Artykuły

Kompleksy i uwikłania

Prapremiera polska "Equusa" Shaffera odbyła się rok temu w Teatrze Polskim we Wrocławiu w inscenizacji Henryka Tomaszewskiego (rec. Teatr 1979 nr 3). Do przewidzenia jednak było, że zainteresują się sztuką i inne teatry, gdyż jest ona ciekawa, zręcznie napisana i ma co najmniej dwie efektowne role.

Tomaszewski poszedł w swojej inscenizacji we Wrocławiu dość ściśle za wskazaniami autora, zarówno jeśli chodzi o zabudowę sceny, jak i o wprowadzenie "chóru" koni, tworząc w ten sposób dla protagonistów bogate tło. Powstał spektakl dynamiczny, pełen efektów ruchowych i dźwiękowych.

Propozycja Andrzeja Rozhina w Teatrze Ateneum w Warszawie dość wyraźnie odbiega od didaskaliów Shaffera. Przedstawienie, zrealizowane na małej Scenie 61, jest oszczędne, zakłada umowność rozwiązań większą, niż to zamierzył autor, z drugiej zaś strony konkretnie lokalizuje akcję: rzecz rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym (gabinet doktora Dysarta, za nim - przez szklane drzwi - widoczna separatka, w której znajduje się Alan); wszystkie wydarzenia retrospektywne zostaną zrekonstruowane bądź w gabinecie lekarza, na jego przedpolu, bądź w dwóch bocznych korytarzach. W ten sposób reżyser chce jakby w warunkach laboratoryjnych wypreparować interesujące go problemy.

Inscenizator zrezygnował również z "chóru", ograniczył do minimum rekwizyty, zaś sytuacje, w których u autora występują konie, rozegrał poprzez sugestywne działania gestyczne Alana.

Aktorzy grają tu w bezpośrednim sąsiedztwie widzów, rzadko w głębi małej i płytkiej sceny, nie mają prawie oparcia w scenografii, muszą płynnie przechodzić od czasu teraźniejszego do scen retrospektywnych, tak jak tego chce autor. Przy takim ustawieniu w warszawskim "Equusie" cały ciężar przedstawienia spoczywa na ich barkach.

Spektakl prowadzą dwaj główni wykonawcy: Jerzy Kamas, który gra psychiatrę Martina Dysarta oraz Michał Bajor (student PWST) jako Alan Strang.

Bajor, niewysoki, drobny, ruchliwy, tworzy postać chłopca znerwicowanego, zamkniętego w sobie, nieufnego, a właściwie wrogiego w stosunku do otoczenia. Kumulacja kompleksów - rodzinnych, religijnych i erotycznych doprowadziła Alana do agresji: oślepienia sześciu koni. Paradoks polega na tym, że Alan jest równocześnie zafascynowany końmi, widzi w nich upostaciowanie siły, niezależności i pędu ku wolności. Ta fascynacja przerodziła się w miłość do jednego z tych zwierząt i gdy w życie chłopca wkroczyła dziewczyna - nastąpiła katastrofa, spowodowana przeciążeniem jego psychiki. Wszystkie te uczucia, nastroje, fascynacje, napięcia udało się Bajorowi przekazać przekonywająco, co każe zwrócić uwagę na ten ze wszech miar udany debiut.

Młody aktor ma na tyle trudne zadanie, że rozgrywając sceny z końmi... bez koni jest zdany wyłącznie na siebie i sugestywność swoich działań. Musi ewokować sytuacje, postacie, potęgować napięcia dramatyczne - a wszystko to będąc w bezpośredniej bliskości widzów i ogrywając małą przestrzeń sceniczną.

To prawda, że czasem nie bardzo potrafi zapanować nad swoim temperamentem, ruchami ciała, gestykulacją, ale ta nadekspresja cechuje role i innych, doświadczonych aktorów.

Inaczej zagrał Jerzy Kamas. Psychiatra, doktor Dysart, spokojny, zrównoważony, znający dobrze swój fach, nie przypominał w niczym owych przysłowiowych dystraktów. W miarę jednak penetrowania psychiki Alana doktor odkrywa zakamarki swojej własnej: kompleksy powodowane nieudanym pożyciem małżeńskim, rezygnację z uporządkowania swoich spraw osobistych i systematyczne ucieczki z otaczającej go rzeczywistości w sferę zainteresowań antykiem. Całe swoje przegrane życie.

Kamas, pragnąc skontrastować z nadwrażliwością Alana - Bajora - swój spokój, a głównie nastrój rezygnacji, zagrał może nazbyt na jednym tonie. Tylko w scenie seansu hipnotycznego, który ma uzdrowić Alana, używał mocniejszych środków wyrazu.

Istotną rolę w sztuce Shaffera odgrywają jeszcze rodzice Alana. Para zróżnicowana w kategoriach psychiki i temperamentu (matka cicha, spokojna, religijna, ojciec wybuchowy, stanowczy, nietolerancyjny), tak też została zagrana przez Katarzynę Łaniewską i Lecha Ordona.

Ordon podkreśla pasję, z jaką Frank Strang stara się wkroczyć w życie Alana, wpłynąć na jego psychiki syna. Przy całej jednak plastyce rysunku tej postaci razi tu i ówdzie nadmiarem ekspresji.

Katarzyna Łaniewska gra matkę zatroskaną o Alana, zagubioną, nieszczęśliwą, bezradną wobec zjawisk przerastających jej siły, która niewiele rozumie z uwikłań swego chłopca.

W sumie udało się tej parze aktorów - przy całej normalności życia rodzinnego - uwiarygodnić kompleksy, w jakie popadł Alan.

Sztuka Shaffera porusza wiele spraw z dziedziny psychopatologii, socjologii, pedagogiki itp. Co natomiast w przedstawieniu Teatru Ateneum wydaje się być szczególnie ciekawe, to sprawa ingerencji świata dorosłych w świat młodzieńczej psychiki. Ingerencja rodziców zakończyła się klęską nie została nawiązana nić porozumienia, kompleksy chłopca uległy spotęgowaniu, dochodzi do katastrofy.

Również niepowodzeniem zakończyła się ingerencja sądu: wyrok nie tylko nie wstrząsnął Alanem, ale nastawił go jeszcze bardziej wrogo wobec otoczenia, każąc mu uciec w kamuflaż obłędu. Dopiero ingerencja psychiatry daje konkretny efekt: chłopiec w śnie hipnotycznym ujawnia korzenie swego czynu, dostarcza lekarzowi klucz do własnej psychiki, ułatwia mu terapię, ale...

To "ale" jest kwintesencją sztuki Shaffera. Autor w końcowym monologu doktora Dysarta wyraża całe swe zaniepokojenie i protest przeciwko unifikacji ludzi, przeciwko pozbawianiu ich osobowości, odzieraniu człowieka z tej nieodzownej romantycznej otoczki, która pozwala spoglądać na świat swoimi własnymi oczyma, wreszcie - która szczególnie wrażliwej jednostce daje możliwość kreowania świata własnego, intymnego, niepowtarzalnego.

Inna sprawa, że egzemplifikacja tej tezy nie jest może najlepsza: przecież Alan jest człowiekiem nie tylko nieszczęśliwym, ale i... niebezpiecznym dla otoczenia. A to każe spojrzeć na ten konkretny przypadek z nieco innej perspektywy.

Sztuka więc jest dyskusyjna, daje widzom wiele do myślenia, pozwala teatrowi wyakcentować ten zespół spraw, który go najbardziej interesuje.

Dobrze się też stało, że Andrzej Rozhin nie pogrążył spektaklu w odmętach patologii. Położył nacisk, jak się zdaje, na obszerny krąg problemów pedagogicznych w relacji rodzice - dzieci. Ale nie tylko. Przedstawienie w Teatrze Ateneum jest bowiem równocześnie sugestywnym głosem w obronie osobowości współczesnego człowieka, zagubionego - jak to określa doktor Dysart - zmechanizowanym świecie betonu i stali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji