Artykuły

Orfeusz i Eurydyka

Mit Orfeusza fascynował kompozytorów wszystkich niemal epok muzycznych. Sięgnęli po niego: Peri, Monte-Verdi, Schiltz, Keiser, Dittersdorf, Haydn, Krenek, Milhaud, Strawiński, Henze, na swój sposób sparodiował go Offenbach. Nie jest to oczywiście kompletna lista twórców zauroczonych mitycznym synem muzy Kaliope, który potrafił zniewalać swym śpiewem i muzyką świat życia i śmierci. Opowieść o miłości Orfeusza i Eurydyki zainspirowała także Christopha Willibalda Glucka, słynnego reformatora opery XVIII wieku.

"Dążyłem do tego. by wszystkie części moich dzieł były powiązane ze sobą" - napisał Gluck, przyjmując za podstawę swojej reformy prostotę i konsekwencje rozwoju akcji dramatycznej opery. Kompozytor podporządkował muzykę dramaturgii libretta, ograniczył popisowość solowych partii wokalnych, zastosował nowe elementy techniki kompozytorskiej. Reforma Glucka, za sprawą której doszło do odrodzenia dramatu muzycznego zarówno w treści jak i w formie, wywarła poważny wpływ na dalszy rozwój opery, wpływ sięgający daleko w głąb XIX stulecia. Krakowską premierę "Orfeusza i Eurydyki" uważam za wydarzenie niezwykłe. Skąd bierze się mój entuzjazm? Niezwykle rzadko zdarza się w teatrze operowym tak doskonała symbioza pomiędzy materią muzyczną spektaklu a jego postacią sceniczną, jak ma to miejsce w tym przypadku. Reżyser WŁODZIMIERZ NURKOWSKI, autorka scenografii ANNA SEKUŁA i choreograf JACEK TOMASIK oddali swój talent... muzyce. To właśhie piękno muzyki stymuluje ich poczynania, inspiruje ich twórczą wyobraźnię. W efekcie oczom widza ukazuje się obraz o idealnej harmonii, i nie waham się użyć tego słowa - czystości. Znakomicie rozegrane sceny grupowe, w których chór realizuje niełatwe zadania aktorskie, kapitalne pomysły wykorzystania drugiego planu (pastelowy balet w I akcie), przepyszny obraz barokowego nieba (akt III), wreszcie prowadzenie tytułowych postaci i zaskakujące "uruchomienie" statycznego Amora (w finale) to tylko niektóre pomysły twórców krakowskiego spektaklu. Przyznam się, że chyba po raz pierwszy zdarzyło mi się w operze żałować, że po zakończeniu trzeciego aktu nie nastąpi akt czwarty!

W poniedziałkowej premierze w partiach solowych wystąpiły: ZOFIA JABŁOŃSKA (Orfeusz), JADWIGA ROMAŃSKA (Eurydyka) i JADWIGA GALANT (Amor). Wszystkie trzy panie śpiewały z dużą kulturą wokalną umiejętnie wykorzystując swoje walory głosowe. Zofia Jabłońska doskonale sprostała bardzo trudnej kondycyjnie partii Orfeusza (może tylko w niskim rejestrze jej głos był chwilami niezbyt nośny), z wielką ekspresją zaśpiewała słynną arię "Che faro senza Euridice". Przepięknie zabrzmiała aria Eurydyki w wykonaniu Jadwigi Romańskiej (także znakomita w duecie z Orfeuszem!). Duże brawa dla Jadwigi Galant zmuszonej pokonać niedogodności wynikające z akustyki sceny (śpiew z podestu umieszczonego w znacznym oddaleniu od orkiestry). Nieźle spisywała się także orkiestra pod batutą EWY MICHNIK, choć sądzę, że pewne "numery" winny być zagrane z większą precyzją. Znając jednak możliwości orkiestry Opery Krakowskiej uważam, że wkład pracy, jaki sprawująca kierownictwo muzyczne dyrektor Michnik włożyła w przygotowanie zespołu jest kolosalny. Tak oto - powtarzam - byliśmy świadkami wielkiego wydarzenia artystycznego. Potwierdziła się przy tym trafność linii repertuarowej realizowanej z konsekwencją przez Operę Krakowską. Jeśli zaś chodzi o wielkość sztuki Glucka, warto przytoczyć słowa Romain Rollanda: "jest głęboko ludzka, a nawet ludowa w najwznioślejszym znaczeniu tego słowa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji