Czarny moralitet
"Łucja i jej dzieci" w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Wojciech Joachim w Gazecie Wyborczej - Szczecin.
Zło dobrem zwyciężaj - głosi Pismo. W życiu jest odwrotnie - odpowiadają twórcy "Łucji i jej dzieci". Pozostaje pytanie - dlaczego?
Teatr Współczesny po raz kolejny sięga po dziewiczy tekst. Tym razem Marka Pruchniewskiego.
"Łucja i jej dzieci" to dramat rodzinny, w którym od pierwszej do ostatniej sceny wszyscy są nieszczęśliwi i źli. Łucja, bo ma męża i trójkę dzieci, ale musi żyć pod jednym dachem z wredną teściową. Jacek, jej mąż - bo żyje między młotem (matką) a kowadłem (żoną). Stara (teściowa Łucji), bo nienawidzi "zborsuczałej suki", ale toleruje ją ze względu na syna. Stary (teść), bo na to wszystko patrzy.
Mikstura złożona z takich składników musi wybuchnąć, więc sztuka kończy się źle.
Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego ludzie robią sobie piekło na ziemi. Z biedy? - jak sugeruje piosenka, którą słyszymy na początku i końcu przedstawienia. Przecież wiadomo, że pieniądze szczęścia nie dają. A może to wina kościoła, który zadowala się blichtrem i toleruje podwójną moralność? Zło jest, było i będzie. Musi więc znaleźć ujście.
"Łucja i jej dzieci" to czarny moralitet - pokazuje coś, niczego nie tłumacząc. Ale wartością tekstu Pruchniewskiego jest to, że skłania do pytań. Polecam to przedstawienie także ze względu na znakomitą kreację Iwony Kowalskiej (Starej).