Artykuły

Klątwa w rzeczy samej

"Klątwa" w reż. Łukasza Kosa w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze we współpracy z Teatrem Nowym w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński na swoim blogu.

Teatr Nowy im. Dejmka zaprosił do Łodzi Teatr im. Norwida z Jeleniej Góry. Dyrektorzy obu teatrów chcieli zaprezentować na łódzkiej scenie jeleniogórskie przedstawienie Łukasza Kosa - "Klątwę" Wyspiańskiego. Jak dowiedziałem się w kuluarach, Kos niemal na nowo wyreżyserował spektakl w nowej przestrzeni. Czy to pomogło "Klątwie"?

Wyspiański pisał ten kameralny tekst wiele lat, by powstał dramat uniwersalny, wzorowany jednoznacznie na antycznej tragedii. I taki dramat powstał: Młoda ma z wiejskim księdzem dwoje dzieci. Społeczność obserwuje poczynania kochanków, w ich grzechu upatruje bożej kary - jest nią nękającą ziemię od miesięcy susza. Potrzeba ofiary, by odwrócić gniew boży, potrzeba poświęcenia; katharsis przyniesie normalność. Ale co to znaczy? Jaką postawę zająć wobec Młodej i Księdza, potępionych, a przecież kochających się szczerze miłością, jaką Bóg obdarował człowieka Czy Bóg pobłogosławił ów związek dając potomstwo? Kto ma prawo, kogo i za co potępiać?

Łukasz Kos ustawia na scenie europalety, przez środek widowni przerzuca podest z górującym nad całością neonowym czerwonym krzyżem. Światło padające na dekorację jest ostre, mamy poczuć gorąco suszy jak bohaterowie dramatu. Tym Kos jednak wiele uwagi nie poświęca: nie wiedzieć czemu odrzuca budowanie relacji między postaciami, zabiera osobowość aktorom, dodatkowo montuje im przy ustach mikroporty, które nawiasem mówiąc tak zniekształcają głos, że trudno zrozumieć wypowiadane słowa. A jeśli jakieś można byłoby zrozumieć, to skutecznie zagłuszy je walenie rękami i nogami w podłogę, jej niemal nieustanne szorowanie szczotką, bo jęk liry korbowej na szczęście nie przeszkadza w niczym, jak i w niczym nie pomaga.

Wiejską społeczność Kos wzoruje na portrecie tejże, jaką oferuje serial "Ranczo". Młodą poznajemy, gdy pracowicie wciera w uda i łydki czerpany wprost z koryta balsam likwidujący celulitis, w końcu jest tego warta. Aktorka początkowo tylko dogaduje, przejmuje inicjatywę w finale, który za sprawą reżysera z symbolu zamienia się w banał. Zresztą cały spektakl zaskakuje czymś niesamowitym: oto tragedię Kos pokazuje jak telenowelę: sensacyjny wątek zakazanej miłości i zemsta z rytualnym stosem w centrum wydarzeń to clou programu.

Zakochany i targany sprzecznościami Ksiądz na scenie jest jedynie pozbawianym charakteru człowiekiem, który nie wiadomo dlaczego został księdzem i nie wiadomo za co mogła pokochać go Młoda. Bezbarwna, nieciekawa to postać w interpretacji Kosa i grze aktora. Nie lepiej z matką Księdza, wystrojoną jak mieszczka wiejską analfabetką. Sekwencja scen z jej udziałem to niezamierzona satyra na rodzajową grę aktorską.

Mamy więc w "Klątwie" opowiedzenie akcji, migawkowy portret głupich alkoholików-chłopków roztropków, pseudowyzwoloną femme fatale i wiejskiego filozofa w sutannie, nudnego jak całe przedstawienie, zjadające własny ogon bez wdzięku. Jestem zaskoczony, bo bardzo cenię Łukasza Kosa za inteligencję, wrażliwość i umiejętności. Czyżby Wyspiański rzucił klątwę? Jeśli tak, to trzeba to szybko odmienić, bo mądry i utalentowany Kos jest teatrowi bardzo potrzebny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji