Artykuły

Pytania bardzo wskazane

"Klincz" w reż. Ewy Pytki w Teatrze Śląskim w Katowicach ocenia Dorota Mrówka.

W "Klinczu" - najnowszej sztuce zrealizowanej na Scenie Kameralnej Teatru Śląskiego - nie ma bohaterów pozytywnych, są tylko źli i bardzo źli.

Na początku bardzo zła wydaje się Dziewczyna, rozwydrzona małolata, która postanowiła zemścić się za jakieś zdarzenie z przeszłości. Szantażuje więc swego byłego nauczyciela. Potem okazuje się jednak, że jej ofiary niewiele różnią się od niej samej. Kolejne komplikacje prowadzą do tytułowego klinczu, z którego nie ma wyjścia. Na jaw wychodzą skrywane tajemnice, zdrady, niechęci. To, co wydaje się szczere i prawdziwe, okazuje się okrutną grą. Atmosfera realnego zagrożenia miesza się z rojeniami chorego umysłu. Zaczynamy dostrzegać, że Dziewczyna ma powody, by szukać sprawiedliwości, tylko sposób, jaki wybrała, budzi zastrzeżenia. Zresztą sprawia wrażenie, jakby była chora psychicznie - popada w skrajne nastroje, rzuca się na podłogę, bez przerwy przestawia sprzęty. Chora czy wyrafinowana? Skrzywdzona przez los czy okrutna? Jednoznacznej odpowiedzi na te pytania nie ma, podobnie jak na wiele innych, które stawia katowicki spektakl. I to właśnie jest jego zaletą.

Akcja spektaklu rozgrywa się na niewielkim podeście, który pełni funkcję mieszkania i osiedlowego podwórza. Prosta, ale pomysłowa i funkcjonalna scenografia, której bardzo ważnym elementem jest światło, pozwala na szybkie zmiany miejsca akcji. W takiej przestrzeni sporo miejsca pozostaje dla aktorów, którzy pustkę muszą wypełnić emocjami. A tych nie brakuje, szczególnie za sprawą Barbary Kurzaj (na co dzień aktorki krakowskiego Teatru im. Słowackiego). Jej Dziewczyna to wulkan energii. Nieobliczalna, zepsuta smarkula, która jednak w głębi duszy jest ciągle małą, spragnioną miłości dziewczynką. Bezceremonialna żywiołowość Dziewczyny jest kontrastem dla ułożonej i uporządkowanej rodziny Nauczyciela. Jednak i te postaci kryją w sobie wiele niejednoznaczności, przez co stają się bardzo realne. Ta realność zostaje zburzona tylko dwa razy i to za sprawą reżyserskiej koncepcji. Po raz pierwszy, gdy główna bohaterka, wyjaśniając powody swojego zachowania, zaczyna wykrzykiwać tekst w hip-hopowej konwencji, co wypada niezbyt autentycznie (a przy okazji skutecznie uniemożliwia zrozumienie najważniejszego fragmentu sztuki). Po raz drugi zaś logikę postaci burzy wciśnięcie Syna w przykusy garnitur, co od razu definiuje go jako wioskowego głupka (a jest to zabieg zupełnie nieuzasadniony).

Katowicki "Klincz" ma jednak to, co w teatrze najważniejsze - nie pozostawia widza obojętnym. Zmusza do zadawania pytań i szukania na nie odpowiedzi. To spektakl, o którym nie zapomina się od razu po wyjściu z teatru - bez względu na to, czy przypadł nam do gustu, czy też nie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji