Artykuły

Ballada o Szekspirze, co trafił pod strzechy

Była sobie raz wieś dalmatyńska a w niej spółdzielnia produkcyjna i miejscowa organizacja Frontu Narodowego. Lata były pięćdziesiąte, stosunki wczesno-socjalistycane, wieś nazywała się Głucha Dolna (a naprawdę Mrduśa Donja). We wsi był aktyw, na czele aktywu stał jego przewodniczący, osoba zasłużona, z gruba acz pryncypialnie ciosana i mocno despotyczna. Zwana go Matę Bukanca. Albo poufale: Bukara. Bano się go tyle, ile trzeba, tyle, ile trzeba okazywano mu szacunku i posłuchu.

W tej to wsi, dnia pewnego, postanowiono wystawić siłami członków spółdzielni produkcyjnej i rzecz jasna aktywu przede wszystkim - "Hamleta" Szekspira jako czyn podjęty w ramach akcji upowszechniania kultury i podnoszenia jej poziomu w społeczeństwie. "Hamleta" widział kiedyś ktoś raz jeden w mieście, w teatrze. Skoro widział - opowiedział gromadzie. Spodobało się, no i zdecydowano: zagramy. Potem byty próby, które ujawniły, że chodzi o króla, królową, królewicza, zamek, morderstwo, zdradę i parę innych jeszcze rzeczy. Rzeczy nie do przyjęcia dla prawdziwych demokratów budujących wolne, socjalistyczne społeczeństwo. Kazano więc poprawić "Hamleta", napisać go językiem powszechnie używanym, takim, co da się na przykład śpiewać, polecono oczyścić wątek fabularny, dostosować całą intrygę do tego co, owszem, spotkać można było i w Głuchej Dolnej: walki złego z dobrem, nieszczęśliwej miłości, trzymającej się mocno kliki. Dopiero tak spreparowany przez zastraszonego dymisją nauczyciela wiejskiego szekspirowski "Hamlet" znalazł się w próbach.

I dopiero wtedy zaczęło się: znani, swoi, aktywiści z Głuchej Dolnej przeistoczyli się niepostrzeżenie w Klaudiusza, Poloniusza, Ofelię, Laertesa, Gertrudę. Zaczęło być ważne, że oto - Bukara - to król, bufetowa Majkaca to królowa, a zakochana Andzia to nieszczęśliwa Ofelia, którą wykorzystano do podłej intrygi przeciwko sprawiedliwemu królewiczowi Hamletowi.

Okazało się: wszystko u Szekspira jest obce, ale i takie samo jak tutaj, w kraju winorośli. Ofelia to przecież prawdziwa Andzia, którą - i owszem - wplątują w świństewka przeciwko dociekliwemu narzeczonemu, co gra Hamleta, a dyszy prawdziwą zemstą, bo mu Klaudiusz - Bukara, głowa aktywu, wsadził do więzienia ojca. Poloniusz kumpel Bukary, co wiele o nim wie, ale mówić nie bardzo może...

Poplątało się wszystko, pomieszało. Grano "Hamleta" w skocznym rytmie ludowej ballady, popijano w trakcie winko świeże ze spółdzielczych winnic, poprzebierano się w stroje wypożyczone z teatru, zrobiła się zabawa, o jaką chodziło, czyn upowszechnienia stał się faktem.

I wszystko byłoby naprawdę wspaniale, gdyby nie to, że oto - powiesił się w dalekim więzieniu niesłuszenie posądzony ojciec chłopaka co buntował się tu jako syn mściciel i Hamlte jednocześnie. Cóż, dysonans, w życiu tak bywa. Bajka, żywa i kolorowa zastygła jakby na moment: chwila grozy - kto temu winien? Kogo oskarżyć? Właściwie - kto będzie miał odwagę rzucić to oskarżenie w twarz Bukarze, przewodniczącemu, o którym wszyscy wiedzą, że to on ukradł, a wsadził za to kolegę. Oskarży Hamlet - syn samobójcy. Oskarży i odjedzie karetką do szpitala dla nerwowo chorych.

A zabawa trwa dalej: żywiołowa, witalna, wspaniała zabawa we wsi dalmatyńskiej Głucha Dolna, w której tak udatnie, ładnie i z sukcesem przygotowano niezapomniane przedstawienie "Hamleta" zorganizowane przez miejscowy aktyw Frontu Narodowego, członków spółdzielni produkcyjnej i dzięki jego ofiarnej pracy i samozaparciu.

Najnowsze przedstawienie w Teatrze na Woli to właśnie to: ballada o Szekspirze, który trafił pod dalmatyńskie strzechy, a także co z tego dalej wynikło i co wyniknąć nie mogło. Przedstawienie żywe, udane i choć aktorsko nierówne (co często zdarza się w tym teatrze) - przecież świetne. Powstało w oparciu o sztukę chorwackiego dramaturga współczesnego, czterdziestojednoletniego nauczyciela gimnazjum w Szybeniku Ivo Breśana. Sztuka nazywa się po prostu: "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" (Predstawa "Hamleta" u selu Mrdusa Donja), przełożył ją na polski Stanisiaw Kaszyński. "Dialog" opublikował ją w nr 1/75. "Przedstawienie Hamleta..." jest początkiem tryptyku plebejskiego, którego dwie pozostałe części autor nazwał ("Hamleta...." zresztą też) tragigroteskami. Każda z tragigrotesek wprowadza we współczesność konkretną i namacalną jakiś mit uniwersalny: stąd - Szekspir w "Hamlecie" Wątek faustowski w "Szatanie na wydziale filozoficznym" i Chrystus w "Wizji Jezusa Chrystusa w koszarach". Bresan wyznaje w liście pomieszczonym w programie teatralnym "Przedstawienie Hamleta...": pragnę realizować zasadę, którą wyznaję od młodości i która tkwi we mnie jako mój ideał estetyczny: połączyć wzniosłe i banalne. Udało mu się to, w "Przedstawieniu Hamleta..." na pewno. (Na dalsze konfrontacje wypadnie poczekać - niegotowe przekłady). Udało się też osiągnąć to samo w teatrze.

Spektakl "Przedstawienie Hamleta..." wyreżyserował starannie, stylowo, z rozmachem, by nie rzec, brawurowo - Kazimierz Kutz, twórca dotąd filmowy. Radosną, "balladową" (jeśli wybaczą mi czytelnicy ten neologizm) scenografię opracował Marian Kołodziej. Takąż muzykę, wystylizowaną na folklor a przecież oryginalną i bardzo zintegrowaną z rytmem scenicznej ballady Edward Pałłasz.

Prawdziwą i wielką kreacją aktorską (Matę Bukara - Klaudiusz) stworzył tu Tadeusz Łomnicki. Partnerowali mu: interesująco - Maria Chwalibóg (bufetowa - Królowa), zadowalająco - Konrad Morawski (Puljo - Poloniusz), poprawnie - Sylwester Paiwlowski, Marian Rułka, debiutant Adam Ferency (Simurina, nauczyciel Skunca i Joce - Hamlet), stylowo -- Maria Czubasiewicz (Andzia - Ofelia).

Są w tym przedstawieniu sceny dużej urody i ogromnej siły wyrazu: Kiedy Bukara - Łomnicki rozszaleje się w samoupojeniu, kiedy roztańczy się, roztupie, rozdelektuje się w kondycji króla. Ubrany w długi płaszcz królewski, wyposażony w insygnia władzy, usadzony na podwyższeniu z królową - Majkaćą, do której chętnie zawsze sypie koperczeki pod bokiem, z dzbanem wina, z euforią na twarzy. Król - władza, król w baj.ce o Hamlecie i władza tutaj - w Głuchej Dolnej ... Ciężki, nieruchawy pozwala sobie na łaskawość: bawcie się gromado, tańczcie razem ze miną, pijcie i weselcie się, gotowaliśmy... Świetne, rubaszne gesty, ochrypły od nadmiaru dźwiganej na sobie odpowiedzialności głos, reakcje zwolnione i ten płaszcz, który jest jak z szopki, z herodów, z teatru elżbietańskiego też, ale najważniejsze, że - cokolwiek by nie powiedzieć - płaszcz to królewski... Rola - klejnocik; plebejski bohater i plebejska szuja - zwyczajnie i po prostu, czy lepiej - szuja ludzka. Witalna, silna, bo tchórzliwa, konformistyczna szuja, która znajdzie się wszędzie i zawsze: jako plewa, cena demokracji, produkt uboczny, norma? Albo, kiedy przebierze się za Królową Majkaća - bufetowa - Maria Chwalibóg. Soczyście głodna życia, życia w ogóle, byle przeżywanego ostro i mocno. Suknia królewska nie peszy jej, ale wycisza reakcje. Coś z motywu "damą być" pobrzmiewa tu, ale nie tylko: dominuje godność. Ho, ho - królowa.

Plebejskie, świeże, dosadne i inteligentne przedstawienie, podczas którego nie gaśnie na widowni śmiech.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji