Artykuły

Songi z morałem

Z baśni Andersena został tylko fabularny pretekst: Królowa Śniegu porywa Kaja, nieszczęsna Gerda szuka go i spotyka tzw. ciekawych ludzi, w końcu znajduje ukochanego i uwalnia. Po drodze roi się o symboli, morałów i scenicznych atrakcji

Powiedzmy to od razu: Wojciech Kościelniak wyreżyserował typowy dla siebie, gęsty od znaczeń, efektowny i głośny spektakl, z którego zrozumieniem dzieci (i, nie da się ukryć, także ich rodzice) mogą mieć spore problemy.

Jak przełożyć perwersyjne często okrutne sceny z baśni Andersena na język teatru muzycznego? Jak kazać dzieciom, zaangażowanym do spektaklu, zagrać pokraczny sadyzm, przez samego autora często topiony w nabożnym sosie? Prosta sprawa - nie można. Dlatego autorka libretta Anna Miklaszewską i reżyser zrezygnowali z rozpoetyzowanych, często mało czytelnych ustępów, okroili arcydzieło Andersena do emocjonującej fabuły i napisali własny kawałek o: nędzy ludzkiej egzystencji, rywalizacji od najmłodszych lat, wątpliwych urokach pracy w biurze (tak!), jałowym szukaniu sensu życia, nagłym wchodzeniu w dorosłość, potędze szczerego serca, pożytkach z ignorancji...

Tych nauk podawanych w kaznodziejskich songach jest w spektaklu Kościelniaka wiele. Zbyt wiele, by brać je do serca. Musi wystarczyć radość z patrzenia i słuchania.

Przygoda, przygoda

I wystarcza, bo myślenie wiedzie na manowce. Spektakl otwiera scena z diabłem (należycie demoniczny Konrad Imiela), który podtyka ludziom pod nos zwierciadło prawdy: rzeczy ładne stają się brzydkie, na wierzch wychodzą paskudne charaktery, sielska Kopenhaga zamienia się w zalane czerwonym światłem piekło. Dzieci się boją, a rodzice gratulują sobie erudycji: też oglądali "Miasteczko Twin Peaks" czy "Zagubioną autóstardę". Świat, w którym żyją Kaj (Filip Małek) i Gerda (Martyna Kubicz), to bardzo niewesołe miejsce. Mieszczańska stateczność to maska i aż strach pomyśleć, co się pod nią kryje.

Uniesione za wysoko diabelskie lustro spada na ziemię i rozbija się na miliardy okruchów. Jeden wpada do oka Kajowi. O nim będzie ta historia - i o wszystkich, którym diabeł prawdy i rozumu zatruł serce. Kaj staje się nieznośny, uciążliwie dąży do perfekcji ("Na moje miejsce czeka stu innych!" - krzyknie do Gerdy. Swoją | drogą świetnie zagrana scena: aż chce się wstać i utrzeć smarkaczowi uszu), w końcu porywa go Królowa Śniegu i uprowadza gdzieś na północ. Gerda rusza za nim, zaczyna się niebezpieczna przygoda. W domostwie staruszki-ogrodniczki dziewczynka dowie się, że nie wolno ufać nieznajomym, para wron opowie jej o złudnej wolności, na dworze nierzeczywistych księcia i księżniczki zobaczy, że czasem, choć to bywa nudne, dobrze nie znać całej prawdy o świecie, a mała rozbójniczka chluśnie całkiem niedziecięcym cynizmem (w tej roli rewelacyjna Monika Malec).

Zmieniają się plany (jak w księdze - świetny pomysł z przerzucaniem kart), wyświetlane są komputerowe animacje, migają światła i dudni przebojowa muzyka Piotra Dziubka. Łatwym chwytem jest wprowadzenie na scenę ogromnych pluszaków: to zawsze działa, okoliczne sklepy z zabawkami mogą spodziewać się zwiększenia obrotów, zwłaszcza że idą święta. No i te anioły - u Andersena ledwie wspomniane, a u Kościelniaka występujące w całym zastępie.

Co z tą królową?

Kim jest zepchnięta do podtytułu baśni Królowa Śniegu? Strażniczką Prawdy? Złą wiedźmą polującą na niegrzeczne dzieci? Rozkapryszoną władczynią, która zabawia się z poddanymi? To na jej dworze Kaj odchodzi od zmysłów, próbując wydrzeć tajemnicę wieczności, gubiąc się w matematycznych domysłach i zapominając o świecie. I to ona szybko traci zainteresowanie swoją ofiarą: woli beztroski kontredansik z paziem. A może jest wielką metaforą życia pozbawionego uczuć?

Królową Śniegu gra zjawiskowo piękna Magdalen Szczerbowska i mam wrażenie, że reżyser obsadził ją w tej roli z premedytacją, myśląc o zniecierpliwionych rozwiązywaniem tych zagadek tatusiach.

A co z Gerdą?Umarła czy nie umarła u progu lodowego pałacu? (u Andersena: "Dziewczynka weszła do wielkiej pustej, zimnej sali. Zobaczyła Kaja (), ale on siedział zupełnie cicho, sztywny i zimny"). I jakim cudem - jak zauważyła siedząca obok mnie sześciolatka - Kajowi wypadł z oka kawałek diabelskiego lustra? I o co chodzi w finałowej pieśni o rzece? Utonąłem w tej mistyce, a dzieci w rozrzucanych z balkonu balonach. Nadmuchanych do oporu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji