Artykuły

Patrzymy na rozkład naszego miasta

Tryptyk teatralny "Wasze nasze miasto" Fundacji Akcja w Warszawie. Pisze Jaroszuk w portalu Independent.

Wasze miasto jest wielkim szarym potworem, nie daje żadnych nadziei, nie wskazuje drogi. W waszym mieście nie ma światła, nie działają windy.

Nasze miasto jest ograniczone, oddzielone nieistniejącą fosą od waszego. Po naszym mieście chodzą żywe anioły, nie jeżdżą autobusy. W waszym mieście mieszkają żywe trupy, jeżdżą autobusami - widmami. Następny przystanek: Tryptyk teatralny. Znudzony kierowca nie sprawdza biletów. Z metra wprost do autobusu, tak jak co dzień do pracy, bądź z pracy. Zależy od wyrazu twarzy.

Reżyser Jacek Papis na tryptyk o mieście wybrał trzy współczesne dramaty i przedstawił je w trzech różnych miejscach: w metrze, autobusie i fabryce Norblina. Dwa pierwsze i miejsca, i teksty kojarzą nam się z codziennym zmaganiem z komunikacją miejską. Samotność w metrze wyraża "Pasażer" Roberta Kucharskiego, niezwykłe dialogi zwykłych podróżnych to "Autoblues" Pawła Jurka. Trzecia, ostatnia część tryptyku "Komponenty" Małgorzaty Owsiany to "miasta rapsod żałobny" odegrany przez aktorów z metra i autobusu, którzy kończą marny żywot swoich postaci na zgliszczach miasta.

Przy tablicy "Tramwaj. Ochota" na stacji Warszawa Gdańska stoi kilka osób, czekają na transport. Instynkt podpowiedział nam, aby się tu na chwilę zatrzymać, że właśnie tutaj zacznie się to, na co czekamy. Zbiórka na wycieczkę w głąb miasta, przez gardło do samego centrum piekła. Nie jesteśmy jednak przypadkowymi przechodniami, których nie obchodzi ani nasze ani wasze miasto. Jakiś facet (Krzysztof Franciszek) wymachuje w naszą stronę rękoma. Nawołuje mieszkańców Warszawy wracających z pracy bądź spieszących na nocną zmianę, by przystanęli i posłuchali historii o ich mieście.

- Mam niedożywione oczy - żali się. Starsza pani przystaje - Ale za to serdeczne!! - Ona postanowiła go wysłuchać. Nie wie, że to tylko gra, gra w teatr.

Pasażer jest sam. Najchętniej wróciłby do domu na piechotę, ale znajomi tak chwalili metro. Pojedzie z ludźmi wagonem. Pasażer Roberta Kucharskiego żałuje. Chce być sam, bo jest sam. Sam w domu, w związku z kobietą, osamotniony w wielkim mieście. To mój ulubiony SAMOTNIK, ten który jest we mnie - w moim własnym, prywatnym mieście.

Jego rozedrgane, niespokojne przemówienie przypomina trochę wystąpienia Mormonów nawołujących do zagłębiania się w pismo święte i zgłębiania nauk Jezusa.

Moi bliźni! Moi bliźni jeżdżą metrem. Moi bliźni mówią do mnie, nie słuchają. Przede wszystkim jednak jego bliźni jeżdżą po mieście, nie czytają ogłoszeń na szybach, nie podają rąk.

Pasażer prowadzi nas do autobusu. Starsza pani już dawno zniknęła za filarem, nie pojedzie dalej, nie podjęła gry. My idziemy za nim bo mu ufamy, jest taki jak my. Znika nam z oczu na ruchomych schodach. Znajdziemy go w środku.

W autobusie poznajemy ludzi, którzy zawsze są w ruchu. To Pasażerowie Pawła Jurka. Kołysze ich Autoblues. Autobus wraz z aktorami i widzami jedzie do fabryki Norblina, gdzie rozegra się ostateczny dramat miasta i jego mieszkańców. Zgon bohatera zbiorowego. Wybebeszenie, wyflaczenie. Smutne dialogi pełne głosów beznadziei. My intelektualiści, pod kocykami w lodowatym pomieszczeniu pijemy kawunię i patrzymy na rozkład naszego miasta, na zanikanie tętna, na nieskończone, nieubłagane zniszczenie. Ciągle ci sami autorzy, ci sami aktorzy, te same dialogi, te same postaci, te same stereotypy, to samo blokowisko. Ja wierzę, że ta jednakowość potrzebna jest abyśmy zrozumieli, że dramat miasta rozgrywa się ciągle od nowa. Że sępy zawsze będą wydziobywać Prometeuszowi wątrobę. Aż on stanie się skałą, do której został przykuty. To kara od Bogów, wieczne mdłości. Za ślepotę tych co powinni widzieć. Siedzimy pod kocykami, ogrzewamy dłonie w dłoniach mężczyzn i kobiet, w objęciu plastikowego, parującego kubka, a dramat się kończy. Napięcie nie rośnie, temperatura nie spada, jednostajne bicie serca bohatera zanika.

W czasie Tryptyku przechodzimy przez trzy fazy utożsamienia. Za Pasażerem Kucharskiego podążamy z niedowierzającą ufnością, z zainteresowaniem słuchamy rozmów podróżnych z autobusu. "Komponenty" Małgorzaty Owsiany zabijają w nas te wygodnie rozpostarte na za małych krzesłach otyłe potwory. Toksyny mieszają się w naszym ciele, reakcje chemiczne zachodzą powoli, kończą z naszą ciepłą, przeintelektualizowaną wyobraźnią.

Paweł Jurek ma skłonności do przesady i jest raczej monotematyczny: prostytutki, wykolejeńcy, homoseksualiści. Jego dialogi śmieszą, bo są groteskowym żartem z samych siebie i ze swoich nosicieli.

Tak, zamontujmy kamery w autobusach, żeby intelektualiści się oburzali i w programach po 23 wyrażali ze skrzywioną miną swoją dezaprobatę. Fuj….Fe. Czy nasze społeczeństwo jest aż tak chore i tak niecodziennie codzienne? Jurek wie wszystko o swoich bohaterach, ale zdaje się nie chcieć poznać swoich bliźnich z autobusu , który sam rozkołysał. Rozsypaliby się jego pasażerowie, gdyby pozbawić ich choć cząstki z ich śmieszności. Gdyby potraktować ich poważnie, autobus zjechałby z drogi i nigdy nie dowiózłby nas i naszych widm do miasta.

W dramacie "Nasze miasto" Amerykanin, Thornton Wilder przedstawia życie zwykłego miasta i jego zwykłych mieszkańców. W tym amerykańskim mieście nic się nie dzieje. Nuda aż piszczy, ale jest za to dzielnica polska (a co?!), w której wszyscy chleją na umór. Polscy młodzi dramaturdzy opisują swoje miasto inaczej, ale zwykły dramat zwykłych ludzi przypomina opis życia w mieście Wildera, życia które idzie do przodu i kończy się tak samo jak się zaczyna. Nasze Wasze Miasto budzi się ze snu przemijania i zabija swoich mieszkańców przy każdym jeszcze sennym oddechu.

Na zdjęciu scena z próby "Autobluesa" Pawła Jurka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji