Artykuły

Kompozytor radykalny

- Sztuka powinna być ogólnodostępna. W radiu powinniśmy słuchać kompozycji, a nie "muzyków". W naszych domach powinny wisieć obrazy artystów. Powinniśmy też jeść piękne kompozycje kulinarne z fantastycznych talerzy Rosenthala (śmiech), a dzieci powinny odbijać na ścianach szablony Banksy'ego - rozmowa z kompozytorem RAFAŁEM ZAPAŁĄ.

Martyna Pietras: Skąd wziął się pomysł na akcję "Romeo i Julia"?

Rafał Zapała: Pretekstem był festiwal "Miasto Zdarzeń". Zgłosili się do mnie ludzie z Teatru "Barak Kultury". Planowali zorganizowanie akcji teatralnej z aktorami i chcieli oprawić ją muzycznie. Nie lubię opraw muzycznych, więc wymyśliłem akcję muzyczną, która rządzi się własnymi zasadami. To był eksperyment, taki happening muzyczny.

Jak go zrealizowałeś?

- Skomponowałem utwór na ulicę Św. Marcin z użyciem naturalnego ruchu ulicznego i grup instrumentów. Z okien Akademii Muzycznej grały grupa dęciaków i DJ-ów, a z drugiej strony ulicy rozbrzmiewała muzyka live electronic. Taką akcję zawsze można gdzieś przenieść i odtworzyć w innych warunkach. Przestrzeń bardzo mnie inspiruje, miejska również. Interesują mnie działania typu "sound design", przetwarzanie przestrzeni dźwiękowych i ingerencja w przestrzeń miasta. Współpracuję m.in. ze Starym Browarem.

To ważne, by muzyka wyszła do przestrzeni?

- Bardzo! Żyjemy przecież w przestrzeniach. Zamykanie sztuki w filharmoniach powoduje rozdźwięk życia i sztuki. A sztuka powinna być ogólnodostępna. W radiu powinniśmy słuchać kompozycji, a nie "muzyków". W naszych domach powinny wisieć obrazy artystów. Powinniśmy też jeść piękne kompozycje kulinarne z fantastycznych talerzy Rosenthala (śmiech), a dzieci powinny odbijać na ścianach szablony Banksy'ego. To mój ideał - żeby sztuka była wszędzie i żebyśmy mogli wśród niej żyć.

Jakie są twoje korzenie muzyczne?

- Pierwszy to cała muzyka offowa - muzyka lat 80. i 90., polski rock i punk, które wyewoluowały w działania elektroniczne. Z drugiej strony mam wykształcenie akademickie i za sobą 12 lat gry na fortepianie, ćwiczenie Bacha itd. Trzecim nurtem jest radio i muzyka pop. To wszystko do dzisiaj mnie interesuje.

Na swojej stronie internetowej wspominasz o muzyce "radykalnej". Czym ona jest?

- To pojęcie pochodzi od Theodora W. Adorno i dotyczy mechanizmów rynkowych. Muzyka "radykalna" nie jest produktem show-biznesu. To wolny twór wolnego artysty, którego celem jest wyrażenie swoich artystycznych idei i tendencji. Muszę podkreślić, że kategoria radykalności nie dotyczy gatunku muzyki czy konkretnej stylistyki. Muzyka radykalna w moim rozumieniu to muzyka szczera i prawdziwa.

Robisz muzykę radykalną?

- Staram się. Może brzmi to trochę górnolotnie, ale dla mnie ważna jest uczciwość artysty wobec słuchacza i wobec siebie samego. Z drugiej strony przyznaję, że robię też muzykę nieradykalną - użytkową, na zamówienie. Muzyka do filmu czy do teatru często nie jest muzyką radykalną, tylko użytkową i sytuacyjną. I nie ma w niej nic złego. Ale nie jest to twórczość artystyczna, która cenię najbardziej.

Ludzie szukają szczerości w muzyce?

- Nie wiem, czego szukają ludzie. Ja po prostu uważam, że powinnością artysty jest mówić szczerze.

Jesteś przeciwny mechanizmom rynkowym?

- Robią muzyce coś złego. Uprzedmiotawiają ją, pakują w paczki, wkładają do hipermarketów. To potężna machina, wobec której jesteśmy bezbronni. Fascynujące, że Adorno opisał ten problem już w latach 50., a my doświadczamy tego dopiero teraz. Próbujemy poznać te mechanizmy i używać ich kreatywnie. Niestety, przy tym zawsze trzeba pójść na kompromis - wziąć pod uwagę rynek, sformatować się - przez co rezygnujemy z radykalizmu i uczciwości. To jest złe, dlatego staram się chodzić na kompromis w najmniejszym stopniu, w jakim to możliwe.

Co cię inspiruje?

- Inspirują mnie myśli, kształty, obrazy, książki, filozofia, nowości. A także kontakt ze zwykłymi rzeczami: jedzeniem, ubraniem i w ogóle ze światem.

Jedzenie inspiruje?

- Jedzenie to przecież kompozycja! Gotowanie pomidorówki to półgodzinna etiuda (śmiech).

A wyjazd na Open'er Festival?

- Jest bardzo inspirujący. Jest też powrotem do czasu dzieciństwa i młodości - mojej drugiej drogi rozwoju: nurtu muzyki lat 80. i 90. Wychowywałem się na tym, grałem w takich zespołach i szanuję je do dzisiaj. Mam dużo szacunku do różnych kultur muzycznych, które dane mi było poznać.

Jak to się stało, że byłeś perkusistą sesyjnym, m.in. Justyny Szafran?

- Potrzebowałem pieniędzy. Chyba byłem dobrym muzykiem, bo ktoś do mnie zadzwonił i poprosił o współpracę. Ale to były raczej epizody z życia muzyka sesyjnego (śmiech). Na perkusji grałem przez dłuższy czas m.in. w Loco Star, Drum Machinie, Viksie Kovacz. Miałem też przyjemność grać Warszawie z zespołem L.E.M. i Tymonem Tymańskim jako support przed koncertem Herbiego Hancocka. To było przed premierą jego płyty "Future 2 Future". Miałem mnóstwo tego rodzaju epizodów.

Grasz regularnie?

- Od czterech lat moja działalność koncertowa i pozaakademicka minimalnie osłabła. Zaangażowałem się w pracę na uczelni. Chwilowo zrezygnowałem ze współpracy z zespołami, ale na pewno niedługo znów się tym zajmę.

W 2007 roku razem z Filipem Wałcerzem założyliście zespół an_Arche NewMusicEnsemble. Dlaczego?

- Odkąd pamiętam, kompozytorzy mieli problem z wykonaniem swoich utworów. Prosili kolegów, a oni z kolei nie rozumieli tych wszystkich "nutek". Od zawsze był to problem, wiedziałem, że nie może tak dłużej być. W przerwie między studiami zająłem się muzyką pozaakademicką. Tworzyłem i prowadziłem zespoły i różne projekty, także jednorazowe. Komponowałem też muzykę do różnych eventów. Założenie zespołu muzyki współczesnej było moim celem od zawsze.

Dogadałeś się z Filipem?

- Znalazłem w nim bratnią duszę. On jest zainteresowany muzyką współczesną, to bardzo dobry pianista. Znaleźliśmy wspólny język. Dodam, że an_Arche istniało minimalnie wcześniej przed an_Arche NewMusicEnsemble. Odbył się nawet koncert kwartetu smyczkowego an_Arche Quartet w Scenie na Piętrze. To był pierwowzór grupy.

Chodzicie z Filipem wspólnymi muzycznymi ścieżkami?

- W ostatnim roku mieliśmy różne zajęcia. Ja kończyłem studia i rozpocząłem pisanie pracy doktorskiej. Brakowało mi czasu na współpracę. Sam zespół występował na festiwalach, dał kilka koncertów. Działalność kreatywnego zespołu muzyki współczesnej wyobrażam sobie szerzej - jako kolektyw świadomych muzyków, otwartych na eksperyment i ryzyko. Wychodzący z "klasycznych" ram w miejską, niepewną przestrzeń - to jest moja wizja.

Muzyka poważna jest nudna?

- Muzyka jest fascynująca w ogóle! A tzw. muzyka poważna to ogromna katedra ludzkiej wyobraźni. Ale pisanie takiej samej muzyki jak Brahms, nie ma sensu. Nie widzę sensu ścigania się z Brahmsem. Nawet nie śmiem.

Rock, jazz, avant pop, muzyka elektroniczna i klubowa - strasznie dużo tych wpływów u ciebie. Jak je łączysz w coś nowego i jednolitego?

- Czuję zagrożenie wypływające z moich wielu doświadczeń. Z drugiej strony umysł musi być otwarty. Muzyka jest różna i ja się na nią nie zamykam. Każda niesie jakości, których nie wartościuję. Nie mogę powiedzieć, że black metal jest słaby, a spektralizm świetny. To są odrębne pomysły estetyczne, techniczne, technologiczne i kompozytorskie. Respektuję każdą kulturą muzyczną. Chciałbym pisać każdą muzykę, tylko brak mi czasu. Marzę też, by grać w kilkudziesięciu zespołach i żeby każdy był inny.

Nie boisz się krytyki swojej twórczości?

- Boję się. Sam sobie zadaję pytanie, czy nie jestem zagrożony efektem "choinki-patchworku", zarzutem dyletanctwa czy pójścia na skróty. Z drugiej strony nie mnie oceniać, czy moja muzyka to składanka i koncert życzeń, czy przeciwnie - jest w niej logika, system, myśl i energia. Widzę zagrożenia, ale nie chcę rezygnować z szerokiego spektrum. Wydaje mi się, że fascynujące jest właśnie szukanie środka - jakiejś nowej jakości.

Śledzisz nowinki techniczne?

- Nie jestem fanem elektroniki, nie interesują mnie nowe modele komórek czy magnetowidów. Natomiast mam mnóstwo potrzeb zawodowych - w muzyce jestem i staram się być elektronicznie na bieżąco. Fascynuję się też programami, które umożliwiają kreatywne tworzenie muzyki.

Masz jakieś nowe projekty i pomysły?

- Właśnie zajmuję się jednym. Robię projekt i s o | a t i o n . Samodzielnie improwizuję na fortepianie, przetwarzanym elektronicznie. Premiera odbyła się w kwietniu, w ramach festiwalu "madeinpoznan.org" w Starej Rzeźni. To taki konceptualny pomysł, współczesno- radykalny (śmiech). Bardzo inspirująca jest też dla mnie praca z Lidią Zielińską w Studiu Muzyki Elektroakustycznej na wydziale kompozycji Akademii. To miejsce, gdzie najnowsze idee techniczne spotykają się ze współczesną kompozycją.

Dlaczego nie brałeś udziału w Konkursie Młodych Kompozytorów?

- W ogóle nie biorę udziału w konkursach. Nie lubię komponować na czas, na określony skład, na narzucone tematy. Jeśli chodzi o muzykę współczesną, którą szanuję najbardziej w mojej działalności, to chciałbym mieć pełną wolność. Nie chcę się ścigać, bo to już jest elementem marketingu, w którym chodzi o promowanie siebie.

Nie zależy ci na tym?

- Oczywiście, że chciałbym być wykonywany i słuchany, ale nie jestem mistrzem świata w marketingu (śmiech).

***

Rafał Zapała

Urodził się w 1975 r., ukończył kompozycję i dyrygenturę chóralną na poznańskiej Akademii Muzycznej. Komponuje, aranżuje, remiksuje i improwizuje m.in. na perkusji i live electronic. Tworzy też muzykę teatralną. Obecnie jest doktorantem na krakowskiej Akademii Muzycznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji