Artykuły

Chór narzekań

Historie ludzi przegranych, niepełnych, słabych - ale też i tych sprytnych, zaradnych, zadowolonych ze swojego małego życia, składają się na polifoniczną baśń o smutnych dorosłych - o "Symfonii Lokatoris" w reż. Adama Sroki w Teatrze Ludowym w Krakowie pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Wszechobecne reminiscencje sprzed kilku dekad, obecne w dizajnie przedstawienia, jego kolorystyce i niektórych kostiumach aktorów, przywołują niechlubną przeszłość, tryumfalnie zakończoną dwadzieścia lat temu. Przedstawienie jednak w swoim kształcie scenicznym i materii tekstu bliższe jest postmodernistycznej wizji teatru, niż zgrzebnym produkcjom sprzed dekad, do jakich odwołuje się w warstwie estetycznej.

Rzecz dzieje się gdzieś "na blokach", ale jednocześnie w głowie protagonisty (Marcin Stec). Mężczyzna powraca do czasu sprzed lat, do prywatnej przeszłości, przywołuje wizję szeregu osób, z którymi kiedyś się spotkał. Osoby te z kolei mają do opowiedzenia i pokazania własne historie. Wielogłos narracji i przedziwna, wielowątkowa opowieść bez początku i końca są podstawowymi komponentami scenicznej historii. Nie sposób jej streścić, bo wątki przeplatają się wzajemnie, dooświetlają - ale jednocześnie stanowią silne, indywidualne głosy. Historie ludzi przegranych, niepełnych, słabych - ale też i tych sprytnych, zaradnych, zadowolonych ze swojego małego życia, składają się na polifoniczną baśń o smutnych dorosłych.

Walorem spektaklu są wyraziście zarysowani bohaterowie z trójką "dziarskich chłopców" (Piotr Franasowicz, Jacek Joniec i Paweł Kumięga) na czele. To dzięki nim rzeczywiście coś dzieje się na scenie. Dzięki mocnym, intensywnym kreacjom widz może podczas spektaklu kilkakrotnie doświadczyć niezwykłości teatru. Szczególnie mocno odczuwalne jest to w scenie "zawodów na śpiewanie", gdy niespełniona solistka operowa (Barbara Szałapak) bezskutecznie konkuruje z wokalem odtworzonym z płyty. Rozpaczliwe dążenie do prawdziwego efektu artystycznego i pragnienie zwycięstwa w nierównej walce głosów daje efekt o wyjątkowej intensywności, stanowiący (może wbrew zamiarom twórców) punkt ciężkości całego spektaklu.

Prowincjonalna siermiężna perwersja w wykonaniu Małgorzaty Krzysicy, jak krzyk o dostrzeżenie, to jednocześnie tandeta (w świecie przedstawionym) i wysoka klasa (w świecie przedstawiającym). Warta dostrzeżenia i docenienia jest również Jadwiga Lesiak w niewielkiej roli - w dodatku przez sporą część spektaklu aktorka jest ukryta za konstrukcją z żelaznego łóżka i tkaniny. Wzruszająca w swej nieporadności starsza pani, która w finale wraz z resztą ekipy z werwą i wdziękiem wykonuje przedziwny taniec, to rola precyzyjna, utkana z drobiazgów i wzruszająco przekonywująca.

Adam Sroka-reżyser zmierzył się z tekstem Adama Sroki-dramatopisarza. Takie starcie nieczęsto przynosi olśniewający efekt. Reżyserowi nie udało się ominąć mielizn dramatu. Artysta mocno przywiązał się do zaproponowanego przez samego siebie strumienia mono- i dialogów, może zbyt mocno, by wyrwać się z niego na scenie? Podstawową wadą tego przedstawienia jest zbytnie zaufanie sile słowa. Perory i rozmowy postaci, choć często ubarwiane nieoczekiwanymi rekwizytami czy ruchem scenicznym, stawiają opór w odbiorze, trudno się na nich skupić. Spektaklowi, zwłaszcza w jego środkowej części, brakuje tempa i intensywności. Pojawiające się rekwizyty, nie zawsze zrozumiałe, sugerują kolejne sensy, do których chcieli odwołać się twórcy - trudno jednak te sensy uchwycić, gdy słabnie percepcja.

Prapremierowa realizacja utworu Adama Sroki nosi niechlubne znamię tej rzadko spotykanej jedności dramatopisarza i reżysera. Jednocześnie bowiem jest efektem (teoretycznie) najlepszego możliwego porozumienia reżysera i dramatopisarza jak i obrazem zbyt mocnego przywiązania do własnych pomysłów. Aktorzy Teatru Ludowego jednak radzą sobie z trudnym zadaniem realizmu poetyckiego nieoczekiwanie dobrze. Większość z nich potrafiła uchwycić i ucieleśnić na scenie ten hybrydyczny sposób myślenia. To nie poezja betonu ani kapryśność strumienia świadomości. Raczej głosy bohaterów złączone w jeden, bolesny chór, przerywany interludycznymi wstawkami. To nie krzyk mieszkańców blokowisk. Raczej ciągłe szeptanie bez nadziei na zmianę czy choćby na znalezienie słuchacza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji