojej krasie, bez cienia wpisywanej w nią uparcie kwestii żydowskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji