Artykuły

Opera jako teatr

Publiczność zajęła już miejsca na widowni, a spektakl jakoś zacząć się nie może. - Przed przedstawieniem - mówią nam - trzeba jeszcze zwiedzić galerię, wejść między obrazy, posłuchać przewodnika, wczuć się w klimat i w problematykę sztuki dojrzałego baroku. Obejrzeć sobie raz jeszcze chlubę tego muzeum, Zurbarana, zobaczyć z bliska Riberę, Murilla. Znajomość sztuki baroku wkrótce już okazać się może nam bardzo przydatna. Za chwilę uczestniczyć tu będziemy bowiem w przedstawieniu operowym Orfeusza i Eurydyki, jednego z najnajwiększych mistrzów muzyki późnego baroku, Christopha W. Glucka. Muzeum także chce mieć swój udział w tej imprezie. Nie może przecież poprzestać na samym tylko wypożyczaniu Operze swej auli.

Nietypowa i niezwyczajna jest ta premiera. I to nie tylko ze względu na to, że odbywa się nie w teatrze, lecz w muzeum. Jej kształt inscenizacyjny całkowicie zaprzecza wszystkim tym tak łatwo kojarzącym się z tym właśnie rodzajem sztuki i gatunkiem, tradycjom i konwencjom.

Najwięcej bodajże kłopotów przysporzyła organizatorom sama nazwa tej imprezy. "Opera w muzeum" brzmiało to zupełnie nie do przyjęcia. Zbyt wielu ludziom opera kojarzy się bowiem właśnie z muzeum. Z czymś bardzo szacownym i wielce artystycznym, ale nadto już skończonym, zamkniętym. W tym przypadku skojarzenia takie byłyby jednak całkowicie nieuzasadnione. Opera chce bowiem, o czym niedawno mówił w wywiadzie dla "Tygodnia" nowy dyrektor Opery Poznańskiej, Mieczysław Dondajewski, być także teatrem. Nie koncertem w kostiumie, ale żywym i autentycznym, ciągle poszukującym nowych możliwości, teatrem. A skoro już zdecydowała się być taka, musi dostosować się do reguł gry obowiązujących we współczesnym teatrze. Musi rezygnować z zastanych i do znudzenia już przez wszystkich powtarzanych konwencji. Szukać nowych środków wyrazu. Stawiać na inny zupełnie repertuar, mniej obiegowy i ograny. Na daleko idącą teatralizację działań. Na nowoczesną inscenizację.

Opera Glucka "Orfeusz i Eurydyka" nadawała się do tego celu idealnie. Na tradycyjnej scence pudełkowej, przedzielonej w dodatku jeszcze od widowni głębokim kanałem, wystawić jej właściwie dziś byłoby nie sposób. Gluck pisał swe dzieło z myślą o scenie dworskiej, pałacowej. Widział swe dzieło w innej zupełnie przestrzeni, aranżacji i perspektywie. Przede wszystkim jednak Gluck nie znał jeszcze weryzmu i wszystkich tych zrodzonych dopiero w następnym stuleciu kanonów i konwencji. Nie przypuszczał nawet ilu kłopotów przysparzać będzie jego opera inscenizującym ją w naszych czasach teatrom przez swój przedziwny mariaż antyku i baroku. Antyczny mit o Orfeuszu skojarzony został bowiem w tej operze" z dworską muzyką pełną menuetów i gawotów, antraktów i scen baletowych. To co było całkowicie zrozumiałe i naturalne w kategoriach umownego dworskiego teatru, okazało się prawie zupełnie nie do przyjęcia dla realistycznego i skonwencjonalizowanego teatru operowego.

Dajmy już jednak pokój wszystkim tym historycznym dywagacjom. Znajdujemy się w holu głównym Muzeum Narodowego w Poznaniu. Przed nami, dziwnie szlachetnie prezentujące się w świetle reflektorów, surowe białe ściany i prowadzące w głąb galerii schody. Nie ma tu żadnej sceny i kurtyny. Nie ma też dekoracji. Z tyłu za nami w arkadach pierwszego piętra orkiestra. Przed nami, na tej samej wysokość wśród kolumn widać część chóru, harfę i kilku instrumentalistów z orkiestry. Dialog usytuowanych w różnych miejscach sali, głosów i instrumentów stanowić tutaj będzie dodatkowy walor muzyczny spektaklu. Ale oto w drzwiach pojawia się na biało ubrana postać. To Orfeusz. Idzie zwolna wzdłuż rzędów krzeseł dla publiczności. Tą samą drogą powracać będzie później ze swą ukochaną Eurydyką, Przed nim czarna czeluść prowadzących w głąb galerii drzwi. To królestwo podziemi, Hades. Inny jednakże od tego, jakiego się tutaj spodziewamy. W spektaklu Janusza Nyczaka Hades uosabia bowiem dwór. Zepsuty i amoralny. Skrajnie libertyński i nieco nawet wyuzdany. Epatujący nas swym cmentarnym koszmarem i zaskakującym zupełnie w tym kontekście (i chyba nie zawsze w pełni uzasadnionym) seksem. Za chwilę wszystkie te zjawy otoczą Orfeusza i będą towarzyszyć mu w jego wędrówce po królestwie podziemi. A nas czarować swym tańcem i pantomimicznym gestem oraz niezwykle efektownym i wyszukanym kostiumem.

"Orfeusz i Eurydyka" w inscenizacji Janusza Nyczaka i choreografii Henryka Konwińskiego jest spektaklem bardzo sugestywnym teatralnie. O dużej wizualnej urodzie. Widz, nie bez oporów zapewne, poddaje się jednak w końcu jego klimatowi i nastrojowi. Uczestnicząc w nim zaczyna wierzyć, że opera nie musi być czymś martwym i skostniałym, że może ona rzeczywiście jest tą symbiozą muzyki i teatru, plastyki i literatury, tańca i śpiewu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji