Prezydentki
Werner Schwab zmarł na skutek przedawkowania alkoholu w Nowy Rok 1994. Prapremiera "Prezydentek" odbyła się już po jego śmierci.
Trzy samotne kobiety zamknięte w ciasnym wiedeńskim mieszkaniu. Ich oknem na świat jest telewizor. Każda ze swoim nieudanym życiem w obliczu mszy papieskiej, która w niczym nie zmniejsza samotności. Nie mają nic, nawet z marzeń, w których desperacko próbują się pogrążyć, można je z łatwością okraść. Każda ma swoją opowieść o nieudanym życiu, każda próbuje projektować weselszą przyszłość, żadna nie chce przyznać się do klęski Jedynie Maryjka bez przerwy obnaża rojenia przyjaciółek, za co poniesie karę - poderżną jej gardło. W tekście Schwaba poraża przede wszystkim język, stworzony od nowa, idealny dla teatru. Dosadny, wulgarny, w całości przystosowany do nowej wrażliwości. W spektaklu Grzegorza Wiśniewskiego gra Halina Wyrodek, znana przede wszystkim z Piwnicy pod Baranami. Wspaniała aktorka, która potrafi z niezwykłą łatwością wlewać w dusze widzów wielkie wzruszenia.
Grzegorz Wiśniewski: Wierzę w teatr
Reżyser (31 lat), który zabłysnął "Prezydentkami" w krakowskim Teatrze STU. Dobra wróżba dla polskiego teatru.
ELLE: Którędy wszedłeś do teatru?
GRZEGORZ WIŚNIEWSKI: Najpierw były studia w seminarium duchownym, potem teologia i wreszcie reżyseria w Krakowie. Wszystko zaczęło się naprawdę od "Braci Karamazow" Lupy, na których wymknąłem się pokątnie z seminarium. Wtedy zobaczyłem, że wspólnoty mogę szukać także w teatrze.
ELLE: Masz swoje teatralne motto?
G.W.: Po co mi motto. Jestem żywym człowiekiem. Nie chcę być określany czy zamottany. To uśmierca.
ELLE: Teatralne marzenie?
G.W.: Założyć własny teatr w Warszawie. Zacząć od zera, znaleźć miejsce, które daje możliwości teatralne. Ludzi już mam. Przyjaciół-aktorów, którzy pójdą za mną. Choćby dziś.