Artykuły

Jeszcze o "Zabiciu ciotki"

Wbrew sugestiom Czytelniczki, choć z trudem, dotrwałem do końca spektaklu "Zabicie ciotki". Nie ukrywam jednak, że rzeczywiście nie rozumiem, dlaczego zrealizowano go w Wybrzeżaku (co zresztą sugerował już tytuł mojej recenzji: "Po coś pan to zrobił?). Wiem, że tekst Bursy jest głęboko osadzony w rzeczywistości stalinowskiej lat pięćdziesiątych. W realizacji Wiesława Górskiego nie dostrzegłem jednak żadnej teatralnej sugestii na ten temat - główny bohater grany jest przez chłopaka, którego nic nie odróżnia od jego rówieśników siedzących na widowni, a choć pozostali bohaterowie są teatralnie wystylizowani, to również bez jednoznacznych wskazówek, że rzecz dzieje się tuż po wojnie. Rezygnując z historycznego kontekstu, spektakl zdaje się mieć aspiracje do uniwersalności. A ta, niestety, zawiodła. To, co w czasach Bursy było na tyle niedorzeczne, że mogło być symbolem - gestem wyzwolenia z szarego, komuszego świata, w 1999 roku traci cechy absurdu. Absurd bowiem panoszy się na ulicy. Nie można tego nie dostrzegać. Nie wolno, biorąc podobny tekst na warsztat, nie pamiętać chociażby o 19-letnim Jacku B. z Bydgoszczy, który nie wiedzieć czemu zabił swoją 16-letnią sąsiadkę i przyznał się także do wcześniejszych równie tajemniczych zabójstw, czy o szaleńcu z Gdyni, który rzucił się z nożem na piętnastomiesięczne dziecko. Tekst Bursy - potraktowany inteligentnie, mógłby być wspaniałym komentarzem do tych wydarzeń. Tymczasem w Sopocie ograniczono się do sugestii, że każdy z tych czynów można tłumaczyć chęcią zamanifestowania swojej indywidualności. A wszystko to, o zgrozo, przy akompaniamencie głupiego rechotu. Przymykając oczy na jakość wydania - na ten rechot i na tę głupotę zgodzić się nie mogę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji