Artykuły

Aktorstwo i śpiew

- Moja śp. maestra Stonicka mawiała, że dobry głos jest jak dobra kiełbasa - im cieniej kroisz, tym na dłużej starczy - mówi MAŁGORZATA WALEWSKA.

Magdalena Piekarska: Studia w Akademii Muzycznej zaczęła Pani dość późno. Czy wcześniej były jakieś próby śpiewu?

Małgorzata Walewska: Śpiewam właściwie od urodzenia. Dziadek stawiał mnie na stoku i śpiewałam: "A ja nie chcę czekolady, chcę, by miłość dał mi ktoś...". Na koloniach letnich przy ognisku naśladowałam Violettę Villas, a ulubioną piosenką mojej kolonijnej publiczności była "Laleczka." W liceum często przynosiłam do szkoły gitarę. Miałam fajną, rozśpiewaną klasę. Niestety, często lądowałam u dyrektora na dywaniku. Zarzucali mi, że "robię kabaret z klasy". Przed wyrzuceniem ze szkoły ratował mnie wychowawca (Tadeusz Kuran - święty człowiek) i tak dotrwałam jakoś do matury.

Od Pani debiutu w Operze Narodowej upłynęło zaledwie 13 lat, a już ma Pani na koncie ponad 30 ról, partie koncertowe. Jak udało się Pani opanować to wszystko?

To proste. Dostaję propozycję roli. Jeśli rola mi odpowiada, to kupuję lub wypożyczam nuty. Słucham nagrań. Spotykam się ze specjalistą od języka, w którym muszę śpiewać. Robimy dokładne tłumaczenie tekstu. Rozczytuję nuty przy pianinie. Jak "z grubsza" opanuję materiał, to zaczynam pracę z pianistą - korepetytorem. Potem uczę się na pamięć tekstu. Na około miesiąc przed spektaklem rozpoczynają się próby reżyserskie i muzyczne. Tam ustalane są szczegóły wykonania. I tak do premiery, a potem to już z górki. Do tej pory zaśpiewałam w dziesięciu językach. Wydaje mi się, że trzydzieści parę ról to nie jest jakiś super wynik. Poza tym, nie wszystkie z tych ról to postacie pierwszoplanowe. Właściwie uważam się za osobę leniwą.

Mówi się, że tylko muzyka klasyczna jest czysta i wolna od wszelkiego typu naleciałości, manier, i można na niej w sposób doskonały szlifować swoje umiejętności wokalne. Czy dlatego pokochała Pani śpiew operowy, mimo że nie jest łatwy?

Pamiętam moment, kiedy patrzyłam na świeżo wręczone świadectwo maturalne i zastanawiałam się, co właściwie chciałabym robić w życiu. Wtedy postanowiłam, że zostanę... śpiewaczką. Wychowywałam się na płytach Bogny Sokorskiej, Zdzisławy Donat, Violetty Villas i Orkiestry z Chmielnej. Lubiłam operę, choć nie byłam jej wielką fanką. Pociągało mnie aktorstwo i śpiew. Opera idealnie łączy te dwie pasje. Niestety, nie udało mi się zdać egzaminu do Akademii Muzycznej. Z trudem dostałam się do średniej szkoły muzycznej na miejsce rezerwowe. Pierwsze lekcje operowego sposobu śpiewania uzmysłowiły mi, że nie mam pojęcia o tym, na co się porywam. Jednak doświadczenie obcowania z wykształconymi głosami operowymi wywarto na mnie tak duże wrażenie, że postanowiłam nie dać za wygraną. Moją ambicją było śpiewanie w chórze Teatru Wielkiego.

Czy są artyści, z którymi na scenie łączy Panią pewna magia?

Tak. Bardzo często zdarzają mi się takie magiczne momenty ma scenie. Oczywiście zawsze wielkim przeżyciem były występy u boku Pavarottiego i Dominga, ale wcale nie musi to być wielkie nazwisko.

Do tej pory pamiętam "Requiem" Verdiego w Klagenfurcie w 1996 r. z ciemnoskórą Robin Wilson. Nasze barwy głosu świetnie razem brzmiały. Miałyśmy podobne wyczucie frazy i podobną siłę głosu. Miałyśmy świetne recenzje (można je przeczytać na mojej stronie: www.walewska.net w sekcji "Timelme 96"). Prawie każde przedstawienie "Aidy", gdzie gram rolę złej księżniczki Amneris, jest inspirującym przeżyciem. Mam tez paru ulubionych tenorów: Mario Malagnini'ego, Marcello Bedoni'ego i Vsevoloda Gavnowa, z którymi się dobrze czuję na scenie. Mario występował w przedstawieniu "Carmen" w Hali Ludowej we Wrocławiu i w Teatrze Wielkim w Warszawie. Marcella publiczność zna z "Potępienia Fausta" w Teatrze Wielkim w Warszawie - to także było magiczne przedstawienie Nasz "Faust" jako jedyne przedstawienie z całej serii zostało nagrodzone owacją na stojąco.

Pracowała Pani z największymi gwiazdami - Placido Domingo, Luciano Pavarottim, Jose Cura. Który wywarł na Pani największe wrażenie?

Trudno powiedzieć. Pavarotti czaruje przepięknym kolorem głosu, bardzo się cieszę, że miałam szansę pracować z nim, gdy był jeszcze w świetnej formie wokalnej. Dużą satysfakcją było pochlebne przyjęcie przez krytykę mojej roli Bersi w operze "Andrea Chenier", gdyż jest to rola typu "ogon" i nie spodziewałam się, ze ktoś zwróci na mnie uwagę. Pavarotti śpiewał Cheniera Domingo jest rewelacyjny, sympatyczny, przyjacielski, bezpośredni i charyzmatyczny. Miałam szczęście debiutować u jego boku w roli Emilii w "Otellu". Pamiętam, jak liczyłam lampy w Operze Wiedeńskiej, żeby się nie rozpłakać, tak sugestywnie rozpaczał jako Otello nad zabitą Desdemoną. Jednym z najlepszych przedstawień, jakie widziatam w życiu, była wiedeńska "Tosca" z Marią Guleginą i Jose Curą w rolach głównych. Byli piękną parą. Wszyscy byli świetni aktorsko i wokalnie. Taki spektakl zostaje w pamięci na całe życie. Potem widziałam jeszcze wiele przedstawień Josego, ale żadne nie wywarto na mnie takiego wrażenia.

Pracowałam z Josem przy okazji koncertu w Lodzi, ale to zupełnie co innego niż przygotowanie spektaklu operowego. Więcej na temat naszej współpracy będę mogła powiedzieć w marcu, po "Samsonie i Dalili".

Czy tej miary artyści mają czas na życie prywatne?

Niestety, nie znam ich życia osobistego. Jeśli o mnie chodzi, to bywa ciężko. Zawsze staram się wpadać do domu między przedstawieniami, ale bywa, że jestem cztery dni w domu w ciągu czterech miesięcy. Ostatnio nie mogę narzekać, bo miałam 3 tygodnie wakacji i nadrobiłam zaległości jako matka, ale od 16 sierpnia "ostrą jazdę" zaczęłam od Finlandii (Turku). Wpadnę też na parę koncertów do Polski: do Mielca, Warszawy, Krynicy, a potem Praga, Berlin, Nowy Jork. Święta Bożego Narodzenia zawsze spędzam w domu z rodziną.

Płyta "Panta Rhei" to właściwie nowy gatunek. Jest to muzyka ambientna (relaksacyjna), nietypowa dla śpiewaczki.

Operowe możliwości mojego głosu są tu wykorzystane jako tło i traktowane instrumentalnie. To jest rodzaj muzyki, jakiej sama chętnie słucham, gdy mam dosyć opery. To ja zaproponowałam młodemu kompozytorowi Sebastianowi Olko wspólne nagrania, zauroczona jego kompozycjami. Jestem autorem wszystkich tekstów w języku polskim, angielskim i łacińskim.

Projekt ten jest bardzo nowatorski. Utwór "Hymn" wzbogaciliśmy o głos Kayah. Jeden z utworów skomponowany jest wyłącznie z mojego głosu. Trudno w to uwierzyć, zwłaszcza, że to najbardziej dynamiczny utwór na płycie, słychać w nim perkusję, flety i mnóstwo innych instrumentów wygenerowanych z głosu ludzkiego. Moja strona internetowa zawiera webeo - interaktywny wideoklip, będący formą gry komputerowej, promujący płytę "Panta Rhei". Webeo ma też swoją oddzielną stronę www.mistyisland.tv. Zapewniam, że jest to absolutna rewolucja na polskim rynku internetowym. Webeo funkcjonuje w internecie od paru tygodni, a już zdobyło szereg wyróżnień przyznawanych przez międzynarodowe portale internetowe, skupiające designerów i artystów sieciowych. Np: www.crossmind.net, www.turkeyawards.com, www.igraphicdesigns.com, www.finestzone.com, www.jesaispasdessiner.com.

Zarówno strona internetowa jak i wideoklip powstały dzięki finansowej pomocy KGHM. Autorem i wykonawcą projektów jest młody reżyser Dawid Marcinkowski, autor wielu innych nagrodzonych prac.

Jak udaje się Pani zachować świeżość interpretacji, wykonując te same partie na przykład po raz dwudziesty?

To nie jest tak jak w teatrze dramatycznym. Śpiewacy mają większe przerwy między przedstawieniami. Owszem, śpiewałam ponad 20 przedstawień w tej samej inscenizacji, ale było to rozłożone na 3 lata. Poza tym, jak słusznie pani zauważyła, jest to trudna sztuka i zawsze można zaśpiewać lepiej.

Czy w tym paśmie sukcesów były jakieś niepowodzenia, klęski?

Oczywiście. Zaczęło się od klęski. Mam tu na myśli oblany pierwszy egzamin do Akademii. Przepadłam też w paru konkursach. Nie wygrałam paru przesłuchań. Jednak z perspektywy czasu te "klęski" wydają mi się potrzebne. Myślę, że ludzie, którzy zbyt łatwo dochodzą do celu, nie potrafią tego docenić. Mało tego, jeśli się zacznie intensywnie śpiewać, zanim się osiągnie solidne przygotowanie techniczne, to można zniszczyć głos i nabawić się wielu chorób. Moja śp. maestra Stonicka mawiała, że dobry głos jest jak dobra kiełbasa - im cieniej kroisz, tym na dłużej starczy.

Jakie są Pani marzenia muzyczne na przyszłość?

Marzę o sponsorach na moje płyty z muzyką klasyczną.

Na zdjęciu: Małgorzata Walewska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji