Wiem, jak boksować się z czasem
- To prawda, w Krakowie czuję się kochany i ja kocham Kraków. Ale lubię też atmosferę Płocka, jego architekturę, piękną skarpę nad Wisłą i ludzi, którzy są głodni teatru, może nawet bardziej niż gdzie indziej. Interesują mnie nowe wyzwania, nowe jakości - mówi JAN NOWICKI o tym, że będzie grał w płockim teatrze.
Za kilka miesięcy skończy 70 lat, jednak to nie z powodu tej okrągłej rocznicy kilka tygodni temu ożenił się po raz pierwszy.
Rozmawiamy podczas Międzynarodowego Festiwalu Cinemagic.pl w Płocku, gdzie obchodzi pan jubileusz 45-lecia pracy twórczej. Dlaczego właśnie tutaj?
- Jubileusz jest największym koszmarem, jaki może się komuś przytrafić.
Człowiek musi udowadniać, że jeszcze się w ogóle rusza, coś tam próbuje, śpiewa... Tak jak przetańczyłem wesele, bo musiałem pokazać gościom, że jestem panem młodym. Nie upatruję nic szczególnego w fakcie, że ktoś przeżył i przepracował ileś tam lat. Nie zgodziłbym się na ten benefis, ale lubię to miasto i ten festiwal, który jest czymś absolutnie szczególnym, bo prezentuje zawody filmowe. Nie tylko aktorów czy reżyserów, ale też wózkarzy czy kostiumologów, ludzi skromnych, którzy robią jednak wielką, często światową robotę, a nikt o nich nie wie.
Musi pan bardzo lubić to miasto, skoro dziś, ku zaskoczeniu, ale i radości widowni, ogłosił pan, że będzie na stałe grał dla niej w teatrze płockim. Pan - legenda Krakowa. To nieco zadziwiająca decyzja...
- Dlaczego? Mam chałupę pod Gostyninem, niedaleko stąd, w Kowalu. To prawda, w Krakowie czuję się kochany i ja kocham Kraków. Ale lubię też atmosferę Płocka, jego architekturę, piękną skarpę nad Wisłą i ludzi, którzy są głodni teatru, może nawet bardziej niż gdzie indziej. Interesują mnie nowe wyzwania, nowe jakości. Dlaczego mam udawać światowca, skoro jestem stąd?
I tylko przypadkiem znalazł się pan w Paryżu, Budapeszcie? W samym tylko hotelu MDM w Warszawie mieszkał pan w sumie przez dwa i pół roku!
- Tak! Przypadkiem. Byłem w rozjazdach, bo kręciłem dużo filmów. Uruchamianie kamery to jak uruchamianie nadziei. Kochałem i kocham to może nawet bardziej niż scenę. Jeździłem więc i nadal dużo jeżdżę po świecie, ale tak naprawdę nigdy nie wyprowadziłem się z Kowala. Gdziekolwiek byłem, zawsze pamiętałem zapach miejsca, w którym się urodziłem, i jak pachniała niedziela trzydzieści lat temu...
Teraz ma pan kolejny dom, w Warszawie...
- Sam dom to tylko mury. Miejsce, w którym śpimy, jemy i umieramy
Prawdziwą siłą domu jest przecież marzenie o nim.
Ale pan chyba już nie musi o nim marzyć. Prawdziwy dom to, niezależnie od miejsca, ukochana osoba u boku. Kocha to się w panu wiele kobiet, ale skutecznie im się pan opierał, nie dał ujarzmić na tyle, by dać się zaciągnąć do ołtarza. Dopiero Małgorzata Potocka od niedawna jest pana żoną...
- Ożeniłem się nie dlatego, że chciałem być mężem. Małgorzata tak po prostu powiedziała bardzo ważną rzecz: Janku, ja nie chcę być kolejną kochanką Nowickiego. To mnie urzekło. Proszę mnie nie pytać, dlaczego to zrobiłem. Proszę zapytać Małgorzatę, dlaczego zrobiła to po raz piąty. Może nie potrafiła żyć w uczuciowym chłodzie? Szukała miłości na całe życie?
Teraz jest nie tylko zakochana, ale i zafascynowana panem!
- Nigdy nie zainteresowałbym się kobietą, która jest mną zafascynowana. Raczej taką, która jest mną... zaniepokojona.
A Małgorzata jest?
- Powinna być w każdym razie.
Zdarzyło wam się już pokłócić?
- Nie ma dnia bez kłótni! Małgorzata jest silna, niezależna i trudna. Ja też nie należę do uległych. Ale nasze spory zawsze pięknie się kończą, bo Małgosia ma taką fajną cechę, że zawsze wie, kiedy się przytulić.
Oboje macie niełatwe charaktery, a poza tym różnicie się podejściem do życia. Małgorzata, wulkan energii, mówi, że urodziła się, żeby być zawsze młodą i nigdy nie umrzeć.
Dlaczego pan tak często mówi o przemijaniu?
- Czas jest Bogiem. Myślałem o czasie, nawet kiedy byłem mały. Przemijanie, jak i dojrzewanie, to naturalny proces. Nie można mieć pretensji do środy, że po niej jest czwartek. Jesteśmy przecież po to, żeby nas nie było. Czas , mnie nic przeraża, bo nie kokietuję go, ale wiem, jak się z nim boksować. Mężczyźni lepiej się starzeją, bo mają to w nosie. Kobiety robią z tego dramat. Mnie moja zewnętrzność nie obchodzi, nie jestem prostytutką. Odmładza nas tylko nasza potencja, nasz zapał. I tutaj jest ten ważny punkt wspólny mój i mojej żony, bo obojgu nam nie brakuje tej pasji, która każdego dnia daje siłę i nadzieję, że jeszcze zdarzy się coś ważnego.