Artykuły

Miłość wpisana w epokę

"Ogromnie mnie dotknęło odejście Krystyny Zbijewskiej, mimo że często się z nią nie zgadzałem. Dotknęła mnie ta śmierć, bo oto odeszła epoka, epoka dla teatru i jego spraw dobra, niepowtarzalna. Sama Krystyna to dla mnie wzór rzetelnej, prawdziwej krytyki, nawet jeśli krytykowała, czuło się, że to osoba, która kocha teatr, kocha aktorów. Bo to była publicystka niezmiernie uczciwa, pracowita i kochająca teatr naprawdę" - powiedział mi Jerzy Nowak dowiedziawszy się, że 17 stycznia zmarła Krystyna Zbijewska - pisze Wacław Krupiński w Krakowie.

Dziś już nie ma takich dziennikarzy, takich miłośników teatru, ludzi-instytucji wspierających teatr nie tylko piórem, ale i wieloma społecznikowskimi (to też słowo z tamtej epoki) działaniami. Tak, teatr to była red. Zbijewskiej "miłość żywa i trwała do dzisiaj", jak ona sama napisała w 2003 roku, z okazji llO-lecia Teatru, im. Juliusza Słowackiego. I choć odnosiła to wyznanie do właśnie tej - poznanej w dzieciństwie i później odwiedzanej w ramach nauki w krakowskim Państwowym Gimnazjum im. Królowej Wandy - sceny, to przecież teatr w ogóle był miłością Krystyny Zbijewskiej. On i jego twórcy, których umiała adorować, których traktowała z czułością i wrażliwością sprawiając, że czuli się przez nią dowartościowani. W jej pisaniu nie było jadu złośliwości, tonu szyderstwa, obcesowego dezawuowania - ale też teatr nie dawał do tego powodów dzisiejszą dezynwolturą!

Nie była to miłość zachłanna, egoistyczna; red. Zbijewska umiała i chciała się swą pasją, swymi emocjami dzielić. To jej dziełem był Klub Miłośników Teatru ulokowany instytucjonalnie w Krakowskim Domu Kultury w pałacu Pod Baranami, a medialnie w "Dzienniku Polskim", Jej pierwszym i jedynym miejscu pracy. Inicjatywa szybko się rozszerzyła, pojawiły się filie w szkołach, uczelniach, zakładach pracy. Tylko w krakowskiej "Polfie" zrzeszyło się ponad 500 miłośników teatru. Nic dziwnego, że po 10 latach klub liczył 26 tysięcy członków!

Do tego doszły w latach 60. minionego wieku plebiscyty na "Najlepszy spektakl roku" i na "Najulubieńszego aktora Krakowa". Ałe nie jedynie radość i satysfakcję rodziła ta miłość do teatru. Były i całkiem wymierne, materialne ślady owych fascynacji. I nie myślę tu o stałej dziennikarskiej aktywności red. Zbijewskiej ani nawet o bardziej wysublimowanej formie pisania o teatrze (książki), a o akcjach, w które ich inicjatorka umiała zaangażować ogromne rzesze osób. To członkowie Klubu Miłośników Teatru fundowali krakowskie tablice upamiętniające miejsca związane z wybitnymi ludźmi teatru - Osterwą, Wyspiańskim, Pawlikowskim, Boyem-Żeleńskim, to z inicjatywy red. Zbijewskiej stanęły obeliski w Mogile - ku czci Wojciecha Bogusławskiego, który tamże pomieścił akcję "Krakowiaków i Górali", jak i w Węgrzcach - na miejscu domu, w którym ostatnie miesiące życia spędził autor "Wesela".

Na apel red. Zbijewskiej w ramach społecznej zbiórld Pamiątek Melpomeny pozyskano ponad sześć tysięcy darów, w tym rzeczy tak cenne jak łaska Fantazego, która służyła wcielającemu się weń Osterwie, kostiumy, zaproszenia do Zielonego Balonika. Starczyło tych przedmiotów na trzy wystawy; eksponaty potem trafiły do Muzeum Historycznego, by stać się zalążkiem Muzeum Teatralnego.

A dodać się godzi pomnikowe, również w sensie ścisłym, dokonania red. Zbijewskiej, czyli skuteczne zabiegi o stworzenie w Krakowie Muzeum Stanisława Wyspiańskiego i o pomnik tego twórcy... Bo Wyspiański, któremu poświęciła tyle publikacji, o którym mówiła podczas wieczorów w krypcie na Skałce, był Jej szczególnie wielką miłością okupioną mozołem żmudnych dociekań i pracowitych kwerend, czego efektem stała się wydana w 1980 roku książka "Orzeł w kurniku", jakże znacząca rzecz o Wyspiańskim, komplementowana i ceniona za wiele nowych istotnych informacji, za urodę narracji. Toteż jakże zasłużone było uhonorowanie autorki w 2001 roku, w stulecie premiery "Wesela", Krzyżem Komandorskim Orderu Polonia Restituta. Dołączył do przyznanej jej wcześniej Nagrody Miasta Krakowa.

Inną ważną książką tej autorki jest monografia ukochanej aktorki Zofii Jaroszewskiej, z którą łączyła Krystynę Zbijewska wielka przyjaźń; to uczucie, jak i fascynacja talentem krakowskiej aktorki emanują z kart obszernej książki. A jeszcze należałoby wspomnieć "Z muzami pod rękę" czy ostatnią pozycję - "Moje przygody dziennikarskie" przywołującą fakty i anegdoty z pracy Pani Redaktor. Zaczęła ją jako studentka polonistyki UJ - spotkała się tam m.in. z Karolem Wojtyłą - w "Dzienniku Polskim" i z tej redakcji odeszła w roku 1976 na emeryturę, oczywiście formalną, bo pisać nie przestała. Jakąż miałem satysfakcję, kierując po latach Działem Kultury, którym niegdyś włodarzyła Krystyna Zbijewska, ilekroć mogłem poprosić tę Autorkę o jakiś tekst. Dwa ostatnie - W objęciach Melpomeny (m.in. o licznych teatralnych inicjatywach redakcji, tak to ujmowała w swej skromności ich prawdziwa animatorka), jak i Moja wielka miłość (o Teatrze im. J. Słowackiego) powstały już w tym tysiącleciu. Dodajmy, że Krystynie Zbijewskiej zawdzięczamy i wspomnieniowo-refleksyjny tom Zygmunta Kęstowicza "Na obrotowej scenie życia. Listy pana Z.K. do pani K.Z.", wydany w 2002 roku.

To w przywołanych wspomnieniach z "dziennikarskich przygód" opisała spotkanie w Krakowie dwóch emigracyjnych antagonistów: Stanisława Cata-Mackiewicza i Melchiora Wańkowicza. Ich wrogie stosunki były powszechnie znane, zatem perspektywa publicznej kłótni pisarzy jawiła się bardzo realnie. I co? Było spokojnie i elegancko - również za sprawą red. Zbijewskiej poproszonej o poprowadzenie spotkania w Klubie Dziennikarzy. Później, już w kameralnym gronie, toastem "Kochajmy się" sprawiła, że obaj panowie uściskali swe prawice.

Hasło "Kochajmy się" - dziś już jakże passe, podobnie jak społecznikowska pasja - to były rudymenty publicystycznej i publicznej służby Krystyny Zbijewskiej. Pracowitość, pedantyczna dbałość o drobiazgi, o elegancję języka szły w parze z wizerunkiem posiadaczki owych przymiotów: kobiety eleganckiej, mającej swój styl podkreślany eleganckimi kostiumikami, bluzeczkami z żabotami i dużymi kapeluszami z kwiatami. Tak właśnie Ją zapamiętałem, ale też - co ważniejsze - tak teraz odmalowała ją inna wielka dama teatru Marta Stebnicka.

Krystyna Zbijewska nie żyje. Zmarła nie doczekawszy 89 urodzin. Spoczęła na cmentarzu Salwatorskim u boku swojej matki, w pobliżu opisanej przez siebie "legendy teatru" Zofii Jaroszewskiej. Dziś już nie ma takich dziennikarzy, takich miłości do teatru. I takiego teatru również nie ma. Zamknęła się epoka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji