Artykuły

Plaut w kabarecie

Plaut me jest naszym ulubionym komediopisarzem. Filolog-Don Kichot, hobbysta potrafi jeszcze wywieść Molierowskiego "Skąpca" z Plautowskiego "Skarbu", Szekspirowską "Komedię omyłek" z "Braci", doszukać się pokrewieństwa między Papkinem a Żołnierzem Samochwałem. Ale Plaut nie stanowi przedmiotu naszych pożądań kulturalnych, nic będziemy kruszyć kopii o napomniany dorobek rzymskiego komediopisarza, upierać się, że spełnia on sen dyrektora teatru o sztuce kasowej, reżysera o sztuce eksperymentalnej, aktora o wielkiej kreacji, wydziału kultury o repertuarze popularnym.

Plaut na scenie naszej może być tylko efektem kaprysu, niczym nieusprawiedliwionego prócz osobistego przywiązania, które zrodziło się poza listą obowiązkowego, ambitnego i powszechnie powielanego repertuaru. Trzykrotne powroty Miczysława Daszewskiego do Plautowskiego "Kupca" (Warszawa, Katowice, Zabrze) świadczą że związek reżysera z tekstem jest związkiem z wyboru. Zapytajmy zatem bezceremonialnie, czy rządzi nim uczucie, czy tylko przyzwyczajenie i wyrachowanie.

Ta komedia o miłości kupowanej przez młodzieńca i starca, syna i ojca, komedia o zakochanych w heterze chłopcu i mężczyźnie, o triumfie młodości nad starością, o powikłaniach erotyczno-targowych (ojciec chce kupić dla siebie ukochaną syna) O nudzi nas dziś swą... obyczajową aktualnością. Daszewski proponuje na scenie Teatru Nowego w Zabrzu zabawę, którą znamy dość dobrze, zabawę w teatr inscenizatora i z teatrem inscenizatora. Więc dekoracje będą ustawiane i zawieszane na naszych oczach, aktorzy na scenie włożą maski i "stylowe" kostiumy. Świat sceniczny będzie demonstrować swoje,.na niby" nieprawdziwością płóciennych falwstęg, malowanych kolumn, statku-muszli na kółkach, beztroskim pomieszaniem antycznych portyków i fasad osiedlowych bloków (scenografia Jerzy Moskal).

Przedstawienie rozpocznie się od "prywatnego" sporu o obsadzenie głównej roli Charinusa między młodym i starym amantem. Oracja głównego bohatera powtórzona, przeto zostanie dwukrotnie przez samozwańczego i legalnego, zatwierdzonego przez samozwańczego i legalnego, zatwierdzonego przez dyrektora Charinusa. Nieustanne kłótnie z nieprzytomnie i niepotrzebnie podpowiadającym kwestię suflerem, między akompaniatorką (Marzena Mikuła) a solistami, bardziej niż plautowska intryga bawią widownią wtajemniczaną w artystyczne animozje, w proces powstawania spektaklu. Fabuła komedii ulega ciągłemu zawieszeniu, zdenerwowany aktor nie chce pracować, interwencja antynikotynowa strażaka wprawia w stan i rozmarzenia akompaniatorkę snującą matrymonialne plany. Zapowiadane w prologu awangardowe odczytanie "Kupca" realizuje się poprzez konwencję teatru w teatrze. Akompaniatorka ostentacyjnie w chwilach i wolnych od pracy lornetuje publiczność. Perypetiom miłosnym młodzieńca i starca odebrane zostaje komediowe prawdopodobieństwo i choć młody Charirius (Andrzej Lipski) bywa liryczny, jego kochanka Pazykompsa przebiegła, przyjaciel Eutychus (Mieczysław Całka) po i przyjacielsku zatroskany, a Lizymachus starczo przebiegły, to komizm postaci nic rodzi się z ich cech charakterologicznych. Jest rezultatem gry między wyznaczoną przez reżysera Daszewskiego "rolą aktora" i rola przypisana postaci przez plautowski tekst. Aktorzy wybierają karykaturalną hiperbolę i zakochany młodzieniec Lipskiego, zabawny w rzymsko-greckim stylizowanym geście, w postawie utrwalonej przez antyczny relief, nie chce (czy zawsze świadomie?) wstydzić się retorycznego, popisowego charakteru swych monologów, w których uczucie szeleści papierem. Pazykompsa Boratyńskiej nie kryje swej profesji, zawodowo usłużna dla młodych i starych, zakochanych i ich pośredników Czcigodnie frywolni starcy (W. Garbarczyk i M. Daszewski) więcej okazali aktorskiego umiaru: starczość ich bohaterów zdeformowana zastała w sposób, który nie budzi niepokoju o utratę równowagi między tym, co pokraczne, śmieszne z artystycznego wyboru, a tym, co groteskowe z chęci bawienia za wszelką cenę.

Rzymska komedia, Plauta, który nie jest naszym najpłodniejszym, najbardziej- przez awangardę ulubionym komediopisarzem, przemienia się niestety, na zabrzańskiej scenie w scenariusz kabaretowo-wodewilowo- telewizyjny. Erotyczną intrygę komentują przed- i powojenne, urozmaicają tańce ludowe i towarzyskie, swojskie i obce. Tańczy się tango i wywija hołubce. Zdradzonej żonie przerażony mąż ewa "Siwy włos". Akompaniatorka wyznaje lustrując publiczność, że chciałaby "damą być. Corpus de ballet, złożony z panów przebranych za panie, wdzięcznie, podryguje - w rytm sex-appealu Heterka wyznaje stręczycielowi, że jest "taka mała'', a potem bije się z prawowitą i zazdrosną małżonką Lizymachusa w rytm " jak się masz kochanie". Kucharze i kuchciki z koszami pełnymi poszukiwanych prowiantów intonują... "w Grecję idziemy".

Ponieważ Plaut nie jest moim ulubionym komediopisarzem, nie będę dowodzić, że ta reżyserska konfekcja minęła się trochę z modą, jesienna bardziej jest niż wiosenna. Pozwolę sobie 'tylko cichutko i lirycznie westchnąć, iż reżyser kupując tego Plauta kierował się jednak nie miłością lecz wyrachowaniem, nadzieją nie grzeszną wprawdzie lecz nieco leniwą, na śmiech, łatwy, niemal mechaniczny. Zespół tańczy, śpiewa, bawi się powierzonymi sobie zadaniami aktorskimi. Cieszy się z możliwości improwizacji. Mimo to gubi się gdzieś szansa zagrania "Kupca" rzeczywiście świeżego, śmiesznego. Wszystko w tym spektaklu jest oddzielnie, wszystko jest gotowe: antyczna konwencja masek i arlekinada zbyt bliskie farsie, autoteatralizacja niedaleka od sztampy, kabaret retro międzywojennostarożytny spokrewniony z telewizyjną rewią i festiwalem przebojów. Lawinę rozwiązań, utartych choć zabawnych, uruchamiają cytaty muzyczne. I choć owa wtórność została wpisana w poetykę spektaklu, który ma być spektaklem o tym, jak się wystawia "Kupca" ("awangardowo i modern"), jak się czyta Plauta ("na nowo"), to melanż kabaretowo-antyczno-autotematyezny zbyt jest przegadany. Niszczą go pomysły, którym, żaden cudzysłów, nie da świeżości; są już po prostu brodatymi pomysłami reżyserskimi. A do sukcesu pełnego brakował tylko "jeden krok". Najzabawniejszymi fragmentami zabrzańskiego "Kupca" są te, które inkrustowano muzyką własną (Marzena i Jacek, Mikułowie) własnymi na plautowskim planie ułożony mi tekstami piosenek, gdzie cytat zastąpiono mową własną ("sen o kozie", "pieśń pożegnalna", "apel do obywatela widza"), gdzie tworzono nie przypadkową mozaikę lecz całość. Gdyby w ten sposób wystawiono "Kupca", byłby to bardzo dobry artystycznie interes. Wersja obecna jest wersją połowiczną, towarem, o którego cenę można się sprzeczać. Spór ten jednak nie będzie zacięty, gdyż Plaut nic jest naszym ulubionym komediopisarzem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji