Artykuły

Dwa teatry (fragment)

(...) Inaczej rzecz się ma w "Porozmawiajmy o życiu i śmierci" Krzysztofa Bizio, który wie, o czym pisze, bo wiedzę o świecie swoich bohaterów czerpie nie tylko z jakiejś kilkudniowej wycieczki.

Historia tak zwanej normalnej rodziny jest poruszająca i smutna, chociaż pozornie wszystko jest tam w najlepszym porządku. Cała trójka - ojciec (Jerzy Stuhr), matka (Krystyna Janda) i syn nie rozmawiają ze sobą, bo od dawna nie mają o czym. Jak symboliczny refren powracają kwestie: "Co słychać? Wszystko w porządku", "No to cześć", "No to cześć", właściwe jedyne, co mają sobie wzajemnie do powiedzenia. Prawdziwe rozmowy odbywają za to przez telefon, ze znajomymi. To stąd dowiadujemy się, że ojciec, właściciel warsztatu samochodowego, kombinator, który umie tanio kupić i drogo sprzedać, zdradza żonę, żona zdradza męża z kochankiem przyjaciółki, a syn - handlujący narkotykami, zmusza dziewczynę, której zrobił dziecko, do przerwania ciąży. Jednocześnie, chociaż pewnie trudno w to uwierzyć, tekst Bizia jest tak wymyślony, żeby nie epatować nadmiarem zła. W bohaterach "Porozmawiajmy..." jest też sporo naiwności, zwykłej głupoty i banału. Dlatego są wiarygodni.

W przedstawieniu wyreżyserowanym przez Krystynę Jandę pojawia się jednak pomysł, który wprawia w osłupienie. Całe to nikczemne i nieciekawe życie komentują w drugim planie żywe obrazy z męki Chrystusa zainscenizowane specjalnie przez Ewę Wycichowską, których w tekście Bizia nie ma nawet śladu, są one mianowicie w całości pomysłem reżyserskim. Kiedy ojciec wrzeszczy na kolegę, z którym prowadzi lewe interesy, Chrystus upada pod krzyżem, kiedy syn opowiada jednemu z kolegów, ile wysiłku kosztowało go namówienie swojej głupiej dziewczyny do przerwania ciąży, Chrystus upada pod krzyżem po raz drugi.

Pierwsza myśl jest oczywista - reżyser przedobrzyła. Z samej litery dramatu jasno przecież wynika, że bohaterowie Bizia mają do dziesięciu przykazań Bożych stosunek swobodny, że kochają przede wszystkim siebie samego zamiast bliźniego, po cóż więc podkreślać jeszcze tę oczywistość? Tymczasem pomysł Jandy nieoczekiwanie daje przedstawieniu nową perspektywę. Powoduje, że zdarzenia opisane przez Bizia nabierają, może nie religijnego, ale z pewnością jakiegoś absolutnego charakteru, przekładają dramat młodego autora na wyższy poziom uniwersalności, ale nie głuszą przy tym głównej warstwy tekstu.

Zawsze, gdy Teatr Telewizji zabiera się za dramaturgię współczesną, szuka usprawiedliwienia, jakby pomysł realizacji prapremierowego tekstu był jakąś winą. Funkcję najnowszej pełni więc dramaturgia Janusza Głowackiego, i to akurat ten jego tekst, który dla polskiego widza jest chyba najmniej ciekawy. Kiedy już dochodzi do realizacji naprawdę ciekawego polskiego tekstu współczesnego, telewizja staje natychmiast, jakby na wszelki wypadek, za barykadą popularnych nazwisk, aktorów i reżyserów. Z tych zapewne obaw zrodził się pomysł oddania tekstu Bizia Krystynie Jandzie, na szczęście z bardzo dobrym efektem (...)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji