Białystok. Brakuje ponad 40 milionów na Operę
Umowę na ponad 100 milionów złotych unijnej dotacji podpisały wczoraj z ministrem kultury samorządowe władze województwa. By zamknąć budżet budowy Opery i Filharmonii Podlaskiej, wciąż jednak brakuje ponad 40 milionów. Będziemy dalej szukać - zapowiada marszałek.
- Przy podpisywaniu porozumienia dowiedziałem się, że nasza inwestycja jest największą inwestycją z dziedziny kultury finansowaną z unijnych funduszy w całej Unii Europejskiej - cieszył się wczoraj marszałek Jarosław Dworzański. Pierwsze 20 milionów z zatwierdzonych właśnie 100, trafi do Podlaskiego już w przyszłym miesiącu. To środki z unijnego programu Infrastruktura i Środowisko.
Kosztowny czas
Powstający przy ulicy Kalinowskiego w Białymstoku gmach zaprojektował znany architekt Marek Budzyński. Budowę rozpoczęto dwa lata temu. Według wstępnych obliczeń monumentalny betonowy gmach mieszczący dwie sale koncertowe i amfiteatr, w sumie na ponad 1500 miejsc, miał kosztować 70 milionów złotych. Czas zweryfikował te szacunki, pomnażając je trzykrotnie. Na chwilę obecną władze województwa mówią o łącznym koszcie inwestycji, zamykającym się w kwocie 200-220 milionów. Do niedawna marszałkowie zapowiadali, że gmach zostanie oddany do użytku w trzecim kwartale 2011 roku. Teraz mówią o przełomie lat 2011 i 2012.
- Do tej pory na budowę wydaliśmy 57 milionów - informuje Lech Wasilewski, dyrektor biura inwestycji urzędu marszałkowskiego.
Za te pieniądze, pochodzące głównie z budżetu województwa i rządowych dotacji celowych, doprowadzono gmach do stanu surowego.
W rozstrzygniętych kilka miesięcy temu przetargach wybrano dwie podlaskie firmy, które zajmują się jego wykończeniem oraz przeszkleniem imponujących fasad. Ich praca warta będzie około 70 milionów.
Zawieszony przetarg
Wciąż niewyjaśniona pozostaje kwestia trzeciego przetargu, na elektroakustykę i technikę sceniczną. Zarząd województwa rozstrzygnął go już jakiś czas temu, ale jedna z przegranych firm odwołała się do arbitrażu. Gdy i tam odrzucono jej zastrzeżenia, zaskarżyła władze województwa do sądu. Pierwszą rozprawę zaplanowano na lipiec.
- Na razie ta kwestia nie komplikuje nam harmonogramu prac - mówi dyrektor Wasilewski.
- Osobiście wierzę, że wygramy, nie widzę bowiem sensu w ogłaszaniu kolejnego przetargu - dodaje marszałek. Snu z powiek nie spędza mu również kwestia brakujących środków na budowę. To, co do tej pory wydano, plus 100 milionów zatwierdzonej wczoraj dotacji, to w sumie około 160 milionów. Wciąż więc brakuje co najmniej 40.
- Cześć musimy gdzieś znaleźć, część - tak jak planowaliśmy - wyłożyć z naszego budżetu - zapowiada marszałek, deklarując, że na konkretne działania przyjdzie czas, gdy definitywnie rozstrzygnięta zostanie kwestia przetargu na elektroakustykę. W przeszłości Ministerstwo Kultury deklarowało, że mogłoby wyłożyć część brakującej kwoty, jako dotację celową. Na przykład w zamian za przekazanie akademii muzycznej obecnego gmachu białostockiej filharmonii. Konkretnych decyzji w tej sprawie jednak nie ma.
Gorący fotel dyrektora
Podczas wczorajszej wizyty w ministerstwie marszałek nie rozmawiał z ministrem o kwestii kontraktu obecnego dyrektora filharmonii Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego.
Zarząd województwa proponuje mu przedłużenie umowy do końca 2011 roku. Sam dyrygent - pomysłodawca budowy opery - chciałby mieć przywilej jej otwarcia i uruchomienia. Dlatego nie zamierza podpisać przedłożonej mu przez zarząd województwa umowy. Jeśli nie zrobi tego do dziś, filharmonia pozostanie bez szefa.
- Ministerstwa ta kwestia nie interesuje. To nasza instytucja i nasz dyrektor. Umowa wciąż czeka na pana Niesiołowskiego. Ale ja nikogo do pracy zmusić nie mogę - powiedział wczoraj marszałek.
- Nie mogę pozwolić na to, żeby tak dużą i kosztowną instytucją, jaką ma być opera, kierował ktoś na podstawie umowy o pracę. To będzie konkretny kontrakt menedżerski, nakładający na podpisującego go strony konkretne zobowiązania. I nic nie stoi na przeszkodzie, żeby obecny dyrektor za te dwa i pół roku starał się o taki kontrakt - podsumował marszałek.
