Ani dwugłowe cielę, ani metafizyka
Mieszkałem w Zakopanem, w różnych sezonach, przy ul. Witkiewicza (ojca), niedaleko od will, w których mieszkał Witkiewicz - syn. Znaliśmy się tyle co nic, ale pozostało mi parę portretów z jego "firmy". Witkacego zaliczali zakopiańcy do miejscowych "świrków" jak dentystę-eugenika Mischkego albo jak meteorologa Fedorowicza, zwanego "wiatrem halnym", albo jak Angielkę-malarkę, wrośniętą w Podhale, "panią miss Kuper" (jak ją nazywała Helena Roj-Rytardowa, najpiękniejsza góralka, jaką w życiu widziałem). Pisarstwo Witkacego to jednak była awangarda. A więc droga w przyszłość. Parodiowaliśmy Witkacego w "Bujdałach literackich" (utworek pt. Turkiestan Jeżymord)... a z wypiekami na twarzy czytałem jego powieści. Wbrew Witkacemu - one były przed wojną ważniejsze niż jego teatr. Bo teatr Witkacego to była amatorszczyzna (z "wiatrem halnym" i panią Winifred Cooper na czele), dziwactwo, kpina ze zdrowego rozsądku - teatry zawodowe eksperymentowały ze sztukami Witkacego ukradkiem, aktorzy oddawali role - jeden Boy spoza tych klęsk zakopiańskiego demona dostrzegał zarysy rewelacyjnej przyszłości.
Czyli: naszą teraźniejszość. Czyli - teatr Witkacego w jego pełnej chwale.
I z poetyckich, książkowych dramatów Norwida spróbowano stworzyć rozdział współczesnego nam teatru. Nie wyszło. Domem Norwida pozostała literatura. Z kabaretowych, pospiesznie i niechlujnie pisanych sztuk Witkacego powstał teatr, który wiele znaczy w Polsce, a promieniuje poza granice naszego kraju i będzie jeszcze silniej promieniował.
Droga do dzisiejszej roli tego teatru była długa. Deformowanie deformacji nie zdawało się na nic. Witkacego już uwielbiano, a jeszcze nie umiano odczytać. W sztukach Witkacego tkwi bardzo wiele ze zdobyczy teatru europejskiego o 20 lat późniejszego od daty śmierci autora "Szewców", ale są to wątki, sytuacje, układy treści, odkrycia formalne w stanie cząstkowym, czasem dopiero zaczątkowym. Sztuki Witkacego to przede wszystkim scenariusze, po części tylko partytury. Niezbędny im reżyser, dyrygent. Nie może to być abstrakcjonista. Witkacy wiedział czemu zwalczał teatr absurdu. Uważał się za filozofa, a cóż ma do czynienia spekulatywne myślenie wśród luźnych skojarzeń wyobraźni?
Kantor, Szajna to mimowolni wrogowie teatru Witkacego. Jego teatr wymaga ładu i prac porządkujących. Kto do dziwactw Witkacego (nigdy nie był od nich wolny) dorzuca własne - zamienia widowisko w bełkot. Liczne znam przykłady takiego bełkotu.
Widziałem dotychczas zaledwie parę sztuk Witkacego w kształcie scenicznym, jaki im się należy. Dopiero dwóch dotychczas reżyserów oswoiło się naprawdę z Witkacym i zaczęto sztuki jego ukazywać we właściwej formie. Obaj młodzi: Jerzy Jarocki i Maciej Prus. Jarockiego "Szewcy" i "Matka", teraz Prusa inscenizacja pionierska "Gyubala Wahazara". Prus jest reżyserem prowokującym. Ma na swym reżyserskim koncie sukcesy, ale także dotkliwe porażki. W pracy nad "Wahazarem" poszedł właściwą drogą.
"Gyubal Wahazar" jest diabelską sztuką. Głosi katastrofizm, gdy wzywano do "radosnej twórczości", uprawia groteskę, gdy domagano się patosu, drwi z dyktatora, gdy na dyktatora czekano. Wizja totalitarnej dyktatury mrozi, obraz uległości społecznej przeraża. I seks odkrył Witkacy dla teatru, w którym królował dramatyczny lub pobłażliwy eros. Te sprawy w sztuce pulsują. Ale trzeba je dopiero wydobyć na wierzch, odcedzić, by zagrały tak, jak mógł chcieć Witkacy, i mądrzej o nasze doświadczenie. Reżyserując "Gyubala Wahazara" w teatrze "Ateneum" Prus tej sztuki dokazał.
Trzy, najwyżej cztery sztuki Witkacego wystawione jak należy, spośród szesnastu, które ocalały z jego spuścizny - to nie jest wiele. Właściwie to dopiero początek. Teatr Witkacego - choć już tak długo modny - nadal czeka na swe pełne sprawdzenie. "Gyubal Wahazar" ma podtytuł: "Na przełęczach bezsensu". To było najważniejsze w inscenizacji Prusa, że wszystko miało w niej swój sens. Wśród sztuk Witkacego, oczekujących swej prapremiery w PRL, znajduje się również "Metafizyka dwugłowego cielęcia". Jest ważne, by i dalsze kolejne wystawienia sztuk Witkacego nie kierowały się ani metafizyką, ani widzeniem w teatrze Witkacego monstrum w rodzaju cielęcia o dwóch głowach.