Artykuły

"Dwa teatry" Jerzego Szaniawskiego - to sztuka fascynująca

Na premierze "Dwóch teatrów" Szaniawskiego w "Ognisku" w Londynie rozmawiałem ze znajomymi, którzy widzieli tę sztukę w Warszawie i ostatnio w krajowej telewizji. Powiedzieli mi, że nasi aktorzy londyńscy zagrali tę sztukę o wiele lepiej niż ich koledzy krajowi. Zwłaszcza rola Matki, w chwytającej za serce odsłonie "W leśniczówce", rola, którą w Polsce grała histerycznie jedna z bardziej znanych aktorek, w Londynie odtworzona została znacznie wyraziściej i głębiej. Janina Jakóbówna stworzyła rzeczywiście w tej roli niezwykłą kreację, wzruszając nas swoją dramatycznością i prawdą. Specjalny oklask dla Jakóbówny!

Wszyscy zresztą aktorzy grali doskonale. Co za wysiłek, co za trud, co za bukiet talentów włożyli oni w wykonanie tej arcyciekawej i fascynującej sztuki!

Jak określić tę sztukę? Jak ją rozumieć ? Można by jej "zrozumienie" określić powiedzeniem pirandellowskim "Każdy na swój sposób". Szaniawski zaczął przecież pisać bodaj jeszcze przed Pirandellem, a w każdym razie nie znając Pirandella. Jego pionierska komedia odkryta przez Osterwę i nosząca typowy dla Szaniawskiego tytuł "Papierowy kochanek" otwierała bramę do teatru poezji i satyry, realizmu i fantazji, dramatyczności i humoru. Pirandella "Sześć postaci w poszukiwaniu autora" przyszły na długo przed "Murzynem" i "Papierowym kochankiem" mistrza Szaniawskiego.

"Dwa teatry" napisane zostały zaraz po wojnie (po szczegóły o tej sztuce odsyłam widzów do interesującego komentarza, który dyrektor Kielanowski napisał w programie) w 1945 roku. Dominantą tej sztuki jest wpływ marzeń ludzkich na życie i z kolei wpływ życia na naszą wyobraźnię, a potem wyobraźni na teatr i z powrotem teatru na życie. Są jednak w sztuce także silne akcenty aktualne. Może dlatego w ciemnych latach ostrej cenzury w kraju w okresie socrealizmu (1947 - 1956) sztuki Szaniawskiego wraz z "Dwoma teatrami" nie były grane w Polsce i można je było oglądać tylko w naszym teatrze w Londynie pod dyrekcją Kielanowskiego.

W obu przejmujących jednoaktówkach, pokazanych w ostatniej sztuce, jako "teatr w teatrze" występują dwa motywy. Jeden motyw to odwiedziny "dalekiej" damy z zagranicy (emigracji?), przybywającej do ludzi osiadłych w głuchej leśniczówce i pragnących zapomnieć o "starej" przeszłości w okresie "nowej" i trudnej rzeczywistości. Drugi motyw - w jednoaktówce "Powódź" - to tragiczny w momencie każdego kryzysu instynkt ocalenia się za wszelką cenę, choćby kosztem ofiary najbliższych ludzi Zięciakiewicz stworzył w tej scenie tragiczną sylwetkę ojca, odepchniętego wiosłem od przepełnionej, oddalającej się łódki i ginącego w powodzi.

Scena końcowa - to narodzenie się do życia zburzonego miasta (Warszawy?) i wnętrze spalonego teatru, który trzeba na nowo odbudowywać. Teatr - po każdej wojnie, po każdym kryzysie, po każdej katastrofie - musi odżywać, bo ludzie bez marzeń żyć nie mogą, a czyż teatr (w najgłębszym i wielorakim tego słowa znaczeniu) nie jest realizacją marzeń albo suflerem życia?

Szkicuję te myśli "na gorąco". Może nie mam racji? Może inni widzowie inaczej tę sztukę i jej oba "ludzkie dramaty" rozumieją? W tej wieloznaczności leży właśnie sekret owego tajemniczego misterium, które Szaniawski określił, jako "komedię". Co najbardziej różni Szaniawskiego od Pirandella i innych późniejszych sztuk tego typu - to poczucie humoru; to humor, wprowadzony przez Szaniawskiego na scenę poprzez epizodyczne postacie i nadający przez to jego najbardziej dramatycznym lub poetycznym komediom jakiś powiew niemal szekspirowski.

Ten dyskretny, specyficzny humor reprezentowali w "Dwóch teatrach" Maryna Buchwaldowa, która z czułością i komizmem grała gosposię zakochaną w dyrektorze, Roman Ratschka, świetny jak zawsze, w roli starego woźnego Matkowskiego i wreszcie Witold Szejbal, który nam pokazał cichego, powściągliwego "beckettowskiego" drugiego dyrektora (samego autora) w bezbłędnej, atrakcyjnej i eleganckiej interpretacji.

Główną i trudną rolę Pierwszego Dyrektora, będącego komentatorem snów i jednocześnie szermierzem realizmu w teatrze, dźwigał na swoich barkach Bogdan Urbanowicz: grał inteligenta nie, sugestywnie, kierując w magnetyczny sposób wszystkimi odmianami charakterów i sytuacji w tej niesamowitej komedii. Bez zarzutu grali: Hanna Rawicz, jako dama z dalekich stron, zajeżdżająca do leśniczówki i Robert Oleksowicz w dwóch wyrazistych epizodach: leśniczego i kapitana. Z radością oklaskiwaliśmy, aż nam ręce puchły, młodzież aktorską, która z zapałem i różnymi stopniami talentów odtwarzała pokazane w sztuce postacie młodego pokolenia, a więc: efektowną Wiolę Hola, jako "modernistyczną" Lizelotte (dubluje tę rolę Marta Smolińska), Hannę Wąsikównę, jako dziewczynę ratującą dziecko przed powodzią i Romana Kisiela, grającego brawurowo i z dramatyczną siłą jej męża Andrzeja, Danutę Rał, jako żonę bojącą się zmory przeszłości i rozstania, Jacka Matyjaszkiewicza z utalentowanej rodziny Matyjaszkiewiczów w charakterystycznej postaci Montka i wreszcie Leszka Wiśniewskiego, który z porywem i uczuciem grał rolę Chłopca, kończącego sztukę oddechem patriotycznym.

Całością tego wielkiego widowiska, a właściwie dwóch widowisk, kierowali dyrektor Kielanowski i Barbara Reńska. Oboje dokonali niemal "cudu teatralnego", realizując tak trudne i jedyne w swoim rodzaju dzieło. Kielanowski wydobył ze sztuki wszystko co w niej jest zamyśleniem, mądrością i poszukiwaniem sensu marzenia, pamiętając jednak o humorze filozofa, jakim na swój sposób był Szaniawski. Reńska wydobyła wszystko co jest siłą dramatyczną Szaniawskiego. Włożyła w to wiele pomysłowości, talentu i zrozumienia dla realistycznych scen autora "Mostu" i "Dziewczyny z lasu".

Co więcej dodać? A więc: pełna nowoczesnych chwytów i plastycznych pomysłów scenografia Jadwigi i Feliksa Matyjaszkiewiczów. Dołączył się do nich młody Jacek Matyjaszkiewicz, nie tylko jako aktor, ale jako Deus ex machina w dziedzinie świateł i efektów dźwiękowych (zwłaszcza w scenie powodzi i w zakończeniu sztuki). Ilustrację muzyczną dał Andrzej Dudek, którego niedawno oklaskiwaliśmy w Ognisku, gdy występował z Janiną Jasińską, śliczny afisz z komentarzem Kielanowskiego zredagowała Olga Lisiewiczowa (niezmordowana kierowniczka organizacji przedstawienia); okładkę projektował Feliks Matyjaszkiewicz, a układ graficzny obmyślił przejrzyście Tadeusz Filipowicz.

"Dwa teatry" to jedna z tych nielicznych sztuk współczesnych, które chciałoby się ponownie widzieć i przeżywać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji