Artykuły

Wyznania dramaturżnicy

Dziennik z podróży do Opola pisze specjalnie dla e-teatru Małgorzata Sikorska-Miszczuk

Opuściłam rodzinne miasto, wędruję nowymi ścieżkami, wzrok mi się wyostrzył, a słuch usubtelnił. Mieszkam w hotelu. Za oknem zieleni się wielkie drzewo nieznanego mi gatunku. A czemu ja o tym piszę? Bo się dzielę wrażeniem z podróży.

Dziennik podróży ma cudowną właściwość, że płynie sobie od impresji do impresji, nikt mu nie narzuca celu narracji, i tak samo jest ze mną. Patrzę i słucham, a co mi w głowie zostanie z wędrówki, to zapisuję.

Impresja pierwsza. Jestem w Opolu, idę ulicą, nie spieszy mi się, luz, to nie Warszawa, w głowie nic mi nie gada (Gadający Terminarzyk, który z reguły nadaje online w szarych zwojach, tym razem się wyłączył). Zachodzę do sklepu z wielkim telewizorem na ścianie i widzę Hansa Klossa. A sklep wcale nie z telewizorami, tylko z bluzami i koszulkami, a na sofie siedzi właściciel i Hansa ogląda. Ja niby koszulki uważnie przebieram, ale czuję, jak Hans mnie powoli zniewala. Hans jest teraz w Istambule i w hotelu mieszka, tak jak ja. Tylko, że on jest przystojny i w mundurze, a ja nie, ale oboje Polskę kochamy. Właściciel przesuwa się na sofie, miejsce mi robi, Hansa razem oglądamy, wzdychamy. Na koniec głowami kiwamy, a właściciel mówi: "ja uważam, że Hans Kloss to powinien lecieć we wszystkich sklepach w Polsce".

Impresja druga. Jestem w Opolu, idę ulicą, słońce złotymi promieniami igra w moich kasztanowych, pofarbowanych lokach i pięknie wyglądam z tymi promieniami, ale głodna się zrobiłam jak pies. Patrzę, smażalnia ryb. Filet z dorsza 4,50 zł/100 gram, tusza z dorsza, mintaj, karmazyn, tatar z łososia, surówka z kapusty, z pora, z czerwonej kapusty, wypas. Stoi przy ladzie staruszka, postać teraz w dramaturgii pożądana i rybę sobie wybiera. Mówi tak: "ja to jestem do jedzenie wybredna. Mnie tam dogodzić niełatwo. Kawałek mały poproszę, ale ładny". Patrzę, co jej oferuje smażalnia - niestety, dorsze wielkie jak rekiny. Nie chce babcia takich wielkich, pewnie z kasą krucho. Przeprasza babcia i odchodzi. To nie jest kraj dla starych ludzi.

Impresja trzecia. Jestem w Opolu, idę do teatru, a zmierzch kładzie cię cieniem tam, gdzie się kłaść ma ochotę. Ten cień mi przypomina, że życie przemija, dzień się kończy i zbliża się godzina 20.00. Ale ja się tu nie spóźniam, to nie Warszawa, w teatrze jestem na czas. Już siedzę na scenie obrotowej i oglądam "Aktorów prowincjonalnych". Koło Fortuny się kręci, a my razem z nim. Aktorzy do Warszawy wzdychają - już ktoś kiedyś tak wzdychał: do Moskwy, do Paryża, do Nowego Jorku Nie chcę recenzji pisać, od tego są inni, żeby zasługi spektaklu docenić, a błędy wymierzyć do centymetra. Ja siedzę na scenie obrotowej w Opolu i dzielę się tym, że patrzę i czuję, smutno mi i wesoło, i czuję się takim samym aktorem, jak ci, na których patrzę ("w spektaklu zwanym życiem" - cytat z doktora Arrigno Piperno, tego samego, któremu wiele sensu w życie wniósł absurd).

Przeczytałam, że "Aktorzy prowincjonalni" jadą niedługo do Warszawy na WST, więc jednak marzenia się spełniają.

I kończę już na tym swoje impresje, bo czuję jak mnie przyciąga opis drzewa za oknem, a tego Czytelnik ma prawo nie zdzierżyć - dramaturżnica w podróży, Małgorzata Sikorska-Miszczuk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji