Artykuły

Trójkąt w "Kwadracie"

Milt - to człowiek suk­cesu, zadowolony z życia. Stanowisko, garnitur z fir­mowego sklepu, szpan i ele­gancja, żona i kochanka. Harry - od przykrej przy­gody z psem uwierzył, że prześladuje go pech. A wie­rzyć, że jest się człowiekiem, któremu szczęście nie sprzy­ja - to nim być. Harry jest więc nieudacznikiem, bez pieniędzy, perspektyw, celu życia.

Jest jeszcze ona - Ellen, kobieta nieprzeciętnie oczy­tana, z komputerową pamię­cią, wrażliwa i niezaspokojo­na, żona wpierw Milta, po­tem Harrego.

Łączy ich jedno - potrzeba miłości. Potrzeba uczucia głębokiego, pełnego poświę­ceń i wyrozumiałości, takie­go, które jest przyjaźnią, os­toją, opieką. Szukają, czekają, a gdy się taka miłość zbliża, łapczywie chwytają i... I oka­zuje się, że to nie to. Po ślu­bie oczarowanie i szczęście pryska, pozostaje znów po­trzeba uczucia, przyjaźni... Temat stary jak świat: mi­łość. Tym razem potraktowa­na zostaje jako lekarstwo na wszystko, na niepowodzenia, samotność, szarość życia, obojętność otoczenia. Lecz le­karstwo to zdaje się mieć tylko właściwą recepturę, stosowane - jest nieskutecz­ne.

Jak nie trudno się domyśleć, o tym wszystkim w sztuce Murraya Schisgala w Teatrze "Kwadrat" mowa jest na we­soło, z mocnym akcentem parodystycznym pod adresem postaci, sytuacji, tematu i tea­tru, tego bulwarowego, broadwayowskiego, sprzed lat i tego, w którym logika wyda­rzeń i prawdopodobieństwo psychologiczne zostały zastą­pione przez sytuacje i moty­wacje absurdalne.

Parodystyczne cechy teks­tu starają się również pod­kreślić aktorzy. Przy czym nieco wyżej cenię grę Joan­ny Jędryki i Wiktora Zborowskiego, niż pełną dosadnej, farsowej wyrazistości inter­pretację Pawła Wawrzeckiego. Publiczność jednak grę całej trójki przyjmuje za do­brą monetę, równo nagradza aplauzem, a także, jak to zwykle w "Kwadracie", na wszystko co się na scenie dzieje, reaguje gromkim śmie­chem.

Lecz nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że śmiech ten jest co nieco śmiechem zastęp­czym. "Sie kochamy" Murra­ya Schisgala - bestseller sce­niczny lat sześćdziesiątych - niewątpliwie dziś się zestarzał, czego wykonawcom w "Kwa­dracie" wcale nie udaje się ukryć. Skoro jednak w tea­trach śmiać się nie ma z cze­go, nadal rodzime komedie należą do repertuarowych rzadkości, a obce nowości ko­sztują, pozostaje śmiać się z tego, co potentat farsy i sceni­cznej zabawy, czyli "Kwa­drat", proponuje. A że jest w tym konsekwentny - to do­brze. Przynajmniej widz zna adres, gdzie potrzebę śmie­chu i rozrywki może zaspo­koić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji