Artykuły

A jednak nie płoną...

"Całopalenie/Das letzte Feuer" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

"Całopalenie" w reżyserii Miśkiewicza to poemat/reportaż o małej apokalipsie, która dotyka odciętą od świata zbiorowość.

Gdy do delikatnej materii podchodzi się ze zbytnią ostrożnością i namaszczeniem, często rozłazi się ona w palcach i marnuje. Kto dmucha czule w popiół, zamiast zgarniać go szuflą, nie zachowa jego struktury, ale zwiększy bałagan. Tak właśnie Paweł Miśkiewicz potraktował "Całopalenie" Dei Loher. Chcąc pozostać wiernym tekstowi, roztkliwił się nad nim, dał mu napęcznieć, napuszyć się, rozplenić. Nie zdarzało się to w poprzednich realizacjach dramatów niemieckiej autorki ("Przypadek Klary" i "Niewinna"). Dotąd wyznaczały one raczej nowe etapy drogi reżyserskiej Miśkiewicza, pozwalały mu uniezależnić od wpływu mistrzów. Nowym spektaklem dyrektor Teatru Dramatycznego powraca jednak do dawnych, mniej udanych zabaw z ogniem, jak "Auto da fé" Canettiego o naukowcu podpalającym się wraz z ukochanym księgozbiorem. Miśkiewicza, podobnie jak jego bohatera, zwiodła wówczas nadmierna wierność literaturze.

W "Całopaleniu" tekst zostaje więc należycie uczczony, wyakcentowany, słychać w nim ślady trenu, hymnu, elegii. Traci jednak wszelką siłę dramatyczną. Siłę, którą wydobyć być może niełatwo, gdyż dramat Loher pozbawiony jest akcji. To raczej sceniczny poemat o żałobie i o patologiach pamięci - o tych, co nie mogą zapamiętać, o tych, co nie mogą zapomnieć, o tych, którzy nie wiedzą już "jak" pamiętać.

Sztuka niemal w całości okazuje się wspomnieniem wypadku, jaki zdarzył się w sennym, odciętym od świata miasteczku w sierpniowe przedpołudnie. Ośmioletni chłopiec ginie pod kołami radiowozu na oczach przypadkowego przybysza Rebego Kruka (Mariusz Benoit). Rozpoczyna się korowód oskarżeń, dociekań, prób pogodzenia się z winą i utratą. Męki, jakie przeżywa Rebe, świadek dręczony przez powracające obrazy ginącego dziecka, zderzone są z cierpieniem babki chłopca (Agnieszka Roszkowska). Chora na alzheimera staruszka, co chwilę wzywa wnuczka, dopytuje się o niego, kupuje mu zabawki trenujące pamięć... Za każdym razem konfrontuje się więc z jego śmiercią na nowo. Benoit pozostaje zimny i surowy. Roszkowska rozczula, denerwuje i przeraża jako rachityczna, słodka nieporadna seniorka. Oboje pokazują postaci, które utknęły w martwym punkcie cierpienia i rozpaczy.

Świat, jaki buduje Miśkiewicz, to zamknięta, neoplemienna społeczność, rodem z "Konopielki" czy utrzymanych w klaustrofobicznym klimacie dramatów Irlandczyków (McDonagha, McPhersona, Walsha). Czas biegnie tu cyklicznie, koliście, podobnie jak ruch sceny obrotowej, na której usadzona zostaje publiczność. Nie ma pośpiechu, wszystko nieustannie powraca - obrazy, emocje, powtarzane bez końca zadania. To mikrokosmos w stanie kruchej równowagi - stąd przybycie obcego musi pociągnąć za sobą śmierć ośmiolatka.

Obrotom sceny akompaniuje głos reżysera, który spokojnie relacjonuje kolejne etapy tragedii. Czasem przerwie mu śpiew chóru dziecięcego, czasem krzyk nauczycielki po mastektomii (Dorota Landowska), czasem jęk Edny (Miłogost Reczek), policjantki, która w bezsensownym pościgu za złodziejem potrąciła dziecko.

Niekończące się ekspiacje przybierają formę tajemnych prywatnych obrzędów mających zastąpić nieskuteczne rytuały wszelkich oficjalnych religii. Samookaleczenia, gra na loterii, rozluźnienie seksualne. Śmierć dziecka pociąga kolejne, rozpadają się rodziny, mężczyźni stają się kobietami (Reczek grający złodzieja Olafa z każdą sceną przemienia się coraz wyraziściej w Ednę). To, co martwe, potworne, wypiera to, co naturalne (nauczycielka kupuje sobie coraz bardziej monstrualne protezy piersi). Porządek świata odwraca się.

Miśkiewicz przyszpilił tę społeczność na chwilę przed jej małą apokalipsą. Czyni to jednak w rytmie procesji na Boże Ciało, z senną rozwlekłością. Wydaje się, że spektakl z każdą sceną gaśnie i zamiera. Bezsensowna śmierć dziecka podważyła sens wszelkich relacji społecznych, ale dla spektaklu nie wynika z tego nic poza pretekstem do wzniosłej zadumy. Aktorzy pokazują serię ciekawych etiud, tworzą galerię osobliwości, cyrk lokalnych dziwaków. Ale nie płoną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji