Artykuły

Spektakl z pewnością potrzebny

"Lalkarz" w reż. Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy w Teatrze Kubuś w Kielcach. Recenzja Ryszarda Kozieja z Radia Kielce.

"Lalkarz" Martina Stevensa w reżyserii Honoraty Mierzejewskiej-Mikoszy to już ostatnia w tym sezonie premiera w Teatrze Lalki i Aktora "Kubuś" w Kielcach. W niedzielne przedpołudnie mała widownia kieleckiego teatru zgromadziła małych widzów i ich opiekunów. Najmłodszych widzów, bo opowieść wystawiona została na tak zwanej Scenie Inicjacji Teatralnej. Kiedy można mówić o twórczej percepcji sztuki przez dzieci - nie ma ścisłej granicy, jak nie ma jednakowych dzieci - mogą to być już trzylatkowie reagujący na sceniczny harmider i natężenie barw, mogą być nieco starsze, poznające pojęcia dobra i zła.

Na scenie tytułowy Lalkarz i jego pomocnik. Tu są to kobiety Ewa Lubacz i Jolanta Gajos. Lalkarz wjeżdża rowerem-teatrem z teatralnego dziedzińca, Grajek jest już na miejscu. Na oczach dzieci rozpoczyna się spektakl, ale najpierw Lalkarz musi rozwinąć swój teatralny kramik. To nawiązanie do historii europejskiego jarmarcznego teatru kukiełek i pacynek. W kieleckim spektaklu Ewa Lubacz animuje pacynki. Dorośli znają je - łudząco przypominają Jacka i Agatkę z jednej z pierwszych telewizyjnych dobranocek. Rzecz jest o dzieciach - Kropce i Pasku - dzieciach takich, jak te na widowni - które kłócą się, każde chce zdominować drugie, przestraszyć, nawet pobić. Autor bez wątpienia pisząc swą sztukę opierał się na wiedzy z psychologii dziecięcej. Ewa Lubacz jako Lalkarz ten dziecięcy strach, zawiść ale i najważniejszą potrzebę akceptacji potrafiła świetnie zagrać, a gra to niełatwa - jej kolorowy płaszcz z kieszeniami, z których wychodzą jak żywe pacynki, staje się przecież sceną w scenie, a ona musi to wszystko dynamicznie ogarnąć i miejscami nie bardzo się to udaje. Obserwowałem bardzo dokładnie małe dzieci podczas przedstawienia. Niektóre z otwartymi buziami chłonęły widowisko niemal do końca, inne marudziły już od początku - to jeszcze o niczym nie świadczy, poza dziecięcą wrażliwością mniej, dziecięcym humorem tego dnia i tej godziny - więcej. Spektakl z pewnością potrzebny, choć za dużo w nim pod koniec dydaktyki, tak mi się wydaje. Chociaż tłumaczyć dzieciom, że jeżeli ktoś jest inny od nas, to nie znaczy, że gorszy, chyba musimy cały czas. I tak się dzieje na kieleckiej scenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji