Artykuły

Manipulowanie

"Litość Boga" w reż. Jana Maciejowskiego na Scenie w Bramie Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Porządna teatralna robota. Tekst może nieszczególnie odkrywczy, ale atrakcyjny. Przyzwoite aktorstwo

Więzienie. Cela czterech morderców - cztery metalowe łóżka ustawione rzędem pośrodku Sceny w Bramie. Mordercy to Doktor (Andrzej Hudziak), Eugeniusz (Wojciech Skibiński), Match (Maciej Jackowski), Aleks (Andrzej Młynarczyk). Doktor jest chyba lekarzem, w każdym razie człowiekiem lepiej wykształconym i mniej prymitywnym niż współwięźniowie. Match jest sympatycznym brydżystą, Eugeniusz czarusiem, Aleks - bokserem i sutenerem. Każdy z nich kogoś zabił i każdy odsiaduje dożywocie. Ale kogo zabili? Trudno odgadnąć, bo po pierwsze więźniowie twierdzą, że siedzą za niewinność, a po drugie - nudny więzienny żywot urozmaicają sobie opowiadaniem i odgrywaniem rozmaitych wersji wydarzeń z przeszłości. Które z nich są prawdziwe, nie wiadomo. Nie wiadomo, kto był naprawdę ofiarą, jakie były powody morderstw i czy naprawdę do nich doszło. Może rzeczywiście więźniowie siedzą za niewinność? Ale jednak jakiś powód odgrywania wydarzeń z przeszłości musi być, zapewne jest nim traumatyczne przeżycie, czyli morderstwo.

Przez półtorej godziny oglądamy monotonne więzienne życie, którego rytm wyznaczają gaszenie światła, posiłki przynoszone przez strażnika (Marek Chudziński), pompki i podskoki dbającego o formę Aleksa. Rozmaite są rodzaje gier uprawianych przez więźniów. Match odgrywa kochankę Eugeniusza, Doktor wspomina swoje ponure dzieciństwo (jego piękny i udany brat zmarł, on żył - ku rozpaczy matki), Aleks i Eugeniusz przygotowują się do meczu bokserskiego (który oczywiście się nie odbędzie), Match udaje radio nadające wiadomości No i próbują - jak w teatrze - różne wersje scen morderstw. Więźniowie tworzą idealny związek, więc gdy dokwaterowano im piątego (o całej sprawie tylko się nam opowiada), postanowili go skłonić do samobójstwa, co się udało. Na koniec okazuje się, że w tym idealnym związku zatarła się również tożsamość; już nie wiedzą, który jest którym, a Doktor oznajmia, że pozostali są jedynie jego snem. Nie pozostaje nic innego, jak ogłosić Doktora Bogiem.

Przedstawienie jest zrobione i zagrane przyzwoicie, aczkolwiek przebiega stanowczo zbyt pospiesznie i na skróty. Brakuje rytmu, precyzji w pokazaniu zmieniających się nieustannie gier, zagłębienia się w tajemnicę tego dziwnego związku. Po kwadransie temat spektaklu (czyli brak granicy między prawdą i fałszem) staje się oczywisty i następne sceny właściwie niczego ciekawego nie mówią. Tyle że z pewną przyjemnością ogląda się aktorów, grających naturalnie i z wdziękiem (niestety niewiele więcej można o nich powiedzieć), i słucha ciekawego, mało znanego tekstu. Ale to chwilowa przyjemność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji