Artykuły

Trudna sztuka dotarcia do Eliota

Thomas Stearns Eliot uznawany jest za jednego z twórców i teoretyków nowoczesnego dramatu poetyckiego. W "Cocktail Party", koncentrującym się wokół problemu moralnego wyboru i życiowego powołania, zastosował konwencję sztuki salonowej, w której jednak wyeksponował konflikty psychologiczno-moralne. Ich wzorca można by szukać, jak w przypadku innych jego dzieł, w tragedii antycznej. "Cocktail Party" jest utworem intrygującym, stawiającym duże wymagania zarówno twórcom, jak i widzom. Wybranie go do repertuaru teatru jest niewątpliwie aktem odwagi. Zawiera wiele niedopowiedzeń i przynajmniej kilka różnych warstw, głębiej lub płyciej skrytych pod powierzchnią salonowej rozmowy. Bohaterów poznajemy w londyńskim mieszkaniu małżeństwa Chamberlayne'ów. Oczyszczoną z wszystkich niepotrzebnych sprzętów przestrzeń salonu organizują rozstawione krzesła, na których przez większą część spektaklu siedzą toczące konwersację postaci.

Zofia de Ines, jakkolwiek bardziej śmiała w projektach kostiumów (znakomitych), oszczędna w rozwiązaniach scenograficznych, bardzo dobrze wyczuła to, na czym oparł swoją inscenizację Maciej Prus - dialog.

Niezidentyfikowany gość, który da się później poznać jako psychiatra Sir Henry Harcourt-Reilly (Zbigniew Bielski), Aleksander MacColgie Gibbs (Leszek Teleszyński) i Julia Shuttelwaite (Nina Andrycz) - to najbardziej zagadkowe osoby tego salonowego dramatu. Intrygę można streścić w kilku słowach. W małżeństwie Chamberlayne'ów dzieje się coś złego. Ona (Lawinia - Halina Łabonarska) szuka potwierdzenia, że może być obiektem miłości u kochanka (Piotr - Adam Biedrzycki), jednak go nie znajduje. Dalej czuje się w pewien sposób niepełna w swym człowieczeństwie, jej "ja" jest zagrożone. On, mimo iż sądził, że kocha młodą Celię (Izabella Bukowska), stwierdza, że nie jest w stanie kochać nikogo. Pozostaje pod bardzo silnym wpływem żony, od którego nie chce jednak się uwolnić. W życie Chamberlayne'ów, Piotra i Celii, którzy również nie wybrali jeszcze swojej drogi, wkraczają stróże, opiekunowie, wpływający na ich dalsze losy.

Reilly Bielskiego jest najkonsekwentniej poprowadzoną rolą. Bielski, zgodnie z charakterem postaci, intryguje, niepokoi, jest jakby nie z tego świata. Potrafi wyzyskać do zbudowania charakterystyki postaci sposób siedzenia, chodzenia, trzymania szklanki.

Julia w interpretacji Niny Andrycz jest najpierw energiczną damą, wścibską szczebiotką, trochę kokietką, koncentrującą na sobie całą uwagę, żeby później stać się skupionym stróżem, opiekunem Celii, tą, która, jak Reilly, wie więcej od innych. Wsłuchana w poezję języka Eliota, pozwala sobie na recytację. Bardzo wyraźnie, może nawet zbyt grubą kreską, rysuje wizerunek Julii. Tworzy jednak postać, czego nie można powiedzieć o wszystkich aktorach.

Tekst sztuki zdaje się w pewien sposób paraliżować Tomasza Budytę i Adama Biedrzyckiego, może mniej Izabellę Bukowską. Leszkowi Teleszyńskiemu, który rozsmakowuje się w swoich kwestiach, nie sprawia kłopotu. To zmaganie się aktorów z językiem - czego konsekwencją jest gubienie konturu roli, a także pewną bezradność w nadaniu bohaterom określonych cech charakteru, barw można złożyć na karb niedopracowania ze strony reżysera. Pomysł Prusa - zminimalizowania innych środków wyrazu, żeby nie odciągać uwagi od tekstu - domagał się konsekwentnego rozwinięcia, bez niego uczynił spektakl przegadanym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji