Artykuły

Żywe obrazki

Spór trwa i jakby wcale nie zanosi się na jego rozwiązanie, bo gdy "Krakowiacy i górale" trafiają do teatru muzycznego, wszyscy wołają o wyrazistość postaci, wszechstronne aktorstwo etc., a jeśli sięgnie po utwór teatr dramatyczny, to - dla odmiany - szuka się każdej fałszywie zaśpiewanej nuty, muzycznego potknięcia itp. A poczciwa narodowa drama mistrza Bogusławskiego, choć trąci myszką i niejedna jej aluzja polityczna trafia w próżnię - egzystuje na polskich scenach, niekoniecznie zresztą w charakterze szacownej ramotki i co rusz, to gdzieś się ją wystawia.

Bardzo się zestarzała ta niegdyś rewolucyjna i nowoczesna sztuka, ale jeśli założyć, że przestaniemy się znęcać nad oczywistymi naiwnościami tekstu, to może to być całkiem sympatyczna lekcja dawnego teatru. Przekonaliśmy się o tym oglądając "Cud mniemany, czyli krakowiaków i górali" zrealizowany przez Jerzego Krasowskiego w Teatrze Narodowym, a pokazany w Katowicach w ramach Śląskiej Wiosny Teatralnej.

Jest to przedstawienie zrealizowane rzetelnie, z troską o wyrazistość postaci i sytuacji, choć ani bulwersujące ani wprawiające w zachwyt niecodziennością inscenizacji. Krasowski pokazał w zgodzie z Bogusławskim ciąg obrazów rodzajowych, w których znalazły swe odbicie zarówno odniesienia do sytuacji politycznych i prawdy ogólnoludzkie jak zwyczajny, rubaszny momentami, humor.

Odbywa się wszystko bez celebry, należnej jak sądzą niektórzy, wszelkim dziełom o przydomku narodowe, za to z dużą sceniczną dyscypliną, w dobrym tempie i ciekawymi rozwiązaniami kilku scen uchodzącymi za wybitnie statyczne. Krasowski prezentuje teatr Bogusławskiego "bez pryzmatów" i bez udziwnień, lecz z troską o to, by widowisko było barwne, a prawdy głoszone bądź śpiewane trafiały do widzów. Aktorzy starają się uatrakcyjnić przedstawienie i choć niewiele w nim postaci, o których mówimy, że mają wnętrze, to przecież są to bohaterowie rysowani zamaszyście i z humorem. Mocno charakterystycznie potraktowała swoją rolę przede wszystkim Krystyna Królówna jako Dorota - zalotna, pełna temperamentu usprawiedliwiającego nieszczęsne "jamory" a przy tym wcale nieodpychająca. Równie z życia wzięta wydaje się Basia Ewy Serwy, której aktorka odbiera całą mdłość na rzecz żywotności i wdzięku. Świetnie do tej dwójki pasuje wiejski intrygant Jonek w interpretacji Artura Barcisia i student Bardos grany przez obdarzonego dużą sceniczną swobodą Tomasza Budytę.

Widowisko jest barwne, rozśpiewane i roztańczone w czym zasługa całego zdyscyplinowanego zespołu. Nieporozumieniem wydaje się tylko Paweł Galia w roli Miechodmucha zupełnie nieśmieszny a prostacki i prymitywny. Szkoda także, że pomiędzy dworna całkiem udanymi elementami dekoracji: sylwetą młyna i karczmy rozciągał się horyzont burego nienajlepiej napiętego materiału. Jedyna pociecha, te na tym tle pięknie prezentowały się stylizowane stroje. Scenografię do spektaklu zaprojektowała Grażyna Żubrowska, autorką choreografii jest Jadwiga Hryniewiecka, zaś kierownictwo muzyczne i przygotowanie wokalne spoczywało w rękach Antoniego Szalińskiego i Urszuli Borzdyńskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji