Artykuły

Teatr różnorodności

Rozmowa z dyrektorem Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu i dyrektorem XXXV Kaliskich Spotkań Teatralnych Janem Buchwaldem.

- Mamy już poza sobą pierwszą premierę nowego sezonu. Panie dyrektorze, dlaczego Zapolska?

- Zdecydowałem się na tragifarsę Gabrieli Zapolskiej z wielu powodów. Po pierwsze, jest to Fantastyczna autorka dramatyczna. Tak uważam i nie jestem w tym sądzie odosobniony. Świetnie pisała, znała teatr, bo była aktorką, wiedziała na czym polega budowanie pełnokrwistych postaci. Także dialogi "ciągną" w jej sztukach sprawy do przodu. Wydawało mi się, że zagranie Zapolskiej "na wejściu" będzie bardzo pożyteczne ze względów rozwojowych, natomiast publiczności pozwoli obejrzeć dobry spektakl, zarazem zabawny i refleksyjny. Reżyserowi "Ich czworo" daje możliwość zabawienia się formą. Mnie zainteresowała możliwość delikatnego pastiszu filmu z łat dwudziestych. Przesunęliśmy wraz ze cenografami - Marią i Andrzejem Albinami - realia z czasów Zapolskiej na późniejsze, uciekając od lokalnego kolorytu lwowskiego i młodopolskiej maniery. Taki zabieg był uprawniony, bo to co jest istotą w sztuce Zapolskiej mogło zdarzyć się gdziekolwiek i kiedykolwiek, natomiast dwudziestolecie międzywojenne wydało mi się atrakcyjne od strony teatralnej. Przesłanie Zapolskiej jest aktualne do dziś. Pod naskórkiem obyczajowości rozpoznajemy problematykę moralną. Są tu odwieczne "grzechy" ludzkie: fałsz, oszustwo, nieodpowiedzialność, brzydota charakterów, trywialność. To wszystko zostało ukazane w tej, "tragedii ludzi głupich" w krzywym, szyderczym zwierciadle.

- Jak się Panu pracowało nad tym spektaklem. Czy fakt, że jest Pan dyrektorem kaliskiej sceny zmienił coś w relacjach reżyser-aktorzy?

- Byłoby czymś niewłaściwym, gdyby pozycja dyrektora miała się w jakiś sposób manifestować w pracy nad spektaklem. Już wcześniej, podczas realizacji "Lotu nad kukułczym gniazdem" udało mi się nawiązać twórcze stosunki z aktorami i tak samo było teraz. Myślę, ż moje "dyrektorowanie" nikomu się nie narzuca i nikogo nie paraliżuje. Ja jestem reżyserem, oni są aktorami i próbujemy stworzyć razem coś wartościowego.

- Czy mogę Pana - w imieniu czytelników - prosić o przedstawienie drogi zawodowej, która przywiodła tu, nad Prosnę?

- Jestem absolwentem polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Pisałem pracę pt. Próba teorii spektaklu telewizyjnego. Moim pierwszym pracodawcą była telewizja. Pełniłem w Teatrze Telewizji aż do stanu wojennego różne funkcje, z sekretarzem redakcji włącznie, zajmując się też publicystyką teatralną. W stanie wojennym, gdy telewizja przestała być miejscem "miłym", zdecydowałem się wrócić do swoich wcześniej szych planów: po zdaniu egzaminu dostałem się na wydział reżyserii PWST w Warszawie. W 1987 roku zrobiłem dyplom na scenie Teatru Powszechnego za dyrekcji Zygmunta Hübnera, u którego zresztą byłem asystentem w czasie praktyk studenckich, no i zacząłem uprawiać zawód reżysera. Wróciłem do telewizji, ponieważ odczuwałem potrzebę stałego zajęcia i tam zorganizowałem Studio Teatralne Dwójki. To było moje dziecko. Prowadziłem je najpierw osobno, a potem z Jerzym Koenigiem, jako jego zastępca w dużej redakcji teatralnej. Byłem zastępcą dyrektora Teatru Telewizji przez jakiś czas, jednocześnie jeżdżąc, starając się coś robić, często kosztem urlopu (tak było np. w przypadku "Niebezpiecznych związków", które zrealizowałem we Wrocławiu). To okazało się na dłuższą metę niemożliwe, zrobiło się "ciasno" czasowo. W związku z tym zdecydowałem się w pewnym momencie odejść z telewizji i przez ostatnich parę lat byłem tzw. wolnym strzelcem, reżyserując w różnych teatrach w kraju i za granicą oraz w Teatrze Telewizji. Wreszcie przyjechałem do Kalisza. Zrobiłem "Lot" i zdecydowałem się stanąć do konkursu.

- Które teatry z okresu "wolnego strzelectwa" wspomina Pan najlepiej?

- Bardzo dobrze wspominam współpracę z Teatrem Powszechnym w Warszawie, Polskim we Wrocławiu i Teatrem im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. To są te miejsca, w których czułem się najlepiej.

- A które realizacje sprawiły Panu najwięcej satysfakcji?

- Myślę, że chyba "Niebezpieczne związki" i "Lot nad kukułczym gniazdem".

- Czy "szlachetny eklektyzm repertuarowy, o którym wspominał Pan na konferencji prasowej, jest pomysłem na teatr w ogóle, czy tylko na placówkę działającą w małych ośrodkach?

- Bez względu na usytuowanie teatru, trzeba budować repertuar, myśląc o widowni, którą trzeba pozyskać i zainteresować, proponując rzeczy najwartościowsze i różnorodne. Miejsce dla tak rozumianego teatru repertuarowego jest nie tylko w miastach wielkości Kalisza czy Rzeszowa, ale również w ośrodkach, gdzie scen jest dużo - w Warszawie, Łodzi lub Krakowie. Teatr taki staje się jakby teatrem rozmaitości, czy może lepiej - różnorodności, ponieważ daje maksymalnie zróżnicowaną ofertę. W Kaliszu teatr jest tylko jeden, dlatego różnorodność repertuarowa jest bardziej widoczna, ale generalnie w sytuacji każdej sceny głównym kryterium doboru repertuaru powinna być jego wartość literacka i przydatność do rzetelnej, zawodowej realizacji. Oczywiście, to co zaprezentujemy widzowi musi być komunikatywne i dawać mu coś do myślenia. Nie ma natomiast sensu - moim zdaniem - ograniczanie się do np. jednego typu literatury czy jednego stylu teatralnego.

- Czy te założenia trudno jest wcielić w życie w aktualnej sytuacji teatru kaliskiego?

- Ze względów proceduralnych dopiero pod koniec czerwca mogłem wystosować pierwsze zaproszenia do współpracy. Dla reżyserów, na których obecności w teatrze kaliskim szczególnie mi zależy, było to już późno, ale jakąś "akrobatyką czasową" udało mi się pozyskać Jacka Bunscha, który wejdzie z "Wizytą starszej pani" (premiera 17 grudnia), potem Mariusza Orskiego i Waldemara Śmigasiewicza na małą scenę oraz Krzysztofa Langa na dużą. Nie wiem dokładnie, jaką pozycję będzie realizował Lang i nie wiem, jaką sztukę polską wyreżyseruję ja sam. Wszystko inne jest znane poza tytułem bajki, chociaż i tu rysuje się bardzo atrakcyjna oferta.

- Czy da Pan młodym reżyserom szansę debiutu?

- Myślę o tym - przecież sam byłem parę lat temu w sytuacji debiutanta - ale w tym sezonie nie będzie to możliwe.

- Jakie są oczekiwania Pana wobec publiczności? Czy teatr powinien być miejscem ensemble'u towarzyskiego na widowni i w foyer, czy też może przypominać kino?

- Myślę, że teatr jest wyjątkowym miejscem także ze względu na specyfikę swej publiczności, która gromadzi się, by przeżyć coś wspólnie, a potem podzielić się opiniami o spektaklu. Najistotniejsze dla nas jest to, żeby widzowie byli w teatrze zainteresowani tym, co się dzieje na scenie. Dostrzegam, że młodzieżowa widownia - na której nam zresztą bardzo zależy - jest z teatrem niedostatecznie obyta. Aktorom udaje się w końcu "kupić" uwagę młodej publiczności, jednak jej reakcje przypominają to, co obserwujemy w kinie lub na koncercie rockowym. Tymczasem pełna swoistej dezynwoltury widownia nie respektuje faktu, że przyjęcie komunikatu płynącego ze sceny wymaga pewnego skupienia. Teatr musi i chce płacić koszty edukacji takiej publiczności, świadcząc - mówiąc pół żartem - usługi artystyczne.

- Owe "usługi" nie ograniczają się bynajmniej do Kalisza...

- Jeździmy. Bardzo nas to cieszy. Poza bytnością w różny ośrodkach województwa, co jest naszym statutowym obowiązkiem, docieramy do Wrocławia, Częstochowy, Kielc. Chciałbym, żeby takich wojaży teatru było jak najwięcej, byśmy byli znani i rozpoznawani w innych miastach.

- Przejdźmy do Kaliskich Spotkań Teatralnych, ukonstytuował się już przecież Komitet Organizacyjny, a Pan został mianowany dyrektorem festiwalu.

- Ponieważ jest to festiwal sztuki aktorskiej, chciałbym, żeby przez ten majowy tydzień sztuka wykonawcza była w Kaliszu tematem wiodącym. Nurt zasadniczy, konkursowy, polegałby na prezentacji spektakli wybranych pod kątem występujących w nich najlepszych dokonań aktorskich. Już samo zaproszenie na Spotkania byłoby dla aktorów rodzajem nominacji. Jury na miejscu wybrałoby role najlepsze. W wyniku tego nagrodzone zostałyby rzeczywiście najwybitniejsze kreacje teatralne sezonu w skali całego kraju. Wokół samego konkursu powinny odbywać się rzeczy związane z aktorstwem: spotkania artystów z widzami, dyskusje aktorów na oczach publiczności, dyskusje o formach i typach kształcenia aktorów w szkołach teatralnych, wypowiedzi krytyków o pracy aktorów i vice versa. Być może wskazane byłoby jakieś warsztaty, pomagające młodzieży poznać na "własnej skórze", na czym polega uprawianie tego zawodu.

- Czy jako dyrektor festiwalu bierze Pan uwagę fakt, że odbywa się on po raz trzydziesty piąty?

- Wprawdzie nie jestem zwolennikiem wielkich celebr jubileuszowych, ale uważam za niezbędne pewne działania retrospektywne w postaci np. wystawy ukazującej dorobek KST albo jakiegoś wydawnictwa, aby zdać sobie sprawę z tego, co tu się odbywało interesującego.

- Czy wiadomo już z grubsza, jakimi sumami będą dysponowali organizatorzy przyszłorocznych KST?

- Utrzymane zostaną na co najmniej dotychczasowym poziomie subwencje ze strony wojewody i prezydenta Kalisza. Ogólna suma nie jest jeszcze znana, bowiem na festiwalowy budżet złożą się jeszcze pieniądze przyznane przez Ministerstwo Kultury i Sztuki, prezydenta Ostrowa oraz pochodzące od wielu firm, które również nam pomagają.

- Pomagają - zdaje się - także na co dzień...

- Sprawa firm, które z nami współpracują, jest fantastyczna. Od Zakładów Polo", Sklepu "ToMiKa", Huty w Kętach, Tartaku w Tyblach otrzymaliśmy w ciągu pierwszych 6 tygodni nowego sezonu cenne dary w postaci ubrań dla portierek, elementów wyposażenia bufetu, rur, tarcicy itp.

- Co Pana zdaniem sprawiło, że Kaliskie Spotkania Teatralne straciły wyraźnie w ostatnich latach na znaczeniu?

- To trudno rozpatrywać. Były swego czasu jakieś zamieszania organizacyjne, rzucające cień na ten festiwal. Wzrosła też konkurencja, bo np. rozwinął się Festiwal "Kontakt" w Toruniu, który odbywa się też w maju. Może za mało zadbano o to, żeby zapewnić obecność telewizji ogólnopolskiej. Sądzę, że uda nam się zapewnić zainteresowanie telewizji relacjami z przyszłorocznego festiwalu i że solidniejszy będzie sam konkurs. No, zobaczymy. Chciałbym, żeby się udało. Proszę trzymać kciuki!

- Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji