Artykuły

I znów Labiche

Z tym Labichem to jest tak: wykwintni poszukiwacze smaczków zestawiają go to z Molierem, to z Balzakiem (!), a po prawdzie jest Labiche czymś: w rodzaju francuskiego Bałuckiego, o tyle wcześniejszym i pełniejszym od polskiego komediopisarza, o ile wcześniej i pełniej rozwinęli się mieszczanie we Francji Ludwika Filipa i Ludwika Napoleona niż ich nadwiślańscy ubożsi krewni. Czy Bałucki jest "zwierciadłem epoki" i "biczem satyry"? Ha! spod ręki Tuwima nawet żołnierz królowej Madagaskaru wyskakuję jako żołnierz postępu swego czasu, a cóż dopiero Bałucki! Ale bez czarodziejstw Tuwima produkcja i Bałuckiego i plejady podobnych mu dostawców, lekkostrawnych komediofars, pisanych dla zaokrąglonych mieszczan i drobnomieszczan ub. wieku, staje się niezbyt świeżą potrawą, usmażoną na zjełczałym maśle.

Nie mówmy o ładunku protestu i drwiny u tych scenopisarzy, godzących się na rolę wesołków sytego burżuja! Kogo - wówczas i dziś - może antymieszczańsko nastroić życzliwe, omal aprobujące poklepywane wad paryskiego lakiernika Perrichon przez Labiche'a (i nieznanego bliżej Martina) "Podróży pana Perrichon", zagranej w Teatrze Małym? Kogo na tor krytycznej oceny Perrichona i Perrichoriów skieruje prymitywna atlekirinada zakończona happy endem?

Humor wiadomo, starzeje się szybciej niż nawet kobieta bez pretensji. Kto się dziś "śmieje do łez" na wodewilach Lebiche'a? Na scenie pan Perrichon odbywa wycieczkę do jeziora Lodowatego i na widowni nastrój lodowacieje. Starzyzna Labiche'a jest po prostu nieznośna bez poczynienia przeróbek, dopisków, wstawek bez doczepienia kupletów dodania baleciku. Nie zmienia się tego fakt zapewnienia o jakoby nieustających paryskich sukcesach Labiche'a. Czasem ożywia spektakl bogata wystawa i brawurowa gra aktorów. Ale po co?

Nie jestem zwolennikiem rozdzierania szat z powodu byle głupstwa, ani "piętnowania" z powodu jednej, choćby jaskrawej omyłki. Trzeba jednak poważnie - mimo wszystko- zapytać: po co? Po co gra się takie farsy, na wskroś mieszczańskie i liczące złego smaku, dla kogo się je wystawia? Że widz nieobeznany z teatrem może z zapałem reagować na niewybredne pomysły inscenizacyjne i ciągnione za włosy żarty - no i co z tego? Na pewno odruchowy śmiech "na widok gołych ud emerytowanego pułkownika, nie stanie się kluczem, otwierającym zrozumienie lepszej literatury, na pewno poprzez pana Perrichona nikt nie nawiąże przyjaźni z pełno wartościowym teatrem. A teatr, podobno, ma zadania społeczne i kulturalno - wychowawcze i ma wyrabiać dobry smak?

S. Kornacka, E. Karska, S. Libner, T. Kubalski. J. Nowicki, W. Sadowy, B. Kostrzyński i in. usiłowali nas rozruszać w archaicznej "Podróży" - ale nadaremnie. Nie pomogły: sztuczne wąsy, dolepione nosy, dygi i podrygi. Widzowie byli zażenowani!- a zdaje się, że aktorzy również. Groteska jest dobrą rzeczą i jest sprawnym nieraz orężem scenicznego wyrazu, pod warunkiem, że posługuje się nią żywy człowiek a nie kukła, i że nie jest sztuką dla sztuki. Szkoda, że o tym nie pamiętał tak zasłużony, reżyser jak Szpakowicz.

Czy Ignacy Witz świadomie zamierzył dać, w dekoracjach tło jak u fotografa ulicznego. To nie było złe. A w każdym razie dowcipne w swej brzydocie i trafne w zgroteskowaniu były kostiumy, z które Witzowi należy się nieskąpe brawo. Ale jeden udany dowcip nie robi dobrego przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji