Artykuły

Całe życie malowałam

Nie grany w Warszawie od ćwierć wieku "Turoń" - przedostatnia sztuka napisana przez pani ojca, wchodzi dziś na afisz Sceny Kameralnej Teatru Polskiego. Czy widziała pani prapremierę w Reducie ze Stefanem Jaraczem w roli Jakuba Szeli?

Nie, ale zobaczyłam go jako Szelę 11 lat później, w Ateneum, i zapamiętałam na całe życie. Jaracz był Szelą tak przerażającym, że jego oszalały krzyk "Sprzęgać konie! Sprzęgać konie!" mam do dziś w uszach, kiedy myślę o tym spektaklu.

Dramat nie był najsilniejszą stroną pisarstwa Żeromskiego, a jednak coś go do niego ciągnęło.

Wiem, że ojciec bardzo lubił teatr, podobnie jak kino, któremu już wtedy prorokował szaloną przyszłość. Teatr to był temat stale w domu obecny, ojciec miał wielu przyjaciół wśród znakomitych aktorów, był także członkiem-założycielem Reduty. Prapremiery "Turonia" nie widziałam, ale byłam na prapremierze "Uciekła mi przepióreczka". Uczestniczyłam zresztą od początku, od pierwszych prób czytanych, w gorączce przygotowań. Razem z Elżunią Osterwianką. Nasze rodziny, Osterwów i Żeromskich, były bardzo ze sobą związane. Nawet w pewnym sensie było dla nas wszystkich jasne, że obie w przyszłości wylądujemy w teatrze, to znaczy w Reducie. Wiedziałyśmy też, że w "Ślubach panieńskich" ona zagra Anielę, a ja Klarę. Moje życie potoczyło się inaczej, ale jako dziewczyna brałam lekcje dykcji u samego Juliusza Osterwy. "Przepióreczka" była wielkim wydarzeniem. Siedziałyśmy z matką w loży prosceniowej, a ojca już po pierwszym akcie wyprowadzono zza kulis na scenę. Co działo się po zakończeniu przedstawienia - nie sposób opisać.

Pewnie Osterwa w roli Przełęckiego to także jedna z tych ról nie do zapomnienia.

Można przypuszczać, że była pisana z myślą o nim, zagrał ją wspaniale, i wtedy, podczas prapremiery i później, w następnych inscenizacjach. Szczerze mówiąc, nie widziałam też nigdy lepszego niż on Sułkowskiego. Z ludźmi w moim wieku kłopot ten, że mieli szansę oglądania na scenie tych bardzo wielkich. Kiedy teraz ktoś w roli Sułkowskiego zaczyna mówić słowami Prologu: "Żołnierze..", moją pierwszą reakcją jest, że to nie tak, nie "ten" głos.

Śledziła pani sceniczne losy dramatów ojca?

Oczywiście, zwykle nas zapraszano na premiery. Widziałam pewnie wszystkie możliwe "Przepióreczki".

I jak wypadają porównania?

Jak ktoś widział Przełęckiego Osterwy, Smugonia Jaracza, a przecież w tym spektaklu grali tak znakomici aktorzy, jak Solski, Kotarbiński, Bednarczyk, Chmieliński, to trudno mu potem dogodzić. Przyznam, że również przed wojną widziałam dwie najlepsze Smugoniowe. Pierwszą była zawodowa aktorka z obsady prapremierowej, Maria Malanowicz-Niedzielska, drugą... amatorka, pani Buchwald w przedstawieniu z 1939 r. Osterwa w swym dążeniu do prawdy scenicznej, postanowił zaangażować autentyczne małżeństwo nauczycieli ludowych, państwa Buchwaldów. On był na scenie nijaki, ale ona - wspaniała. Podejrzewaliśmy odnaleziono go w śmieciach, w zrujnowanej przez Niemców bibliotece, bez ostatnich scen. Kruczkowski uznał, że trzeba postawić kropkę nad "i", dodał jakiegoś komisarza ludowego oraz inne, według niego potrzebne, postacie...

A jakie były losy rękopisów innych dramatów?

Ojciec nie miał maszyny do pisania. Pisał ręcznie, a następnie przepisywał na czysto 2-3 razy. Rękopisy przekazywane teatrom poginęły gdzieś w ich otchłaniach. Te, w których posiadaniu byłam, ukryłam w czasie wojny na Starym Mieście w Warszawie, a potem odkopywałam z gruzów i uczestniczyłam w ich konserwacji przez lata. Opisałam to w drugim tomie "Wspomnień". I tak rękopis "Turonia" znajduje się w Muzeum Literatury, a "Uciekła mi przepióreczka", "Róży", "Białej rękawiczki" - w Bibliotece Narodowej. Najciekawsza sprawa związana była z rękopisem "Róży", który kupiłam w czasie wojny. Z relacji osoby, która przyszła sprzedać go Towarzystwu Wydawniczemu Mortkowicza, a nie wiedziała, że jestem córką autora, wynikało, że w czasie I wojny, w Zakopanern sprzedał go jej mój ojciec, który był wtedy w trudnej sytuacji finansowej. Nie mogąc przyjąć zapomogi od zamożnych ofiarodawczyń, sprzedał im "Różę".

Miała pani w czasie wojny tyle pieniędzy, by kupić rękopis?

Bardzo dobrze, to znaczy szybko i za godziwą cenę sprzedawały się wtedy moje obrazy. Kupiłam "Różę" za pieniądze uzyskane ze sprzedaży jednego z nich. Najsmutniejszy los spotkał rękopis "Sułkowskiego". Był bardzo zbutwiały i konserwatorzy orzekli, że nie ma żadnych szans na uratowanie go. Spaliłam go razem z częścią "Promienia", "Dziejów grzechu" i "Wierną rzeką", które były w takim samym fatalnym stanie.

Czy wszystkie rękopisy Stefana Żeromskiego są pani własnością?

Zapisał mi je ojciec. Matki i moim życzeniem zawsze było, aby rękopisy znalazły się ostatecznie w Bibliotece Narodowej. I są tam kolejno przekazywane.

Całe życie pani malowała, a pisaniem zajęła się pani, nie wymawiając lat, bardzo późno. Dlaczego?

A myśli pani, że łatwo sięgnąć po pióro z aureolą takiego nazwiska nad głową? W takiej sytuacji pisanie jest bezczelnością. Tak uważałam i uważam nadal. Rozmaici ludzie nakłaniali mnie i popychali w tym kierunku, właściwie odkąd pamiętam. Parandowski np. często mówił - ta pisz pani, żonie Tołstoja 6 tomów rachunków domowych wydali, a pani się leni... Ale to nie było takie łatwe. Wielu rzeczy się bałam, m.in. tego, by to, co napiszę, nie było takie słodziutkie, miluchne. Dopiero po śmierci matki - może tam w górze oni się dogadali i tak zdecydowali - pomyślałam sobie, że ludzie tak niewiele o niej wiedzą, i o tym, jak niezwykłej urody umysłowej był to człowiek. I postanowiłam ją pokazać. Dostałam potem wiele listów, w których czytelnicy dziękowali mi za to. No, a jak już "odkręciłam ten kurek", to napisałam i opublikowałam dwa następne tomy, a czwarty jest w drodze.

Ale mniej pani teraz maluje?

W ogóle nie maluję. Po śmierci matki było mi bardzo trudno znów zacząć. Bo czy jest sens malować, kiedy nikt nie staje za plecami i nie mówi "to nie jest ręka ludzka, popraw to albo "już nie ruszaj" - co było najwyższą pochwałą, jaką mogłam od niej usłyszeć. Sama malowała i była bardzo surowym krytykiem. Może jeszcze kiedyś wrócę do portretów. Bo do malowania kwiatów, tych bujnych bukietów, które kiedyś tak bardzo lubiłam, nie ma we mnie chyba dzisiaj dość radości. A twarz ludzka jest jako temat najważniejsza ze wszystkiego.

Premierze "Turonia" towarzyszyć będzie w galerii teatru wystawa pani obrazów. Które z nich pani pokaże?

To będzie właściwie przegląd dorobku całego życia. Wystawiam kilkadziesiąt obrazów, głównie z okresu powojennego. Wiele z tych, które namalowałam podczas wojny, od razu sprzedawałam. Mam nadzieję, że może gdzieś ocalały po powstaniu... Byłabym niesłychanie wdzięczna, gdyby właściciel któregoś z moich obrazów z tamtych czasów odezwał się do mnie i zechciał zgodzić się na sfotografowanie płótna, zdjęcie można by umieścić w projektowanym obecnie albumie mojego malarstwa.

Po wojnie w polskich teatrach miało miejsce ponad 140 premier utworów Stefana Żeromskiego. Największej liczby realizacji (38) doczekała się sztuka "Uciekła mi przepióreczka", uznawana za najlepszy jego utwór dramatyczny. Na drugim miejscu plasuje się "Grzech" (29), rzecz debiutancka, nie wydana za życia pisarza, na trzecim - "Sułkowski" (21). Czwarte miejsce zajmują adaptacje "Przedwiośnia" (18 premier), z tym, że grano je dopiero od lat 60. "Turonia" zaczęto wystawiać jeszcze później, bo w latach 70. Dzisiejsza premiera będzie jedenastą z kolei, a w Warszawie drugą, po 25 latach. W Teatrze Telewizji pokazano 13 premier Żeromskiego, w tym trzykrotnie "Przepióreczkę" i dwukrotnie "Sułkowskiego", adaptowano m.in. "Ludzi bezdomnych", "Popioły", "Przedwiośnie", "Dzienniki". W zrealizowanym przez Jana Kulczyńskiego "Turoniu", rolę Szeli grał Jan Świderski.

Monika Żeromska urodziła się we Florencji. Studiowała w Szkole Plastycznej w Genewie (prof. Beer, 1932-33); w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (pracownia prof. Tadeusza Pruszkowskiego, 1933-38) oraz w pracowni E. Riccardiego w Rzymie (1938-39). W latach 1951-1954 projektowała scenografie do sztuk Żeromskiego, Korzeniowskiego, Wilde'a dla teatrów Warszawy, Katowic, Lublina, Opola. Wydała 3 tomy wspomnień. Zajmuje się malarstwem sztalugowym. Tematy jej prac to głównie martwe natury, portrety i kwiaty. Brała udział w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych; najważniejsze indywidualne to: w 1954 w klubie ZLP w Warszawie, w 1956 - w Muzeum Świętokrzyskim w Kielcach, w 1975 - w Muzeum Literatury, w 1976 - w Klubie MPiK w Kielcach i Warszawie, w 1989 w Muzeum Woli w Warszawie, 1993 - w Muzeum Przypkowskich w Jędrzejowie, 1994 - w Domu Środowisk Twórczych w Kielcach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji