Artykuły

Warszawa. Zmarł Zygmunt Kacprowski

W Warszawie zmarł Zygmunt Kacprowski, mój kolega z lat młodości. Jeden z najsympatyczniejszych, jakich poznałem w tym czasie. Krótko byłwteatrze, choć miał wszelkie dane po temu, aby w nim pozostać. Inteligentny, skromny i utalentowany. Zawsze pogodny, uśmiechnięty i znakomicie wychowany. Cieszył się ogólną sympatią. W Teatrze Nowej Warszawy pracował za dyrekcji Jana Kreczmara i Stanisława Bugajskiego w latach 1955-1957, a potem, kiedy dyrektorem został Emil Chaberski i teatr zmienił nazwę na Teatr Klasyczny (dziś Studio), wchodził w skład zespołu aktorskiego w latach 1957-1961. Kochał teatr i szczerze był mu oddany. Poznaliśmy się jeszcze na Marszałkowskiej, kiedy dyrektorem Teatru Nowej Warszawy (dziś Teatr Rozmaitości) był Jan Kreczmar, a potem Stanisław Bugajski. W lipcu 1955 r. otrzymaliśmy drugą scenę w Pałacu Kultury i Nauki (dziś Teatr Studio). W sztuce "Don Cezar de Bazan" Zygmuś, bo tak go wszyscy nazywali, zagrał Sędziego u boku Tadzia Janczara i Józka Nalberczaka. Na scenie spotkałem się z nim w "Dzikich łabędziach" Kazimiery Jeżewskiej w reż. Tadeusza Cyglera, w "Umówionym dniu" Dybowskiego, "Złotych rękach" Wandy Żółkiewskiej i "Żeglarzu" Jerzego Szaniawskiego w reż. Józefa Slotwińskiego, gdzie stworzył interesującą postać Admirała. Inne ciekawe Jego role to między innymi Toszek w czeskiej komedii "Taka miłość" Pawła Kohuta, Artur w "Robin Hoodzie" Wandy Żółkiewskiej i Władysław Topolnicki w "Klubie kawalerów" Michała Bałuckiego, w znakomitym przedstawieniu Józefa Słotwińskiego. Były to czasy, kiedy sztukę grało się każdego dnia aż do wygrania.

Kilka razy był także asystentem reżysera. W latach 1963-1964 oglądałem go w zespole Teatru Ziemi Mazowieckiej na Pradze, u Wandy Wróblewskiej, gdzie grał księcia Fryderyka w "Jak wam się podoba" Szekspira i Doktora w "Głupim Jakubie" Tadeusza Rittnera. Pojawiał się także od czasu do czasu w telewizyjnym Teatrze "Kobra" u Józefa Słotwińskiego oraz w audycjach radiowych.

Nagle zniknął ze sceny. Po latach spotkałem Go przypadkowo na MDM-ie, gdzie prowadził sklep z obuwiem. Nie pytałem Go, dlaczego pożegnał się z teatrem. Kilka miesięcy temu zatelefonował, rozmawialiśmy długo i serdecznie.

Teraz powiadomiła mnie jego żona, że Zygmunt zmarł.

Był prawym, dobrym i szlachetnym człowiekiem. Żołnierzem AK i uczestnikiem Powstania Warszawskiego. Żegnaj, Zygmusiu. Wierzę, że spotkamy się jeszcze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji