Artykuły

Teatralne bebechy, czyli inauguracja Warszawskich Spotkań Teatralnych

O "Aktorach prowincjonalnych w reż. Agnieszki Holland i Anny Smolar z Teatru im. Kochanowskiego w Opolu prezentowanych podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Antoni Winch z Nowej Siły Krytycznej.

Publiczność prowadzona jest najpierw przez wąskie korytarze teatralnego zaplecza. Mija pokoje administracji, portiernię przy służbowym wejściu, elementy starych, nieużywanych już dekoracji. Gdy wreszcie dochodzi na widownię, okazuje się, że jest na scenie. Od przejścia przez te "teatralne bebechy" zaczynają się "Aktorzy prowincjonalni" w reżyserii Agnieszki Holland i Anny Smolar. Jest to tyleż ciekawy chwyt, ile znaczący. Spektakl bowiem traktuje o ludziach teatru, ich problemach, pokazuje artystów, by tak rzec, "od środka", zabiera publiczność za kurtynę, w miejsce, którego nie oświetlają reflektory, do którego docierają jedynie echa braw. To tutaj ci, co przed chwilą grali Konradów i Iwanowów wracają do samych siebie, na powrót stają się zwykłymi ludźmi. Problem tylko w tym, że nie za bardzo wiedzą, kim są.

Przedstawiana przez Holland i Smolar historia rozgrywa się na dwóch poziomach. Pierwszy to dramat artysty. Czuje, że ma wielki talent i że go marnuje lub raczej, że jest on marnowany. Krzysztof (Maciej Namysło), zmuszony do grania w spektaklach banalnych od czasu do czasu znajduje w sobie siłę, by stworzyć projekt o głębszym znaczeniu, nieprosty, dający mu szansę na spełnienie zawodowe. Tyle tylko, że na jego monodram oparty na "Iwanowie" Czechowa prawie nikt nie przyszedł. Prawie, bo poza garstką jego znajomych na widowni pojawiło się koło emerytów przybyłe tu na swoje cotygodniowe zebranie. Jesteśmy świadkami absolutnej klęski ambitnego artysty. Tym bardziej bolesnej, że połączonej z atmosferą całkowitego osamotnienia i braku, najmniejszego choćby, zrozumienia. Nie wspiera go bowiem ani żona, ani koledzy z pracy (jeden jedyny - Andrzej, jest gejem i jego przyjaźń nie wydaje się bezinteresowna), którzy są pogodzeni z losem i mogą tylko nań narzekać, obdarzać Krzysztofa pustymi pochwałami i ściągać go, bezwiednie co prawda, do ich poziomu artystów bez wizji, chęci działania, znudzonych, wypalonych, wewnętrznie pustych, kompletnie nie zainteresowanych uprawianiem swojego zawodu. Narracja ta przeplatana jest zręcznie cytatami z "Wyzwolenia" Wyspiańskiego. Pogłębiają one dodatkowo wrażenie zdesakralizowania sztuki w samym sercu jej świątyni.

Drugą historią opowiadaną w przedstawieniu są losy Krzysztofa-człowieka. I tu nie jest dobrze. Sfrustrowany, niespełniony zupełnie nie zwraca uwagi na swoją żonę Ankę (Aleksandra Cwen) i na to, że ich związek w zasadzie się rozpada. Na pewno nie pomagają mu zdrady, jakich dopuszcza się Krzysztof. Nie ma w nich chęci skrzywdzenia Anki, już raczej samego siebie, pragnienie dodatkowego pogorszenia swojego losu, pomnożenia nieszczęścia, udowodnienia, że może być jeszcze gorzej. Krzysztof jest ponadto skłócony z Dyrektorem i Reżyserem (Norbert Kaczorowski), który nie chce podpisać z nim umowy na następny sezon, a szanse na angaż w innym teatrze są niewielkie.

Oba wątki - niespełnionego artysty i przegranego człowieka - przeplatają się przez cały spektakl, by w jego finale spotkać się ze sobą. Oto Krzysztof, grający przed chwilą Konrada z "Wyzwolenia", w inscenizacji, o której chciałby jak najszybciej zapomnieć, ubrany w białą koszulę, dowiaduje się, że Anka od niego odchodzi. Ten cios ostatecznie go załamuje, odbiera wolę walki. Krzysztof chowa twarz w dłoniach i kuca, światła powoli gasną. Gdy na scenie panuje już półmrok, podnosi się i wciela w Konrada. Wypowiada kilka kwestii skierowanych do Robotników. Jego głos jest zmęczony, słychać w nim rezygnację. On już niczego nie stworzy, nie wybuduje, wypowiada słowa mechanicznie, bez żadnej nadziei na realizację wyrażanej przez nie wizji. Jego Konrad walczył i przegrał. Walczył i przegrał również on sam.

"Aktorzy prowincjonalni" Holland i Smolar są raczej spotkaniem z teatrem niż spotkaniem teatralnym. Spektakl odsłonił "bebechy" Melpomeny oraz jej psychikę. Pokazał także, iż nie zawsze jest taka uduchowiona i wrażliwa, na jaką wygląda, że lubi się czasem napić, że bywa kłótliwa, że często zajmuje się wszystkim poza uprawianiem sztuki. Spektakl ten w osobliwy sposób otworzył 29 Warszawskie Spotkania Teatralne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji