Artykuły

Sztuka budowania nastroju

Polska premiera "Tamy" ("The Weir") Conora McPhersona w reżyserii Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej potwierdza tezę, że współczesna dramaturgia irlandzka to zjawisko godne uwagi. Irlandczy­ków zdaje się nie imać rozpleniona na scenach świata moda na dosadność języka, obscena i nie przebiera­jącą w środkach coraz ostrzejszą brutalność. Nie znajdują upodoba­nia, w podważaniu tradycyjnych norm etycznych, w kreowaniu świa­ta coraz mniej przejrzystych warto­ści czy w zajmowaniu się człowie­kiem upodlonym. Mistrzostwo częstokroć przyrównywane do Cze­chowa - ujawniają natomiast w bu­dowaniu nastroju klasycznie opo­wiadanych historii.

Po sztukach Briana Friela i Marti­na McDonagha mamy kolejnego au­tora z szansą na stałe zadomowienie się w naszych teatrach. Conor McPherson to rzadki przypadek praw­dziwie olśniewającej kariery. Studiował filozofię i filologię angielską na uni­wersytecie w Dublinie. Jeszcze jako student założył zespół teatralny Fly By Night, z którym wystawiał pierwsze monodramy: "Rum z wódką" i "Do­brego złodzieja". Tę drugą sztukę obej­rzało przypadkiem dwóch filmowców. Na pniu zamówili u McPhersona sce­nariusz, doradzili mu agenta. Jego następne sztuki "Altanka lipowa", "Świę­ty Mikołaj" i kolejne odniosły sukcesy na wielu scenach Londynu, kontynen­tu i Ameryki.

"Tama" wydaje się sztuką skrajnie dramatyczną. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom. Oto pub na odlu­dziu, gdzie widuje się kilku tych sa­mych, zmęczonych wieśniaków, sączą­cych piwo na równi z opowieściami o znikomości tego świata. Nagle poja­wia się urocza dublinianka. Kilku sta­rych kawalerów popada w rodzaj eufo­rii. Po kolei dzielą się z nią zdumiewa­jącymi historiami o ponadrozumowych zjawiskach, z którymi mieli do czynienia. Dziewczyna nie pozostanie im dłużna. Jej prosta, wstrząsająca opowieść, okaże się najbardziej trau­matycznym doświadczeniem.

Pozostaje kwestią stylu, że tak nie­skomplikowana i bliższa słuchowisku radiowemu forma sceniczna, wysta­wiona w jednej dekoracji kilku baro­wych sprzętów, przemówiła z niespotykaną siłą. Pozostaje kwestią dojrzałego aktorstwa wykonawców - głównie Krzysztofa Majchrzaka, który gra wła­ściciela zakładu samochodowego Jac­ka oraz Mai Ostaszewskiej w roli zabłąkanej mieszkanki stolicy - umiejęt­ność przekonania nas, że losy zmar­łych rzutują na prawdę o nas samych. Każdemu słowu i gestowi Majchrzaka po prostu się wierzy. Taka rola - wiel­ka, choć spektakl kameralny - czło­wieka z pozoru szorstkiego i nie ogła­dzonego, o wspaniałej, franciszkań­skiej pokorze i drzemiącym na dnie duszy cieple, od dawna się Majchrza­kowi należała. Chwała Agnieszce Lipiec-Wróblewskiej, że zobaczyła w tym dalece nie wykorzystanym aktorze po­tencjał innej wrażliwości, odbiegającej od stereotypu ról brutala i prostaka, w których jest z zasady obsadzany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji