Artykuły

Wagnerowska pieśń o absolutnej potędze miłości

"Tannhäuser" w reż. Achima Thorwalda w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Andrzej Chylewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Odpowiedź na pytanie, na czym polega nośność opery "Tannhäuser" dla współczesnych, sprowadzona do jednego słowa "miłość", byłaby wielkim uproszczeniem, właściwie bliskim bezsensu.

Idąc tą drogą, należałoby dodawać takie słowa jak dramat, romantyzm, muzyka, nie zgłębiając wcale zagadnienia ani nie zbliżając się do sprecyzowania odpowiedzi. A przecież wszystkie one nie są nieprawdami, tworzą związany ściśle zestaw usiłowań, walki z ułomnościami, ograniczeniami. I tak oto dochodzimy, a przynajmniej zbliżamy się, do sedna sztuki dramatów Richarda Wagnera.

Nie tylko wszak w operze "Tannhäuser" u Wagnera toczy się bój o wolność, o nieskrępowaną miłość, o swobodę przekonań, o wolność sztuki. Czyż nie dlatego przemiany formy romantycznej opery francuskiej z jej okresowością i segmentacją w dramat muzyczny z legendarną "niekończącą się melodią" i "motywami przewodnimi" ,stały się dla Wagnera swoistą idee fbce?

Twórczość Wagnera nigdy nie rodziła się bezkonfliktowo, nigdy też jej odbiorcy nie byli tak zróżnicowani w ocenach. Także i "Tannhäuser", epatujący monumentalizmem, fascynujący skądinąd przytłaczającą (choć i piękną) muzyką, właśnie jej ciągliwą motywiką, dziś już nuży neo-romantyczną ideowością, religijną i emocjonalną. Ale nie pozostawia obojętnym. I tej idei, idei dialogu, zdaje się być wierny, jakże słusznie, reżyser kolejnej, po 42 latach, premiery "Tannhäusera" w Poznaniu, w Teatrze Wielkim.

Bardzo ascetyczna, ale iście po niemiecku konsekwentna koncepcja Achima Thorwalda, przeniesieniem do wieku XIX akcji widzianej przez Wagnera w XIII wieku, daje do zrozumienia lub pod dyskusję, że zagadnienie dylematu, wewnętrznego rozdarcia człowieka jest współczesne, aktualne. Ale przede wszystkim Thorwald pamięta, że ma do czynienia z dziełem muzycznym, a więc pierwszeństwo dla muzyki i śpiewaków (toż to przecież "turniej śpiewaczy na Wartburgu"!). Reżyserowi znakomicie pomagają, momentami wyraźnie aluzyjne: scenografia Christiana Floerena i kostiumy zaprojektowane przez Ute Fruhling.

Z satysfakcją odbiera się muzyczną stronę spektaklu. Rewelacyjną formę (stopliwość brzmienia i gradacje dynamiczne) zaprezentowały "anielskie" chóry Teatru Wielkiego przygotowane przez Mariusza Otto. Bardzo porządnie zaprezentowała się orkiestra teatru prowadzona przez Eralda Salmieriego (słynne sygnałowe motywy w wykonaniu sekcji dętych blaszanych wzbudzały prawdziwe dreszcze).

Starsi operomani z sentymentem wracają do wspomnień głównych wykonawców w wersji z 1967 roku. Nic dziwnego. Czy świadkowie premiery z 18 kwietnia 2009 roku zapamiętają wykonawców po upływie choćby lat - powiedzmy - dziesięciu? Na taką pamięć z pewnością zasługuje Adam Szerszeń (Wolfram - pieśń na turnieju, "Pieśń do gwiazdy"), dynamiczna wokalnie i aktorsko Katarzyna Hołysz (Wenus), energiczna debiutantka Agnieszka Hauser (Elżbieta). Ogromną i trudną rolę tytułową kreował amerykański tenor Mark Duffin. Z pewnością pozostanie w pamięci, zwłaszcza od strony aktorskiej. Ale czy zachwycił melomanów, tak jak wzburzył swych rywali w czasie turnieju śpiewaczego kreowany przez niego bohater dramatu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji